Na twardych nogach po remis
Victoria Września w pierwszym meczu sparingowym przed rundą wiosenną zremisowała w Trzemesznie z V-ligowym Polaninem Strzałkowo 1:1. To była pierwsza potyczka w trudnym okresie przygotowawczym i widać było, że gra w piłkę sprawia naszym piłkarzom, szczególnie młodszym, bo trener sprawdzał młodzież, dużo problemów. Żeby było jeszcze trudniej piłkarze obu drużyn musieli zmagać się z silnym wiatrem, który często decydował o wydarzeniach boiskowych.
Do Trzemeszna nie pojechali wszyscy piłkarze tzw. pierwszego składu. Widziałem tylko kilku, m.in. Tobiasza Nowickiego, Jakuba Kwaśnego, Wiktora Strzelczyka, Michała Czerniaka, Arka Wolniewicza, czy Mikołaja Jankowskiego. Widać było, że trener Paweł Lisiecki chciał przyjrzeć się młodzieży, która bardzo aktywnie pracowała przez pierwsze 2 tygodnie zimowych przygotowań. Byli też nowi piłkarze, którzy chcieli się sprawdzić i powalczyć o angaż do szerokiej kadry. Od pierwszej minuty wyszli ci nieco starsi, bardziej doświadczeni i mieli ogromną przewagę nad Polaninem, ale z tej przewagi kompletnie nic nie wynikało. A to niedokładne podanie, a to pozycja spalona, a to jakaś szarpanina w środku pola, a to wiatr, a to coś jeszcze i ta gra kompletnie się nie kleiła. Widać było, że nasi zawodnicy są w trakcie mocnych, fizycznych treningów i nogi po prostu ich nie niosły. Były twarde, sztywne niczym hokeje znane z lodowych tafli. Mimo wszystko zabrakło mi w grze Victorii spokoju, takiego rozsądku i dojrzałości, które trzeba było wykazać właśnie z powodu zmęczenia. I zamiast grać sobie od partnera do partnera, dokładnie, by oszczędzać siły, nasi piłkarze często decydowali sie na długie piłki, które z wiatrem raz po raz wychodziły poza boisko. Kompletnie niepotrzebne były te wyścigi z wiatrem, a wysiłki zawodników z góry były skazane na niepowodzenie, ale ok, rozumiem, wynikały one z niedokładności i braku czucia piłki. Były jednak i dobre momenty. Te tyczyły naszej pary obrońców. Pozycje stoperów zajęli dwaj 17-latkowie: nasz Wiktor Pruchnik i gość z Dominowa, Marcel Węcławek. Młodzieńcy wsparci Jakubem Kwaśnym i Michałem Czerniakiem grali bardzo, ale to bardzo poprawnie. Muszę przyznać, że obu oglądało się z dużą przyjemnością, obaj mają dobre warunki fizyczne, są wysocy, sprawni, dobrze wyszkoleni i na tle niezbyt mocnego rywala dobrze sobie radzili. Uważam, że „z tej mąki może być chleb”. Wszystko jednak zależy od nich – od tego, czy zechcą ciężko pracować, uczyć się, doskonalić swoje umiejętności. Oby tylko chcieli!
Po 30. minutach gry trener Lisiecki dokonał kilku zmian i wprowadził do gry kolejną grupę młodzieży i kilku „obcych”. Po kolejnych 30. minutach sytuacja się powtórzyła. Powtarzam, warunki do gry były bardzo trudne, ale z tych piłkarzy, którzy nieco później weszli na plac gry najbardziej podobali mi się Kacper Kajdan i Igor Sarnowski. Ten pierwszy był bardzo aktywny. W jednej z akcji wyszedł sam na sam z bramkarzem, był faulowany i strzelał karnego. Zrobił to celnie, pewnie i dał Victorii prowadzenie. Potem jeszcze kilka razy pokazał się z dobrej strony. Jeżeli chodzi o młodzież, to w drugiej części tego meczu najlepsze wrażenie sprawiali Karol Pokładecki i Bartek Trzebiatowski. I obaj mogli się zapisać w kronikach z tego meczu. Karol miał 3 okazje do tego, by dać Victorii gola. Po znakomitych wyjściach na wolne pole, po prawej stronie boiska, mógł albo strzelać, albo dogrywać partnerom – niestety młodzieńcza fantazja go zgubiła i albo tracił piłkę, albo dokonywał złych wyborów. Mimo to Karol zasłużył na pochwały i wierzę że w kolejnych meczach będzie tylko lepiej, bo widać, że rośnie nam fajny skrzydłowy. Podobnie rzecz ma się z Bartkiem Trzebiatowskim. Widać, że ma potencjał i kilka razy to pokazał. Występ obu naszych młodzieńców zdecydowanie na plus! Z „obcych” żaden piłkarz nie zwrócił mojej uwagi i nie przekonał do swych umiejętności i nie mam co do tego pewności, mogę się mylić, ale chyba wszystkim testowanym graczom, oprócz oczywiście 17-letniego obrońcy z Dopiewa, trener Lisiecki podziękował i już ich nie zobaczymy.
Co do samego meczu jeszcze. Victoria miała zdecydowaną przewagę, mimo że gra wyglądała naprawdę słabo. Rywale tylko przeszkadzali, ale czynili to skutecznie, a to dzięki dobrze grającej obronie z dwoma wysokimi stoperami na czele. Mieli też w swojej :świątyni” bramkarza z prawdziwego zdarzenia – chłopa na schwał o dużych umiejętnościach (dobra gra nogami) i dużym potencjale, byłego piłkarza SKP Słupca i Sokoła Kleczew. Polanin na bramkę Victorii oddał bodajże 1 celny strzał, ale za to była to bomba pierwszej jakości. Adrian Kruszyński chciał wybić piłkę poza nasze pole karne i wybił. Uczynił to jednak tak niefortunnie, że futbolówka trafiła pod nogi piłkarza rywali. Ten sobie ją podbił i z powietrza kropnął pod poprzeczkę naszej bramki, której bronił już Milan Kryszak. Piłka wpadła do siatki, mimo że Milan palcami dłoni zdołał ją dotknąć. Niestety, nie zdołał jej wybić. Zabrakło wzrostu, zabrakło centymetrów i dlatego ofiarna, efektowna parada Milana nie była skuteczna.
Wielu piłkarzy Victorii pobiegało, inni zostali w domu, by kurować się i jak najszybciej dojść do pełnej sprawności Myślę tutaj przede wszystkim o Jakubie Groszkowskim, o Szymonie Krawczyńskim, o Hubercie Szauferze, czy Klaudiuszu Mareckim – wszyscy oni narzekają na urazy i oby przy pomocy fizjoterapeuty zdołali się z tych zdrowotnych kłopotów szybko wykaraskać, bo czas ucieka.
A przed Victorią drugi mecz sparingowy. Tym razem w sobotnie południe (12:00), w Gnieźnie, podopieczni Pawła Lisieckiego zagrają z Czarnymi Ostrowite. Rywal z niższej półki, zgoda, bo klasa okręgowa, ale mam wrażenie, że w tym momencie przygotowań, dla zmęczonych siłowymi treningami piłkarzy z Kosynierów będzie to rywal odpowiedni. Bo przecież nie chodzi o wynik, chodzi o wybieganie, o grę, o czucie piłki, o sprawdzenie pewnych pomysłów, rozwiązań, ustawień i możliwości zawodników, którym nogi nadal nie pracują – nie mają ani świeżości, ani dynamiki, choć z tygodnia na tydzień powinno być tylko lepiej.