Piłka nożnaVictoria Września

„Remontada” jakiej jeszcze nie było?

To było niesamowite, niewiarygodne, aż nierealne! Nie pamiętam sytuacji, w której Victoria Września przegrywa 1:3, „leży na łopatkach”, nie ma już ducha, wiary w końcowy sukces i nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niczym Feniks z popiołów odradza się, w ciągu 10. minut strzela 3 gole i wygrywa przegrany praktycznie mecz. Takie widowiska zostają na zawsze, bo to sól, to piękno futbolu!

O tym, że Nielba naszej drużynie zdecydowanie nie leży pisałem w minionym tygodniu. Bałem się tego meczu wziąwszy pod uwagę statystykę naszych pojedynków z drużyną z Wągrowca w minionych 3 sezonach. Ale z drugiej strony napisałem:
” Jednak futbol ma w sobie element zarówno piękna jak i szaleństwa, dlatego kibic zawsze ma prawo myśleć, że mimo niesprzyjającej statystyki, mimo przegranych ostatnich meczów, mimo że nie jesteśmy faworytami tej potyczki, to jesteśmy w stanie mecz z Nielbą wygrać”. I wygraliśmy, choć do 80. minuty tego zwycięstwa nic nie zapowiadało, ale po kolei…

Mając na uwadze siłę i doświadczenie rywala trener Paweł Lisiecki też poszedł w tym kierunku wystawiając skład do gry, który wyglądał następująco:

Widać, że Kaliszan miał odpowiadać za tyły, Groszkowski z Maćkowiakiem za środek pola, a Miller z Jankowskim za napędzanie akcji. Michał z przymusu (brak A. Wolniewicza) zagrał na prawym beku i trzeba od razu powiedzieć, że to nie jest jego pozycja i jego granie. Walczył za trzech, momentami „bił się” z rywalami na boisku, ale uciekał ze skrzydła do środka i tam, po prawej stronie boiska, „byliśmy nadzy”. Generalnie Victoria miała optyczna przewagę, atakowała, stwarzała sytuacje, praktycznie tylko po lewej stronie za sprawą bardzo aktywnego Kamila Kaniora, ale z tych ataków niewiele wynikało. Brakowało bowiem dokładności, tzw. ostatniego podania. Kilka razy Kamil próbował dograć do Mikołaja Jankowskiego, ale czynił to niecelnie. Były też sytuacje, które mógł i powinien sam rozstrzygać, ale zabrakło decyzji. Muszę przyznać, że dawno nie widziałem Kamila w takiej dyspozycji i naprawdę żal tych niewykorzystanych okazji, które, zgodnie ze starym, piłkarskim porzekadłem, po prostu się zemściły. W 40 minucie Leśniewski dograł na lewą stronę do partnera, ten wyszedł sam na sam, strzelił mocno po ziemi, ale Norbert Łuczak zdołał nogą odbić piłkę. Ta spadła na środek przedpola bramkowego, wprost pod nogi gracza Nielby, który z powietrza, spokojnie strzelił do siatki Victorii i goście objęli prowadzenie. I trochę był to niesprawiedliwy wynik, bo Victoria była do utraty bramki aktywniejszym, bardziej dążącym do zwycięstwa zespołem. No, ale piłka nie zawsze bywa sprawiedliwa. I tak było tym razem. Na szczęście gospodarze nie załamali się tym ciosem. Od razu rzucili się do odrabiania strat i w 45′ genialne, prostopadłe podanie Jakuba Groszkowskiego trafiło do Mikołaja Jankowskiego, który wyszedł sam na sam z bramkarzem gości. Minął go i z kąta posłał piłkę celnie do siatki. Pierwsza część meczu zakończyła się remisem 1:1.

Na drugą połowę wrześnianie wyszli jakby śnięci, jakby spętani wagą meczu, odpowiedzialnością, zadaniem, jakie przed nimi stoi. I ta postawa, absolutnie bierna, statyczna musiała odbić się na obrazie tego meczu i w konsekwencji na jego wyniku w pierwszym kwadransie II części gry. W 48′ goście bez presji z naszej strony, bez większych problemów rozgrywali piłkę na na swoim lewym skrzydle. Poszło podanie do końcowej linii, stamtąd dośrodkowanie i piłkarz Nielby, znów nie atakowany przez naszych obrońców z kilku metrów strzelił mocno pod poprzeczkę i drużyna z Wągrowca ponownie objęła prowadzenie. Mimo utraty drugiej bramki w grze naszej drużyny nic się nie zmieniło, nadal była statyczna, niedokładna, toczona bez wiary i odpowiedniego zaangażowania. Czary goryczy dopełnił trzeci gol dla Nielby strzelony w 65′ przez Rafała Leśniewskiego, który mając prawie 39 lat na karku objechał całą naszą obronę jak chciał (nikt z naszych obrońców nie wystawił nawet nogi) i z bardzo ostrego kąta, lobem, pokonał Norberta Łuczaka. Wielkie brawa dla „Leśnego”, ale z drugiej strony rywal miał ułatwione zadanie, gdyż nasi defensorzy właśnie w tym momencie postanowili pokazać kibicom jak nie należy bronić dostępu do własnej bramki. Victoria przegrywała 1:3 i w kolejnych minutach przypominała boksera, który po trzech nokdaunach nie jest w stanie dość do siebie, który szuka okazji, by przetrwać, by złapać równowagę.

W naszej drużynie nie było „ducha”, wiary w odwrócenie losów tego meczu, a co za tym idzie nie było walki i determinacji – Victoria przypominała drużynę, która nie jest w stanie się „podnieść”. I nagle wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, się odmieniło i Victoria wróciła do żywych. Znów zaczęła grać i walczyć. Moim zdaniem miały na to wpływ przynajmniej 3 wydarzenia: przerwa w grze spowodowana chuligańskim zachowaniem kibiców Nielby, w sile 8-10 osiłków, którzy za wszelką cenę chcieli zaistnieć, pokazać z jednej strony hodowane „odżywkami” mięśnie, a z drugiej swoje rozumy wielkości ameby, czy innego pantofelka, no i się im udało – arbiter musiał na kilka minut przerwać mecz, by ostudzić emocje wśród kibiców. Czas ten bardzo dobrze wykorzystali gospodarze mobilizując się do wysiłku. Mnie podobała się postawa kapitana, Jakuba Groszkowskiego, który zagrzewał kolegów do walki, który tłumaczył, że nie wszystko stracone, że jeszcze wiele minut gry i można odrobić straty. To zachowanie „Groszka”, ta mobilizacja były niezwykle ważne i jak się okazało skuteczne. Ostatnim elementem były zmiany, jakie w swoim zespole przeprowadził trener Paweł Lisiecki: zmiana nr 1 – zdjęcie z boiska Kaliszana, przesunięcie na stopera Maćkowiaka i wprowadzenie do gry Wiktora Strzelczyka; zmiana nr 2 – zdjęcie z boiska zmęczonego Kamila Kaniora i wprowadzenie niewysokiego, ale szybkiego jak błyskawica Kacpra Andrzejewskiego. No i od tego momentu widzieliśmy inną Victorię. To była drużyna, która uwierzyła w to, że ten mecz można jeszcze uratować. Maćkowiak scementował linie obronne, nie przegrywaliśmy już pojedynków z piłkarzami Nielby, a ponadto sprawił, że Victoria była mobilna od tyłu, że szybko wyprowadzała piłkę, że uruchamiała kolejne ataki. Wiktor Strzelczyk naprawił drugą linię. Wreszcie odbieraliśmy piłki, wreszcie byliśmy właścicielami tzw. „drugich piłek” tj. odbitych, wybitych, co dotąd było zmorą naszej drużyny, która żadnej z takich piłek nie potrafiła przechwycić. Wiktor to zbierał, i za każdym razem pchał akcje generalnie na lewą stronę, tam, gdzie naprawdę z bardzo dobrej strony pokazywał się Kacper Andrzejewski. I trzeba powiedzieć, że Victoria potrzebowała kwadransa, by wejść na swoje obroty, by grać tak, jak potrafi i jak kibice od niej oczekują! I w 84′ się zaczęło – Remontada, jakiej najstarsi kibice pewnie nie pamiętają. To był koncert, to były emocje, to było widowisko, to było wreszcie długo wyczekiwane zwycięstwo nad Nielbą.

W 84′ piłkę, bodajże z autu, wrzucił w pole karne Patryk Pawłowski. Gdy do jej przyjęcia szykował się Mikołaj Witkowski został sfaulowany i arbiter wskazał na rzut karny. Pewnym jego wykonawcą był Mikołaj Jankowski, który zdobył swoja druga bramkę w tym meczu. Było 2:3 i Victoria poczuła, że Nielba nie jest taka straszna jak się dotąd wydawała i ruszyła do przodu. Na prawym skrzydle szalał Andrzejewski i trzeba przyznać że jego szarże podobały się widowni. Po jednej z nich, na 2-3 minuty przez zakończeniem regulaminowego czasu gry Victoria egzekwowała rzut rożny. Dośrodkowywał Mikołaj Witkowski, przed bramka gości się zakotłowało, a w tym kotle tzw. zimną krwią wykazał się Marcel Węcławek i z bliska wpakował piłkę do siatki. Na tablicy zapalił się wynik 3:3, a na widowni zapanował prawdziwy szał radości. Do zakończenia meczu było ok. 2. minut Arbiter doliczył też 6 minut z powodu przerwy, którą zarządził z powodu wizyty osiłków z Wągrowca na trybunie kibiców Victorii. I Victoria ruszyła, atakowała już naprawdę wszystkimi siłami, zepchnęła gości do rozpaczliwej obrony i próbowała rzucać piłki raz na prawo, raz na lewo, by po dośrodkowaniach szukać swoich szans bramkowych. Wreszcie nadeszła druga minuta doliczonego czasu gry. Jakub Kwaśny z własnej „tercji” rzucił piłkę na prawo, na tzw. wolne pole. Niezwykle czujnie zachował się „Jankes”. Wybiegł przed obrońcę i sprzed końcowej linii dograł piłkę idealnie na głowę do wbiegającego w pole bramkowe Kacpra Andrzejewskiego. Ten, choć niski, to wyciągnął się w powietrzu jak struna, uderzył piłkę głową i futbolówka wpadła pod poprzeczkę. Co to była za chwila! Co za ogromna radość całego stadionu i oczywiście wszystkich naszych piłkarzy. Wreszcie prowadzili z Nielbą, wreszcie mogli mecz z tym trudnym rywalem rozstrzygnąć na swoją korzyść. Ostatnie minuty nic nie zmieniły, Victoria utrzymała korzystny wynik i po niesamowitej, pełnej emocji, ale przede wszystkim po okresie bardzo dobrej gry zwyciężyła 4:3. Ta wygrana to nie tylko prestiż, to nie tylko ogromna radość z dobrze wypełnionego zadania, ale przede wszystkim to realna szansa na utrzymanie kontaktu z czołówką IV ligi. Porażka w tym meczu spychałaby Victorię w ligowy niebyt.
Jednak wygrana z Nielbą to dopiero pierwszy krok ku marzeniom i grze o wyższe cele. Teraz trzeba stawiać kroki kolejne. A ten najbliższy już w zbliżająca się sobotę. Trzeba postawić go w Gołuchowie i wygrać z miejscowym LKS-em. I znów muszę przypomnieć, że ostatnie nasze mecze w Gołuchowie to porażki. U siebie owszem, potrafiliśmy wygrywać, nawet 7:1, ale wyjazdy, to były jakieś koszmarki. Tak jak przyszedł czas na wygraną z Nielbą, tak teraz przyszedł czas na wygraną w Gołuchowie. Innej drogi nie ma!
Radując się z trzech punktów wywalczonych na własnym boisku, podziwiając „Remontadę” nie wolno zapomnieć, że do 70. minuty Victoria nie grała dobrego meczu. Była pasywna, statyczna w obronie, słabo walcząca w drugiej linii, chaotyczna na skrzydłach i mało skuteczna w ataku i powtarzam, moim zdaniem, ciesząc się – trzeba o tym pamiętać szykując się do meczu w Gołuchowie. Obrońcy muszą być aktywniejsi, bardziej agresywni w odbiorze, a nie śnięci jak muchy, nie mogą grać: ja do ciebie, ty do mnie, a Kaliszan laga do przodu! Muszą próbować rozgrywać akcje od tyłu, muszą podaniami wychodzić spod pressingu, wyprowadzać piłki, wymuszać aktywność pomocników, albo skrzydłowych tak, jak wyglądało to wtedy, gdy na stoperze pojawił się Marcin Maćkowiak – tak powinno być, by gra była efektywna i płynna. W drugiej linii musi być walka. Musi być przechwyt, odbiór, a potem gra do przodu – tak, jak to było, gdy na murawie pojawił się „Strzelba”. Wcześniej przegrywaliśmy pojedynki, a rywale mieli w tej formacji przewagę. Powtarzam, moim zdaniem, kiedy Maćkowiak i Strzelczyk byli na swoich pozycjach ten zespół funkcjonował jak należy! Skrzydła muszą być aktywne i były, szczególnie Kamil Kanior i Kacper Andrzejewski, ale muszą być harmonijnie wykorzystywane. O tym, że nie jest to pozycja dla Michała Millera już wspominałem. Ale na Gołuchów wraca Wolniewicz! Co do atakujących ze środka boiska… dla mnie i pewnie dla wielu kibiców piłkarzem nr 1 meczu z Nielbą był Mikołaj Jankowski. „Jankes” walczył, starał się i strzelał. Idealnie wykorzystał sytuację sam na sam, trafił karnego, co po pudle (z Centrą) łatwe nigdy nie jest. Wreszcie to on pobiegł do rzuconej przez Jakuba Kwaśnego piłki i dograł ją „na nos” do Kacpra Andrzejewskiego. Cieszy zaangażowanie Mikołaja i mam nadzieję, że tę formę utrzyma! A jeśli jesteśmy już przy Mikołajach to słowo o Witkowskim. Widać, że ten chłopak to piłkarz „pełną gębą”. Jego ruch, zachowanie z piłką i bez piłki pokazują jego talent, jego piłkarską wszechstronność. Mikołaj jest piłkarzem Victorii i wiem, że od takiego „grajka” kibice oczekują więcej, przede wszystkim zaangażowania. Na jego usprawiedliwienie kibicom oczekującym z jego strony walki bramek i podań mogę tylko powiedzieć, że Mikołaj jest po bardzo ciężkiej kontuzji i być może nie tyle fizycznie, ale psychicznie nie jest gotowy do podjęcia walki na całego. Mecz z twardo grającą Nielbą takiej postawy wymagał, dlatego Mikołaja w tym meczu było niewiele, zdecydowanie za mało jak na jego talent i możliwości. Jednak, mimo nie najlepszej postawy, to na nim mieliśmy karnego i to on dograł z rzutu rożnego piłkę, po której Węcławek zdobył gola. Dajmy mu jeszcze chwilkę, a jestem pewien, że Mikołaj pokaże pełnię swoich możliwości. Mnie przypomina Filipa Marchwińskiego, w ruchach, bieganiu, sposobie zachowania się na boisku. Początki, jak u „Marchewy”, też ma nie najlepsze, ale z czasem będzie tylko lepiej.
Brawo Victoria! Końcowy kwadrans z Nielbą to była niesamowita „Remontada”. A teraz czas na Gołuchów! Niech 3 punkty wreszcie wrócą do domu!

Wyniki 6. kolejki meczów:
Victoria Września – Nielba Wągrowiec 4-3

Huragan Pobiedziska – Mieszko Gniezno 2-0
Polonia Golina – Jarota Jarocin 1-1
Polonia Chodzież – Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. 3-0
LKS Ślesin – Piast Kobylnica 2-0
Wiara Lecha Poznań – Obra 1912 Kościan 1-2
Centra 1946 Ostrów Wlkp. – Korona Piaski 1-2
Lipno Stęszew – Warta Śrem 3-1
Polonia 1912 Leszno – LKS Gołuchów 2-0

Tabela

Zapowiedź meczów 7. kolejki:
6.09.2024

19:00 Mieszko Gniezno – Lipno Stęszew
07.09.2024
14:00 LKS Gołuchów – Victoria Września
16:00 Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. – Huragan Pobiedziska
17:00 Jarota Jarocin – Wiara Lecha Poznań
17:00 Korona Piaski – Polonia Golina
14:00 Piast Kobylnica – Polonia 1912 Leszno
08.09.2024
14:00 Nielba Wągrowiec – Centra 1946 Ostrów Wlkp.
16:00 Obra 1912 Kościan – Polonia Chodzież
16:00 Warta Śrem – LKS Ślesin

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia