Ekstremalne emocje: od smutku, do euforii!
Do meczu z Wiarą Lecha Victoria przystępowała z ogromną presją i to potrójną – rok temu przegrała u siebie z poznaniakami 1:2 i chciała wziąć rewanż, miała świadomość gry przy sporej publiczności i po trzecie za wszelką cenę pragnęła wygrać, by już zapewnić sobie prawo gry w barażach o 3. ligę. Jak się okazało stres był silniejszy, sparaliżował Victorię, która znów przegrała z Wiarą, tym razem 0:1. Ale smutek zastąpiła euforia, dlaczego?
od samego początku ten mecz się dziwnie zapowiadał, bo Wiara Lecha, na swojej stronie internetowej, ogłosiła, że, mimo poważnych ubytków w składzie, jedzie do Wrześni po zwycięstwo. Victoria wiedząc o kłopotach rywali podświadomie chyba zwietrzyła szansę na wygraną. Pragnęła zwycięstwa, bo chciała zrewanżować się poznaniakom za przegraną w ub. sezonie 1:2 i by, bez względu na wynik meczu Chodzieży z Lesznem, zapewnić sobie baraże bez nerwów w ostatniej kolejce spotkań, by nie zostawiać wszystko losowi, by na swoich warunkach zakończyć ligowy sezon.






I mam wrażenie, że te wszystkie okoliczności, te obawy, ta świadomość celu – wszystko to sparaliżowało nieco naszych piłkarzy, sprawiło, że zabrakło tego piłkarskiego luzu, swobody, tego pozytywnego cwaniactwa i pewności siebie, czyli cech, którymi Victoria w minionych 2 miesiącach imponowała.
Ale zanim o meczu słów kilka muszę wspomnieć o krótkiej uroczystości, która poprzedziła sam mecz. Otóż Victoria dziękowała dwóm panom „oldbojom”, związanym z Victorią od wielu lat. Dziękowała Ryszardowi Lisieckiemu, który pracował na stadionie i to on latami, przed firmą Magmar Murawy, przygotowywał boisko do gry oraz dziękowała Kazimierzowi Kuleckiemu. Temu ostatniemu za kilkadziesiąt lat pracy na rzecz wrzesińskiego klubu. Kaziu w latach 1975 – 1997 grał w Victorii pełniąc rolę kapitana, a w ostatnich latach był pracownikiem WOSR i wraz z Ryszardem Lisieckim opiekował się murawą stadionu i pełnił rolę gospodarza hali sportowej. Panowie, za serce, za czas, za emocje, za wszystko, co poświęciliście dla ukochanego klubu składam Wam ogromne podziękowania. Bez Was nie będzie jak było, będzie już inaczej! Kłaniam się doceniając Waszą pracę, zaangażowanie i ze swej strony… Wielkie Dzięki Panowie!


No to teraz możemy przejść do meczu. Tym razem trener Paweł Lisiecki zdecydował się na następujące zestawienie:
Lorek – Węcławek (79″ Pruchnik), Nowaczyk, Pawłowski (59′ Maćkowiak) – Kanior, Krawczyński, Strzelczyk, Szczublewski (55′ Witkowski) – Groszkowski – Wolniewicz, Jankowski.
Victoria znów wyszła trójką w obronie, z wahadłami i dwójką w ataku. Dotąd ten układ zdawał egzamin, ale tym razem zawiódł, bo Wiara Lecha była na niego przygotowana, zamknęła korytarz Kamila Kaniora i zamknęła swoje przedpole broniąc momentami całym zespołem, ustawiając przed polem karnym „autobus” i nie dopuszczając do tego, by Victoria rozwinęła swoje skrzydła. Choć w pierwszej części meczu oszukać poznaniaków naszym piłkarzom się udawało, to brak skuteczności, dziwna nerwowość, presja, o której wspominałem na wstępie – wszystko to nie pozwalało na celny, precyzyjny strzał i pokonanie bramkarza Wiary. A okazji ku temu nie brakowało, proszę…
W 11. minucie w idealnej sytuacji znalazł się Mikołaj Jankowski. Dostał piłkę od Macieja Szczublewskiego, przełożył ją na lewą nogę i może z 8. metrów huknął obok bramki. Gdyby „Jankes” postawił na precyzję, a nie na siłę, Victoria by w tym meczu prowadziła.
W 18. minucie lewą stroną szarżował Patryk Pawłowski, zagrał do Wiktora Strzelczyka, ten z linii końcowej zagrał idealnie na linię 16. metra do nadbiegającego Arka Wolniewicza. Nasz skrzydłowy uderzył z pierwszej piłki, ale w sam środek bramki i wprost w bramkarza, który instynktownie machnął ręką i przeniósł piłkę nad poprzeczką i mieliśmy tylko rzut rożny. I gdy wydawało się, że bramka dla Victorii jest kwestią czasu gola zdobyli goście. Podeszli pod nasze przedpole, zaatakowali, piłka została wycofana do Sebastiana Lorka, ten zagrał do Wiktora Strzelczyka. „Strzelbie” piłka odskoczyła od nogi i musiał ratować się faulem w okolicach narożnika pola karnego . Arbiter gwizdnął. Goście zwołali naradę, a nasi ustawili mur z „krokodylkiem”. Wydawało się, że nic nie może się nam zdarzyć niedobrego, a jednak. Piłkarz Wiary uderzył, nasi obrońcy w murze podskoczyli, rozpierzchli się, piłka odbiła się od któregoś z nich i po rykoszecie wpadła w długi róg naszej bramki. Kuriozalna sytuacja, kuriozalny gol. Nie oglądałem powtórek, ale wydaje mi się, że błąd w tej sytuacji popełnił nasz mur, który, mówiąc szczerze, z piłkarskim murem nie miał nic wspólnego, był lichą „zaporą”.






I od utraty gola nogi piłkarzom Victorii zaczęły się trząść jeszcze bardziej. Owszem, robili wszystko, by wyrównać, ale bez powodzenia. W 27. minucie Pawłowski z lewej strony zacentrował w pole karne, „Strzelba” głową idealnie zgrał do Mikołaja Jankowskiego, ale ten próbował strzelać jakimś dziwnym wywijasem, a mógł spróbować głową jak Sousa z Piastem, i w efekcie bardziej wybił piłkę niż wbił do bramki. Znów wydawało się, że wszystkie jego ruchy były zbyt nerwowe. W sumie trudno się dziwić, wraz z Dawidem Kaczmarkiem z Lipna Stęszew miał na koncie po 26 goli i bardzo chciał trafić kolejnego. W 34. minucie byliśmy świadkami akcji „stadiony świata”. Jakub Groszkowski z lewej strony zagrał na środek przedpola karnego, do Wiktora Strzelczyka. Ten, na pełnym biegu, przyjął piłkę na pierś i z powietrza huknął z lewej nogi, ale piłka trafiła w poprzeczkę, a dokładniej w okolice spojenia słupka z poprzeczką. Gdyby to weszło „Strzelba” miałby bramkę sezonu. Niestety, tak się nie stało…
Wiara Lecha grała w głębokiej defensywie, ale trzeba przyznać, że broniła się dzielnie.
Po zmianie stron wydawało się, że jednak damy radę strzelić gola wyrównującego, a potem powalczyć o zwycięskiego. Nic z tych rzeczy. Z minuty na minutę goście bronili się z coraz większą determinacją, a jeden z nielicznych wypadów mógł dać im bramkę podwyższającą ich prowadzenie. Na szczęście jeden z graczy Wiary trafił w naszego bramkarza. Victoria próbowała i nie można jej odmówić ambicji, zaangażowania, chęci zmiany niekorzystnego rezultatu. Jednak czyniła to w jednostajnym, wolnym tempie, zdecydowanie za nerwowo, jakby upływający czas zabierał im wiarę. To było takie „walenie głową w mur”, czyli obrazek znany np z meczu Victoria Września – LKS „Ukraina” Ślesin. Wtedy padł remis, teraz nie było nawet tego, choć dwie, może trzy okazje bramkowe udało się stworzyć. Jedną z nich miał Mikołaj Jankowski, który może z 12-14 metrów strzelał na bramkę, ale piłka została mu „pod butem” i ledwie co pokulała się w kierunku bramki, by po drodze trafić na nogi obrońców.
Ostatecznie Victoria nie zdołała pokonać zmasowanej, ambitnej, chwilami pełnej poświecenia obrony gości i przegrała 0:1. Nie zrealizowała swoich celów, przedmeczowych założeń. Schodziła z boiska smutna, bo sprawa awansu do barażów została przełożona na ostatnią kolejkę, w której Victoria, również na własnym boisku, podejmować będzie Polonię Chodzież. I tutaj pojawiały się obawy, bo jeśli nerwy zjadły Victorię w przedostatnim meczu z Wiarą Lecha, to nie zjedzą w ostatnim z Polonią?
Choć świadomość tego burzyła dobre nastroje, to oczywiście nad Wrześnią nie zawisły „czarne chmury”. Piłkarze mieli świadomość, że w ostatnim meczu trzeba będzie dać z siebie więcej, być bardziej skutecznym i wygrać, mimo że Chodzież to czołówka ligi. Z drugiej strony obawy o wynik ostatniego meczu się pojawiły i związane z nimi myśli o tym, że te baraże można przegrać u siebie, na ostatniej prostej, a to byłby naprawdę dramat.
Jak widać zarówno piłkarzami jak i kibicami targały ekstremalne nastroje.






Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Victoria przegrała z Wiarą Lecha 0:1, ale w Chodzieży miejscowa Polonia wygrała 2:1 z Polonią Leszno i już wiadomo było, że 2. miejsce w lidze, w sezonie 2024/25 zajmie Victoria Września.
I z tego miejsca całemu zespołowi: zawodnikom, trenerowi, fizjo, kierownictwu, zarządowi klubu składam ogromne gratulacje. Emocje były do samego końca, emocje ekstremalne, od smutku do euforii. I na tym polega sport, dlatego futbol jest tak piękny, bo jest nieprzewidywalny – za cały sezon, w imieniu swoim, ale z pewnością także wszystkich kibiców… Panowie, DZIĘKUJĘ!
A teraz?
A teraz czas zapomnieć o meczu z Wiarą Lecha, uspokoić skołatane nerwy i przygotować się do meczu z Polonią Chodzież, w którym można pograć zmiennikami i tym samym dać odpocząć podstawowym piłkarzom.
A potem?
A potem akcja Biali Sądów! już dzisiaj zapraszam wszystkich moich Czytelników na poniedziałek, na godz 20:00!
Wtedy to opublikuję swój tekst, który już przygotowuję. Wszystko to, co kibice winni wiedzieć o zespole Biali Sądów, o historii klubu, o niezwykłym sukcesie, jaki odniósł w bieżącym sezonie, o jego największych atutach i nieco słabszych stronach, ciekawostki, tabele statystyki – wszystko to specjalnie dla Was! Powiem tylko, że nasi rywale w barażach to niezwykłe zjawisko na piłkarskiej mapie Polski!
Poniedziałek godz. 20:00! Warto o tym terminie pamiętać, ja serdecznie, jak zawsze, zapraszam!
Wyniki 33. kolejki meczów:
Victoria Września – Wiara Lecha Poznań 0-1
Lipno Stęszew – Centra 1946 Ostrów Wlkp. 4-1
Huragan Pobiedziska – LKS Ślesin 4-1
Polonia Chodzież – Polonia 1912 Leszno 2-1
Polonia Golina – Nielba Wągrowiec 1-1
Korona Piaski – LKS Gołuchów 1-0
Jarota Jarocin – Piast Kobylnica 0-0
Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. – Mieszko Gniezno 1-2
Obra 1912 Kościan – Warta Śrem 4-2
Tabela

Zapowiedź meczów 34. kolejki:
14.06.2025
17:00 Victoria Września – Polonia Chodzież
17:00 Centra 1946 Ostrów Wlkp. – Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp.
14:00 Mieszko Gniezno – Obra 1912 Kościan
17:00 Warta Śrem – Jarota Jarocin
14:00 LKS Gołuchów – Polonia Golina
17:00 Nielba Wągrowiec – Wiara Lecha Poznań
17:00 Polonia 1912 Leszno – Huragan Pobiedziska
17:00 LKS Ślesin – Lipno Stęszew