Jestem pod ogromnym wrażeniem!

Od pierwszego meczu sparingowego narzekałem na słabe bieganie piłkarzy Victorii, na brak sił, walki i sportowej agresji. Oglądając wczoraj ostatni mecz kontrolny na przepięknym, krytym boisku w Mogilnie przecierałem oczy ze zdumienia, bo wreszcie widziałem drużynę, o jakiej kibice marzą. Victoria pokonała bijącą się o awans do III ligi, miejscową Pogoń 5:2.

Victoria znów zawitała do oddalonego o 53 km Mogilna, by w absolutnie bajecznym kompleksie sportowym, jaki to miasteczko posiada, rozegrać ostatni mecz sparingowy z miejscową Pogonią, drużyną zajmująca obecnie w IV lidze kujawsko-pomorskiej 4. miejsce ze stratą 1 pkt. do lidera, Tłuchowni Tłuchowo. Pogoń nie ukrywa 3-ligowych aspiracji i wiosną zapowiada walkę o awans.
Zatrzymajmy się przez chwilkę w Mogilnie, przy ul. Grobla 1. Znajduje się tam niezwykły jak na miasteczko liczące ok. 13 tys. mieszkańców (ok. 24 tys . mieszka w gminie Mogilno) kompleks sportowy, który służy wszystkim, tym najmłodszym, starszym i dużo starszym obywatelom miasta i gminy. W jego skład wchodzą: hala sportowa na 880 miejsc, stadion piłkarski z widownią i bieżnią LA, boczne, pełnowymiarowe boisko piłkarskie z przenośną widownią, sztuczne boisko piłkarskie pod balonem, kryta pływalnia, lodowisko pod dachem, kręgielnia, Orlik 2012, sztuczne boisko wielofunkcyjne. Wokół zieleń i parkingi. Nie ukrywam, cały kompleks oglądałem wieczorem, ale i przy sztucznym oświetleniu robi on ogromne wrażenie. Największe oczywiście balon, pod którym chowa się boisko piłkarskie ze sztuczną nawierzchnią najnowszej generacji. Rozmawiałem z miejscowymi kibicami, boisko to jest „obłożone” od świtu do nocy, koszt wynajęcia takiego „balona” to, jak mi powiedziano, ok. 700-800 zł za mecz. Dziennie obiekt zarabia kilka tysięcy złotych.
I tak się wczoraj zastanawiałem: jak to jest, że 13. tysięczne Mogilno stać na obiekt z kosmosu, a 35 tys. Wrześnię nie stać? Ja rozumiem, że obwodnica, tunel, inne potrzeby, ale na Boga, powiat wrzesiński jest, obok słupeckiego, jedynym w tej części Wielkopolski bez boiska piłkarskiego ze sztuczną nawierzchnią – to po pierwsze, a po drugie Mogilno też ma inne potrzeby, a jednak postawiło na infrastrukturę dającą dzieciom, młodzieży i dorosłym możliwość treningu, rozwoju, czy utrzymania zdrowego stylu życia. Szanując co dla sportu robi gmina Września, a robi wiele, co widzę i doceniam od lat, apeluję o podjęcie działań zmierzających do budowy nowoczesnego boiska ze sztuczną nawierzchnią. Nie ma już czasu na zastanawianie się czy warto, kiedy, czy jak? To czas na konkretne działania, bo za chwilę nasz powiat wytykany będzie palcami i w kolejnych latach wszystkie drużyny znów będą musiały błąkać się po „ościennych landach”. Powiatowi i gminni urzędnicy (optuję za wspólną inwestycją, jeśli to możliwe) muszą zrozumieć, że to nie fanaberie, że to po prostu potrzeba czasów, obiekt niezbędny dla wszystkich klubów i drużyn naszego powiatu i to nie tylko piłkarskich, bo z takiego obiektu mogą korzystać wszyscy.

Boisko ze sztuczną murawą, pod balonem, w Mogilnie!

A teraz wracamy do meczu, który rozegrała wczoraj Victoria. Nie oglądałem ostatniego pojedynku Victorii z Notecią Gębice, zremisowanego 1:1, a w którym nasza drużyna miała przewagę i wiele okazji do zdobycia gola, których jednak nie wykorzystała. Ostatnim meczem, jaki widziałem, był pojedynek w Koninie z Górnikiem i wygrana 1:0. Mecz, po którym miałem wiele uwag co do gry i postawy naszych piłkarzy, o czym pisałem w tekście „Wiem, że nic nie wiem”. Po wczorajszym meczu wiem dużo więcej, ale po kolei.

Pierwsze minuty to wzajemne badanie się, obawa o błąd i pełna koncentracja obydwu drużyn, potem, do końca pierwszej odsłony, grała już tylko jedna orkiestra, ta z Wrześni. W poczynaniach piłkarzy Pawła Lisieckiego wszystko się zgadzało: znakomicie biegali, popisywali się sprintami, walczyli jak o Puchar Świata, gra była szybka, płynna i przynosiła bardzo widowiskowe akcje, po których zdobyliśmy dwie bramki, a mogło być ich więcej. Tak jak napisałem wyżej, po 15. minutach sygnał do natarcia dał niezmordowany wprost Michał Miller. Wygrał pojedynek po prawej stronie boiska, zobaczył na linii pola karnego Mikołaja Witkowskiego, dokładnie do niego zagrał, a Mikołaj przyjął piłkę i spokojnie, pewnie, plasowanym strzałem w róg dał Victorii prowadzenie. Potem było tylko coraz lepiej, stałem, patrzyłem i przecierałem oczy widząc znakomitą, pełną polotu i walki grę Victorii, grę, jakiej od kilku tygodni oczekiwałem i się doczekałem. Kolejne kilkanaście minut bardzo dobrej gry przyniosło drugą bramkę. W 36. minucie Marcin Maćkowiak z linii obrony popisał się doskonałym pasem na kilkadziesiąt metrów, na wolne pole w środku pola karnego, do Arka Wolniewicza, który idealnie wbiegł w miejsce Mikołaja Jankowskiego i wykorzystał sytuacje sam na sam z bramkarzem. Warto w tym miejscu pochwalić zachowanie „Jankesa”, który „zwiódł i zabrał ze sobą” dwóch obrońców tworząc wolne pole dla wbiegającego z prawego skrzydła kolegi. Akcja „palce lizać”, a proszę mi wierzyć, takich było dużo więcej. W tej części gry Mikołaj Witkowski uderzył z rzutu wolnego, ale bramkarz końcami palców zdołał piłkę wybić na rzut rożny. I jeszcze jedna ważna informacja. Mimo eksperymentalnej obrony – w środku Maćkowiak z Pruchnikiem, a nie Węcławkiem (kontuzja), gospodarze dopiero w 43. minucie stworzyli sobie sytuację pod naszą bramką, ale Janek Perzyński pewnie interweniował. Wreszcie arbiter ogłosił przerwę i trener mógł porozmawiać ze swoimi piłkarzami i omówić plan na drugie 45 minut. Zaszły też zmiany, bo w miejsce Kaniora pojawił się Szczublewski (wraca po kontuzji), a w miejsce Witkowskiego Strzelczyk.

I pierwsze minuty były dla naszego zespołu bardzo trudne, bo Pogoń podeszła bardzo wysoko, założyła press na całym boisku i nasi, generalnie po swoich stratach, mieli problemy z płynnością gry i utrzymaniem piłki po swojej stronie. Ale…właśnie, po kilku minutach Victoria się opanowała, poukładała swoją grę, a co najważniejsze potrafiła wyjść spod pressingu i tworzyć swoje, zabójcze jak się potem okazało, akcje. W 60 minucie oglądaliśmy jedną z nich. Na prawej stronie, do piłki zagranej na wolne pole, ruszył Jakub Kwaśny. Piłkę próbował wślizgiem wybić obrońca Pogoni, ale Jakub był szybszy, dźgnął sobie futbolówkę i pobiegł jak po autostradzie do bramki. Nie strzelał, a mógł, tylko wypatrzył lepiej ustawionego Mikołaja Witkowskiego, dograł do niego, a Mikołaj wpakował piłkę do siatki i było 3:1 dla Victorii. Gdy po meczu Jakub schodził z boiska zapytałem go, czy pobił życiówkę na 60 metrów, bo „szedł jak wicher”. To tak żartem, bo mówiąc poważnie akcja wywarła nie tylko na mnie ogromne wrażenie, a ręce same składały się do oklasków. Ta trzecia bramka rozwścieczyła ambitnych gospodarzy: jak to, u siebie z Victorią 0:3 w 60. minucie? Zdawało się, że zadawali sobie to pytanie, bo ruszyli z jeszcze większym impetem i w 80. minucie dobyli pierwszego gola. I gdy szykowali się do zadania kolejnych ciosów spadł na nich „orzeźwiający deszcz”. Gol rodem z Ligii Mistrzów. Rzut wolny z ok. 20 metra egzekwował Witkowski. Delikatnie lobem posłał piłkę nad murem do wybiegającego Millera. Ten strzelił, ale bramkarz odbił piłkę, ale ta znów znalazła się pod nogami Michała. Wtedy nasz zawodnik nie strzelił powtórnie, a dokładnie dograł futbolówkę do stojącego przed bramką Macieja Szczublewskiego, który pewnym strzałem dał Victorii 4. bramkę. Zranieni gospodarze raz jeszcze rzucili się do ataku i w 87. minucie zdobyli drugiego gola. Ale na rewanż nie usieli długo czekać. Tym razem niezmordowany, pracujący na całym boisku, Michał Miller wypatrzył na lewej stronie Macieja Szczublewskiego. Maciej wpadł w pole karne, okiwał obrońcę i strzałem w długi róg wpakował piłkę do siatki windując wynik na 5:2 dla Victorii. Takim wynikiem się ten mecz zakończył, a ja chciałbym uzupełnić tylko, że w drugiej części meczu na boisku widzieliśmy jeszcze Adama Hałasa, Oskara Skrzypczaka i Igora Wendlanda, i wszyscy wypadli bardzo, ale to bardzo poprawnie. A i jeszcze jedna uwaga, wynik mógłby być znacznie wyższy, bo Victoria miała okazje bramkowe, a np Mikołaj Jankowski trafił z dystansu w poprzeczkę.

To tyle o meczu, a teraz czas na kilka uwag. Najważniejsza sprawa to absolutna zmiana w sposobie gry Victorii. Proszę mi uwierzyć, często gra naszej drużyny mi się nie podobała, często i gęsto narzekałem na brak zaangażowania i woli walki. W tym meczu było wszystko i to nie żart! Było znakomite bieganie, nasi piłkarze byli szybsi od rywali, była dynamika, było ogromne zaangażowanie i wola walki, nie było dla Victorii piłek straconych, niepotrzebnych, nieistotnych. Oprócz fizyczności na naprawdę dobrym poziomie wreszcie był mental, wiara w swoje umiejętności, wiara w zwycięstwo – stąd mądra, spokojna, bardzo pewna gra, stąd mądrze budowane od tyłu akcje, stąd wreszcie skuteczność.’
Inna rzecz – w szeregach Victorii nie było słabych punktów. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie było piłkarza, który odstawał, który zawodził, który, mówiąc językiem piłkarskim „nie dojechał na mecz”. Miałem wrażenie, że na tym etapie przygotowań, na 2 tygodnie przed inauguracją ligowej rundy wiosennej, wszyscy zagrali na optymalnym poziomie, a rywal nie był łatwy. To Pogoń przed meczem uchodziła za faworyta. Victoria nie notowała głupich strat, pewnie bronił Janek Perzyński (Sebastiana Lorka nie było), bardo dobrze zagrała linia obrony. W środku „szefunio, kierownik” Maćko, obok młody Wiktor Pruchnik. Na bokach coraz lepsi Kwaśny i Pawłowski. Druga linia wreszcie ożyła. W środku Jakub Groszkowski dał doświadczenie, rozsądek, dokładność, pewność gry, Mikołaj Witkowski dołożył nieszablonowe rozwiązania, grę do przodu, asysty i bramki. Z bardo dobrej strony pokazali się wreszcie skrzydłowi Kanior i Wolniewicz, wreszcie Victoria grała na całej szerokości boiska. Budzi się Mikołaj Jankowski, wczoraj miał kilka bardzo dobrych zagrań, tworzył miejsce dla wchodzących pomocników, utrzymywał się przy piłce i oddawał ją kolegom. Miał pecha, bo trafił w poprzeczkę.
No i dla mnie Man of the Match – Michał Miller, terminator boiska, „Waleczne Serce” Victorii. Nie ukrywam, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co na murawie wyprawia Michał Miller. On jest jak Tommy Lee Jones w Ściganym, konsekwentny i nieustępliwy, on jest jak wilk na polowaniu – nikt, żaden piłkarz rywali będący w jego otoczeniu nie może na sekundę stracić czujności, bo Michał piłkę mu porwie, wyrwie, zabierze i uruchomi atak. I wszystko to zrobi z największym zaangażowaniem, na pełnym gazie. Tak jak „Groszek” jest sercem Victorii, tak Michał Miller jest jego motorem napędowym dającym tej drużynie siłę i moc, dającym wiarę i motywację do walki. Dzisiaj rola Michała w drużynie Pawła Lisieckiego jest po prostu bezcenna! A jeśli już jesteśmy przy piłkarzach, to nie mogę nie rzec słowa o Mikołaju Witkowskim. To, że drzemie w nim ogromny talent – wiemy, to, że do tej pory tego nie okazywał – też wiemy. Ale dzisiaj Mikołaj to zupełnie inny piłkarz. Oglądając go w meczu z Pogonią mam coraz większe przekonanie, że wiosna będzie należeć do niego. Mikołaj nabrał pewności, jest spokojniejszy, pewniejszy swych zagrań, ale co ważniejsze mam wrażenie, że lepiej się wgrał w ten zespół. Inaczej też walczy, wykazuje się zdecydowanie większym zaangażowaniem. Dzisiaj Mikołaj to „10 pełną gębą”. Wierząc w jego talent chciałbym, by w pełni zademonstrował go wiosną i nie ukrywam, bardzo na to liczę.

Tak patrząc na naprawdę znakomity mecz Victorii zastanawiałem się – tak pół żartem, pół serio – czy taka postawa jest zasługą dobrze dobranego, właściwie przepracowanego okresu przygotowawczego, czy może zasługą kamizelek z wmontowanym GPS-em, takich, jakie mają piłkarze w wyższych ligach? Piłkarze Victorii zostali wyposażeni w takie kamizelki, które monitorują ilość przebiegniętych kilometrów, sprinty, szybkości itd, czyli podają dane, które widzimy oglądając np. mecze ekstraklasy. Zapytany o to trener, z uśmiechem na ustach odpowiedział: to zasługa treningów i dobrze przepracowanego okresu zimowego! Ja jednak myślę sobie, że kamizelki miały w tym odrodzeniu, renesansie Victorii swoje znaczenie. Były i są znakomitym motywatorem! I niech tak zostanie 🙂
I na koniec jeszcze jedna sprawa, która często się pojawia czy to u mnie w głowie, czy to w komentarzach kibiców. Jak do tej pory Victoria nie przeprowadziła żadnych transferów. I teraz – dobrze, że tak się stało, bo drużyna w ciszy i spokoju mogła się przygotowywać do drugiej części sezonu, czy źle, bo drużynie co pół roku potrzebna jest tzw. „świeża krew”, nowi piłkarze, którzy wzmocnią rywalizację i tym samym zwiększą motywację do gry. Nie ukrywam, że ja jestem zwolennikiem drugiej opcji, ale nie jestem za przeprowadzaniem transferów dla transferów, czyli nie chcę ilości, a zawsze pragnę jakości – jeden, dwa transfery, ale prawdziwych „piłkorzy”. I gdy wydawało się, że kadra Victorii przed runda wiosenną się nie zmieni dochodzą mnie słuchy, że jednak jeden, może dwóch nowych piłkarzy się pojawi. Na jakie pozycje? Jeszcze nie wiem, ale kibice doskonale wiedzą na jakich pozycjach Victoria potrzebuje wzmocnień, ja o tych pozycjach też kilka razy pisałem i myślę, że jeśli zarząd zdecyduje się na jakieś ruchy, to będą one zbieżne z oczekiwaniami kibiców i potrzebami trenera.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia