Brakujący element układanki!
Różne opinie kibiców słyszałem o postawie Victorii w meczu z Obrą Kościan: bez ładu i składu, obie drużyny słabe, mecz bez jaj itd… Trudno się z nimi nie zgodzić. Nie można wygrać pojedynku nie angażując w pełni: sił do walki, sportowej złości i ambicji. A tego w sobotnie popołudnie brakowało naszej drużynie najbardziej, stąd wymęczony remis 1:1.
Spotkanie Victoria – Obra zapowiadało się bardzo interesująco. Gospodarze „gonią króliczka”, a goście byli blisko pozycji wicelidera. Była okazja ich pokonać i zbliżyć się do Obry na odległość 3 punktów. Cóż, okazja była i się zmyła, bo co tu dużo mówić – zabrakło determinacji w dążeniu do określonego celu.
Do samego meczu gospodarze przystąpili bardzo osłabieni w obronie, bez dwóch podstawowych dotąd piłkarzy: Kwaśnego i Maćkowiaka, którzy pauzowali za zbyt dużą ilość żółtych kartek. Zastąpili ich nowi, młody Hubert Półrolniczak i starszy Daniel Nowaczyk.
Łuczak – Półrolniczak, Węcławek, Nowaczyk, Pawłowski – Andrzejewski (55′ Szczublewski), Strzelczyk (85′ Pruchnik), Groszkowski (75′ Miller), Wolniewicz (69′ Kanior) – Witkowski, Jankowski
Victoria przeciwko tak doświadczonej drużynie, w której gra wielu tzw. „ligowych repów” wyszła z 4. młodzieżowcami w składzie (Półrolniczak, Węcławek, Andrzejewski, Strzelczyk) i z niewiele starszym Witkowskim – muszę przyznać, że ten wybór trenera Lisieckiego zrobił na mnie wrażenie. Młodość to odwaga, to bezkompromisowość, to pęd do działań i „wiatr we włosach” i w tym upatrywałem „szansy na sukces”. Niestety, te mrzonki szybko zostały rozwiane. Obie drużyny bowiem przystąpiły do tego meczu z nastawieniem: po 1. nie przegrać! I robiły wszystko, by zabezpieczyć dostęp do swoich „świątyń”, a o ataku myślały w następnej kolejności. I trzeba uczciwie przyznać, że częściej myśleli o tym gospodarze, którzy już, albo dopiero w 12. minucie przeprowadzili naprawdę dobrą i groźną akcję. Na lewej stronie o piłkę powalczył Andrzejewski, zgrał do Jankowskiego, a ten wystawił piłkę Witkowskiemu. Mikołaj przyjął, obrócił się i spod kolana, po takim szybkim zamachu uderzył zza pola karnego i minimalnie chybił. To naprawdę mogło się podobać zgromadzonej publiczności, która całą tę sytuację nagrodziła gromkimi brawami. W 19. minucie oglądaliśmy drugą, chyba jeszcze ładniejszą akcję gospodarzy. Groszkowski zobaczył Witkowskiego popisał się podaniem „no look pass”. Mikołaj piłkę przyjął, ustawił sobie i podbitą, z woleja, chciał uderzyć mocno na bramkę. Chciał, uderzył, ale został zablokowany i druga w tym meczu jego okazja została nie została sfinalizowana, a szkoda. Na koleje podejście pod bramkę gości i jakąkolwiek sytuację strzelecką czekaliśmy do 29 minuty, do akcji dwóch Mikołajów. Witkowski zagrał do Jankowskiego, a ten ładnie przerzucił piłkę nad obrońcą i uderzył z dystansu. Był to jednak zbyt słaby strzał, by sprawić kłopoty bramkarzowi Obry. W 35. minucie po raz pierwszy w tym meczu pokazał się Arkadiusz Wolniewicz. Ograł obrońcę, wbiegł w pole karne, ale nie dograł piłki do ustawionych przed bramką partnerów. Obrońcy zdołali podanie Arka zablokować i wybić na rzut rożny.
I to było wszystko czym uraczyli nas piłkarze obu zespołów w pierwszych 45. minutach. A goście? Cóż, tak jak pisałem kilka dni temu zapowiadając ten pojedynek – bronili się 8-9 zawodnikami, umiejętnie blokowali dostęp do swojej bramki jakby czekając na to, co zaproponuje Victoria i nie myśleli w tym okresie gry o jakiejkolwiek grze ofensywnej. I tak to się toczyło leniwie bardzo – jedni nie chcieli grać, tylko skupiali się na obronie, drudzy chcieli, chęci nie można naszym piłkarzom odmówić, ale nie potrafili tej obrony złamać!
Po zmianie stron szczerze mówiąc niewiele się zmieniło, no, może tyle, że naszym już nie tylko umiejętności nie starczało, by strzelić rywalom gola, ale nawet chęci, by to uczynić zaczęło brakować i pod bramką Obry nic się nie działo. I ten moment przestoju w naszej grze idealnie wykorzystali rutyniarze z Kościana. W 61. minucie przeprowadzili może pierwszą w tym meczu składną akcję. Ich zawodnik pobiegł prawą strona boiska, wpadł w pole karne i próbował dograć na przedpole bramki Victorii, jednak jeden z naszych obrońców zdołał wybić piłkę na rzut rożny. I mimo że Victorii udało się zażegnać niebezpieczeństwo, to w powietrzu „coś” wisiało, dosłownie czuć było, że zagrożenie nie minęło, że po tym rogu może być źle. I cholera…jakbym przeczuł, wyczuł – poszło dośrodkowanie i nikt, absolutnie nikt z naszych piłkarzy nie wyskoczył, by wybić piłkę lecąca prawie w pole bramkowe. Wyskoczył za to Patryk Łakomy, uderzył celnie głową i Obra prowadziła 1:0. Nie wiem, nie rozumiem jak można tak biernie zachowywać się przy bitym przez tak doświadczonego rywala rzucie rożnym. Żeby nikt nie zareagował, nikt nie skoczył? Wierzyć się nie chce, a jednak… Pierwsza akcja Obry przyniosła jej powodzenie! Coś niesamowitego jak oni grają: beton obrona i kontra, czasem jedna na mecz, ale zakończona powodzeniem. Po prostu „Atletico Madryt” IV ligi.
Na plus Victorii trzeba zaliczyć to, że przegrywając nie spuściła głów, a jakby uderzona obuchem otrząsnęła się i ruszyła odrabiać straty. W 64. minucie powinien być remis. Wiktor Strzelczyk zagrał idealnie do Mikołaja Witkowskiego, a ten będąc na prawo od bramki strzelił mocno po długim rogu, ale niestety, niecelnie. W 67. minucie „Groszek” zobaczył, że bramkarz gości wyszedł daleko przed bramkę i posłał mu loba. Zawodnik Obry zaczął się cofać, wreszcie wyskoczył i końcami palców przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Victoria, po ofiarnej interwencji bramkarza rywali, miała rzut rożny zamiast gola. W 74. minucie gry mieliśmy remis. Po rzucie rożnym dla Victorii tym razem piłkarze Obry zaspali, a znakomicie to gapiostwo rywali wykorzystał Daniel Nowaczyk. Wyskoczył, uderzył głową i było 1:1. To była pierwsza bramka obrońcy w barwach Victorii. Gratuluję i życzę kolejnych, bo Daniel ma ku temu warunki i jak się okazuje także umiejętności.
Potem na boisku niewiele się już działo. Może to dlatego, że Obra jak żółw schowała się w swojej skorupie zadowolona z remisu, a Victoria, po kilku zmianach, jakby nie była w stanie już nic wymyślić. Choć pewna sytuacja mogła zmienić losy tego meczu. Otóż ok. 82 min., przy linii bocznej boiska, brutalnie, bez pardonu, z ogromnym impetem, korkami powyżej kostki, zaatakowany został Maciej Szczublewski. Arbiter odgwizdał rzut wolny i owszem, ale zamiast pewnego czerwonego kartonika ukarał agresywnego Patryka Łakomego tylko żółtą kartką. Nie wiem, czy ta decyzja wynikała z braku wiedzy i umiejętności arbitra, czy z troski o Obrę, czy też z jakiegokolwiek innego powodu, ale była to decyzja absolutnie nie do zaakceptowania. To nie był błąd, to, jak mawiał Jan Tomaszewski, był wielbłąd! Cóż, nie po raz pierwszy sędziowie podejmują wobec Victorii dziwne decyzje, a ten sędzia, Szymon Erenc, popisał się już niegdyś w Wągrowcu wlepiając Michałowi Millerowi czerwoną kartkę dając popis stronniczego sędziowania i karygodnego zachowania (po wygranym przez Nielbę meczu, schodząc do szatni, pytał kibiców z Wrześni” i co teraz?). Taki to gagatek z tego „Szymka” (tak się zwracał liniowy do głównego).
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że to nie sędzia sprawił, że Victoria nie wygrała meczu. Sędzia popełnił ogromny błąd, ale gdyby Victoria bardziej chciała, gdyby jej piłkarzom bardziej zależało, mogła w tym meczu pokusić się o zwycięstwo. Co więc nie zagrało? Trudna sprawa, bo wiele. Mam wrażenie, nie po raz pierwszy w tym sezonie, że nasza drużyna jest zmęczona, że nie ma świeżości, dynamiki, tego „wiatru we włosach”, o którym wspominałem wyżej. Nie ma entuzjazmu, chęci walki za wszelką cenę, prawdziwej, sportowej determinacji i niestety, tę nijaką postawę, to „męczenie buły” w niektórych spotkaniach widać na boisku.
Jest jeszcze inna sprawa, która mnie się rzuca w oczy – myślę o zmianie priorytetów w grze Victorii, jakby ta gra, nie wiedzieć czemu, „wywróciła się do góry nogami”. Niegdyś narzekaliśmy, i to całkiem słusznie, na grę obronną Victorii ciesząc się z postawy linii ofensywnych. Nasze skrzydła fruwały niosąc prawdziwe zagrożenie dla rywali. Gra do boku, szarże Macieja Szczublewskiego i Arka Wolniewicza oraz podania „ciasteczka” Jakuba Groszkowskiego to były znaki firmowe, „pieczęć”, jaką odciskała Victoria na drużynach przeciwnych. Dzisiaj jest zgoła inaczej. Victoria zdecydowanie poprawiła grę obronną (choć wpadki cały czas się, niestety, zdarzają), ale, i tu ogromne moje zdziwienie, zatraciła to, co było jej znakiem firmowym, czyli szybką, skuteczną grę skrzydłami. Dzisiaj nasze skrzydła nie pracują, nie grają, nie atakują, nie stwarzają praktycznie żadnego zagrożenia i to bardzo boli. Arek Wolniewicz przez kilkadziesiąt minut grania z Obrą pokazał się tylko raz! Kacper Andrzejewski pół raza! O co chodzi? Co się stało? Zdecydowanie lepiej od pierwszych wyborów trenera wypadli z Obrą zmiennicy: Kanior i Szczublewski. Jak Victoria ma strzelać gole, kiedy odpowiedzialność za tzw. ostatnie podanie, za asystę, spadła tylko na Jakuba Groszkowskiego? A przecież rywale analizują naszą grę, widzą te problemy i uprzykrzają „Groszkowi” życie jak mogą. Ta zmiana postawy skrzydłowych bardzo mnie smuci i zastanawia. Co się z nimi stało? Nie wiem! Młody Kacper po raz wtóry pokazał, że grając od pierwszej minuty nie daje rady, nic nie wnosi. Za to jest naprawdę bardzo dobrym zmiennikiem, który wchodząc na ostatnie np. pół godziny radzi sobie na skrzydle dobrze przeganiając w tę i we w tę zmęczonych rywali. Przyczyn słabej postawy Arka nie znam. Wiele razy pisałem o tym, że jestem ogromnym zwolennikiem jego talentu, ale ostatnio Arek zawodzi, co mnie bardzo martwi.
Muszę jeszcze kilka słów poświęcić naszym napastnikom. Mikołaj Witkowski gra znacznie lepiej niż w początkowej fazie sezonu, jest bardzo aktywny, stara się, praktycznie w każdej akcji jest pod grą. To widać i to bardzo cieszy. Niestety, z tych starań niewiele wynika, bo Mikołaj ma ogromy problem ze skutecznością. Nic nie chce mu wpaść! Z kolei Mikołaj Jankowski swoje strzela, był współliderem strzelców. Z Obrą walczył, starał się, strzelał z dystansu, ale też nic z tego nie wynikało, bo „Jankes” tym razem nie miał sytuacji, nie znalazł sobie miejsca i nie został obsłużony celnym podaniem! Michał Miller podobnie, choć ambicji i wręcz bezpośredniej walki z przeciwnikiem nigdy mu nie brakowało. Brakuje za to Michałowi liczb – asyst i bramek! I gdy tak popatrzymy na naszą ofensywę w meczu z Obrą, to ona praktycznie nie istniała. Owszem, duża w tym zasługa dobrej gry obronnej przeciwników, ale też naszej słabej, mało aktywnej postawy (vide skrzydła). Proszę spojrzeć jakich zmian w tym meczu dokonał trener Lisiecki. Zmienił tylko graczy drugiej linii, przede wszystkim tych odpowiedzialnych za ofensywę (Groszkowski, Andrzejewski, Wolniewicz) i Wiktora Strzelczyka.
Słowo jeszcze o obronie. Pod nieobecność dotychczasowych liderów, w zderzeniu z tak wymagającym rywalem, poradziła sobie nadspodziewanie dobrze. Ba, to obrońca dał nam remis w tym meczu i to obrońca-zastępca! Brawo Daniel! Ciepłe słowa należą się też drugiemu „zastępcy” młodemu jeszcze piłkarzowi, Hubertowi Półrolniczakowi, który wspierany okrzykami trenera dał radę.
Może dziwnie, może kontrowersyjnie to zabrzmi, ale patrząc na grę Victorii w ostatnich meczach mam wrażenie, że wszyscy, poza nielicznymi wyjątkami (Łuczak, Maćkowiak, Jankowski) są zdecydowanie pod formą, wszyscy grają poniżej własnych, dużych przecież możliwości. Dlaczego tak jest? Tę tajemnice mógłby rozwiązać tylko trener Paweł Lisiecki.
I na koniec spostrzeżenie, z którym nie potrafię sobie poradzić, bo nie potrafię tego zrozumieć – we wszystkich „zmarnowanych” meczach takich jak Gołuchów, Śrem, Mieszko, Obra naszemu zespołowi brakowało właściwej ambicji i woli walki, poświęcenia, zaangażowania, chęci zwycięstwa za wszelką, powtarzam, za wszelką cenę. To jest to też największy zarzut jaki pod adresem Victorii słyszę z ust kibiców, zdaniem których naszym piłkarzom (nie wiedzieć czemu tylko w pewnych meczach) brakuje cohones!
Są mecze, w których Victoria walczy i gra o wszystko – patrz Nielba Wągrowiec, ostatnio Ostrovia! A są takie jak te, które wyżej wymieniłem, gdzie tej walki o wszystko nie ma! Dlaczego? Za cholerę nie wiem, nie mam pojęcia. I myślę sobie, że to jest właśnie ten brakujący element układanki pt. „Victoria gra o awans”. Bo przecież walka do upadłego jest często, przy równych umiejętnościach drużyn, elementem, który decyduje o zwycięstwie! Victorii często tego elementu brakuje i, jak widać, nie liczy się w walce o czołowe lokaty. Powiem tak – żal kolejnych straconych punktów w ostatnich meczach z Wartą, Mieszkiem i Obrą. I proszę teraz wziąć te 7 straconych oczek dodać do naszego dorobku i spojrzeć w tabelę! Jakże inaczej by to wyglądało – 3. miejsce, 26 pkt.! Boli…
A w najbliższy weekend Victoria jedzie do Jarocina grać z jedną z najsłabszych drużyn, Jarotą. Nie chce wywierać żadnej presji, ale nie jest żadnym szaleństwem twierdzenie, że brak 3. punktów będzie porażką. Z drugiej strony to szaleństwo jest jednak możliwe – proszę spojrzeć w tabelę gdzie są Gołuchów i Śrem i przypomnieć sobie jakie tam wyniki Victoria z tymi drużynami osiągała!
Wyniki 12. kolejki spotkań:
12.10.2024
14:00 Victoria Września – Obra 1912 Kościan 1-1
14:00 Nielba Wągrowiec – Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. 2-0
12:00 Centra 1946 Ostrów Wlkp. – Polonia Chodzież 0-4
14:00 Lipno Stęszew – Polonia Golina 2-1
14:00 LKS Gołuchów – Mieszko Gniezno 0-1
12:00 LKS Ślesin – Korona Piaski 0-1
14:00 Piast Kobylnica – Warta Śrem 2-1
15:00 Polonia 1912 Leszno – Jarota Jarocin 2-1
13.10.2024
16:00 Huragan Pobiedziska – Wiara Lecha Poznań 1-2
Tabela
Zapowiedź 13. kolejki:
19.10.2024
15:00 Jarota Jarocin – Victoria Września
12:00 Mieszko Gniezno – Piast Kobylnica
17:00 Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. – LKS Gołuchów
15:00 Obra 1912 Kościan – Nielba Wągrowiec
14:00 Korona Piaski – Polonia 1912 Leszno
12:00 Polonia Golina – LKS Ślesin
20.10.2024
14:00 Warta Śrem – Centra 1946 Ostrów Wlkp.
14:30 Lipno Stęszew – Wiara Lecha Poznań
15:00 Polonia Chodzież – Huragan Pobiedziska