W menu nadal „Śliwki robaczywki”!
Po wysoko przegranym meczu kontrolnym z Polonią Środa Wlkp. tym razem, w Swarzędzu, Victoria uległa 0:1 Piastowi Kobylnica. Minęły 3 tygodnie przygotowań, a drużyna Pawła Lisieckiego jest głęboko w lesie, z którego nie widać ścieżki wyjścia. Mało tego, mnożą się kontuzje, a to już napawa niepokojem.
Sobotni sparing z Piastem Kobylnica odbył się już w zupełnie innych warunkach niż ten z Polonią, było widno, nie wiał wiatr, a temperatura oscylowała wokół 8-10 st.C. I znów od początku Victoria wyszła w miarę dobrym, wyrównanym składem m.in. z Lorkiem, Maćkowiakiem, Kwaśnym, Węcławkiem, Strzelczykiem, Wolniewiczem, Groszkowskim, Witkowskim, Jankowskim. Pierwszy kwadrans to zdecydowana przewaga Victorii, która jednak nie potrafiła stworzyć żadnej, powtarzam, żadnej sytuacji bramkowej, a jedynym celnym strzałem na bramkę Piasta było uderzenie Wiktora Strzelczyka z ok. 40 metrów, które jednak nie miało mocy, by zaskoczyć bramkarza rywali. Potem gra się wyrównała, Piast zaczął grać odważniej, ale też nie miał armat, by cokolwiek ustrzelić i do przerwy było 0:0.
Po zmianie stron wszystko się zmieniło. Trener Lisiecki rotował zawodnikami, Victoria straciła gola, a stroną przeważającą był Piast Kobylnica. Dopiero w ostatnich minutach nasza drużyna podjęła starania, by strzelić gola dającego wyrównanie, ale z tych starań nic nie wyszło i Victoria po raz drugi tej zimy zeszła z boiska pokonana.
Wynik nie jest najważniejszy – mówią często kibice oceniając mecze sparingowe swojej drużyny. I ja się zgadzam – wynik nie jest najważniejszy, ale coś musi być ważne, skoro mecze sparingowe są rozgrywane. To co jest ważne? Postawa drużyny, sprawdzian ustawień taktycznych, sprawdzian sił, jakimi drużyna dysponuje po okresie przygotowawczym, sprawdzian schematów rozgrywania akcji, różnych wariantów gry – to wszystko z pewnością jest ważne i z pewnością o tym wszystkim myśli trener Paweł Lisiecki prowadząc drużynę w meczach kontrolnych. I o tych rzeczach myślą też kibice te mecze oglądający. I co w nich widzą? I tu mamy problem, bo z pewnością każdy widzi swój mecz, każdy postawę swojej drużyny ocenia inaczej, na inne elementy zwraca uwagę i ma do tego święte prawo.
Ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w naszym zespole nadal brakuje sił na bieganie, albo brakuje ich dlatego, że piłkarze, mówiąc kolokwialnie są „zajechani” i nie są w stanie szybko, sprawnie, z polotem i ochotą przebierać nogami. Victoria nie biegała na tle Polonii i zdecydowanie słabiej biegała na tle Piasta Kobylnica. Piłkarze Victorii też nie walczą, nie angażują się w walkę o piłkę z rywalami, odpuszczają, jakby bali się konsekwencji starcia, ewentualnych kontuzji. Wyjątków jest niewiele, przede wszystkim najstarszy w drużynie Michał Miller, który może świecić przykładem, który angażuje się absolutnie najbardziej ze wszystkich, dla którego nie ma straconych piłek i przegranych starć. Może jeszcze Wiktor Strzelczyk, u innych takiej postawy ze świecą szukać. I znów pytanie? Czy tak jest dlatego, że drużyna nie ma sił, bo ciężko wcześniej pracowała, czy dlatego, że świadomie się oszczędza? Trudno na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie – ja chciałbym, by była to jednak pierwsza opcja. Z drugiej strony: jeśli nie ma walki i zaangażowania w meczach kontrolnych, a nie ma, to skąd nagle ma się ta wola walki i zaangażowanie pojawić w meczach ligowych? Victoria nie ma takich nawyków. Dopiero jakaś sytuacja boiskowa, jakiś „zapalnik”, jakiś „nerw” powodują, że Victoria walczy. W meczu w Swarzędzu takim „zapalnikiem” był niepodyktowany rzut karny za ewidentny faul na Michale Millerze. Dlaczego takiej walki nie było wcześniej? Nie wiem! Myślę, o czym pisałem wielokrotnie, bo to rzuca się w oczy, tej drużynie brakuje takiej determinacji, takiego pozytywnego, sportowego „wkurwu”, takiej postawy: wychodzę jak po swoje i wydzieram to rywalowi nawet z gardła!
A wrócę jeszcze na chwilkę do braku zaangażowania z obawy o kontuzje. Te niestety się zdarzają, dotknęły Patryka Pawłowskiego, Jakuba Groszkowskiego, Macieja Szczublewskiego i Huberta Półrolniczaka. Szymona Krawczyńskiego dopadła grypa. Wszystkim życzę szybkiego powrotu do zdrowia i pełnej dyspozycji, bo bez nich widać, że drużyna ma problem, że nie działa jak należy.
Jest jeszcze coś, co rzucało się w oczy w oby dwóch przegranych meczach kontrolnych i nie myślę tutaj o słabszym od rywali bieganiu, bo o tym już było, ale o grze bez skrzydłowych. I to kolejne olbrzymie zmartwienie trenera, bo Victoria „za panowania Pawła Lisieckiego” słynęła z tworzenia okazji bramkowych dzięki bardzo aktywnej grze skrzydłowych – czy to Macieja Szczublewskiego, czy to Arka Wolniewicza. Niestety, dzisiaj Victoria jest jak bocian ze złamanymi skrzydłami. On niezdolny jest do lotu, Victoria niezdolna do tworzenia akcji bramkowych. Jak dotąd ani Arek Wolniewicz, ani Kamil Kanior, ani Kacper Andrzejewski, ani nikt inny – nikt, absolutnie nikt, nie zaistniał na skrzydłach! To były strefy „skażone”, jakby zamknięte dla naszego zespołu i to jest przykre!
Victoria zagrała dwa mecze sparingowe. Nie wyglądała w nich dobrze. Wynik nie jest najważniejszy – twierdzą kibice i ok, zgoda. Tylko moim zdaniem te mecze po coś były, trener chciał w nich coś sprawdzić, zobaczyć, przekonać się o tym, czy o owym. Czy tak się stało? Tego nie wiem, ale wiem, że Paweł Lisiecki nie miał po tym meczach powodów do optymizmu, bo mieć nie mógł. W grze jego zespołu nie było elementów, które by funkcjonowały, nie było argumentów, które dały by jakieś nadzieje, perspektywy na dobrą, piłkarską wiosnę!
Ja wiem, że do pierwszego meczu, z Notecią Czarnków w Pucharze Polski, jest jeszcze trochę czasu (cały miesiąc), że dzisiaj być może drużyna jest przybita, zmęczona okresem przygotowawczym? Oczywiście jest to możliwe! Ale jeśli nie mamy sił na bieganie, na walkę, to próbujemy grać mądrością, doświadczeniem, rozsądnie utrzymując się przy piłce, spokojnie, długo ją rozgrywając tak, by biegali rywale. Tymczasem nie było takich prób, szczególnie w meczu z Piastem ilość strat, niedokładnych podań, kopnięć bez sensu byle dalej, byle do przodu, była porażająca.
Dzisiaj wypada tylko wierzyć, że drużyna przytłoczona wysiłkiem w pierwszych 3. tygodniach przygotowań nie jest w stanie należycie funkcjonować, że musi wrócić sprawność mięśniowa, świeżość, ochota do biegania i do gry. Wypada tylko wierzyć, że trener Paweł Lisiecki ma wszystko pod kontrolą, a jego decyzje związane z przygotowaniem zespołu do rundy wiosennej były i są trafne. O ich konsekwencjach będziemy mogli przekonać się już za kilka dni, w kolejnym meczu sparingowym podsumowującym 4. tydzień przygotowań. W najbliższą sobotę, o godz 14:00, na sztucznej murawie boiska w Koninie, Victoria zagra z V ligowym Górnikiem. Może w tym meczu widać już będzie jakąś poprawę, jakąś zmianę na lepsze? Jak dotąd z 3. ligą źle, z 4. ligą źle, może z 5. ligą będzie lepiej? Obym z Konina miał dla Państwa bardziej optymistyczne wieści.