AktualnościPiłka nożnaVictoria Września

Poziom upokorzenia sięgnął zenitu!

Nie jestem w stanie zrozumieć postawy piłkarzy Victorii. Z jednej strony walczą jak wilki i wygrywają mecz z Nielbą przegrywając 1:3, a z drugiej strony kompromitują się w Śremie i przegrywają z ostatnią drużyną w lidze, która do meczu z Wrześnią zdobyła 3 punkty notując 3 remisy. Powiedzieć wstyd to nic nie powiedzieć!

Przed niedzielnym meczem wszystko zdawało się być poukładane i jasne – jednym, jedynym i absolutnie zdecydowanym faworytem meczu Warta Śrem – Victoria byli goście. Szczerze mówiąc nawet przez myśl mi nie przeszło, że kibice, którzy wybiorą się do Śremu, a tacy byli, skazani będą na takie upokorzenie.
Mecz z Wartą był pierwszą potyczką tych drużyn od 25 lat. Wypadało więc w jakiś szczególny sposób ten fakt uczcić, no i nasi futboliści uczcili, tylko nikt im chyba nie powiedział, że uczcić taką chwilę wypada wygrywając, a nie przegrywając z kretesem! No, ale każdy czci ważne chwile jak potrafi.

Skład wydawał się optymalny i mocny. Do bramki naszej drużyny wrócił Norbert Łuczak, w obronie oczekiwana przez kibiców zmiana, czyli Maćkowiak z Węcławkiem w środku, Kwaśny i Pawłowski po bokach. W drugiej linii Strzelczyk na „6”, dalej Groszkowski, a na bokach hasać mieli Wolniewicz i Kanior. Z przodu dwójka Witkowski i Jankowski.

Jeśli chodzi o pierwszą część gry,jedyne co warto pamiętać, to 2 akcje gospodarzy z 7. i z 22. minuty. Najpierw Mikołaj Jankowski, będąc na prawej stronie boiska, zamiast do Kwaśnego zagrał do rywala, a ten prostopadłym podaniem przez pół boiska uruchomił Miłosza Przybeckiego. Napastnik gospodarzy otrzymał piłkę, bo nie zatrzymał jej Marcel Węcławek, i pobiegł na bramkę Victorii. Gdy Norbert Łuczak wyszedł z bramki, by próbować przeszkodzić rozpędzonemu Przybeckiemu, ten płaskim strzałem obok naszego bramkarza wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Potem gospodarze wrzucili piłkę na nasze przedpole, Jakub Kwaśny chciał ją wybić, ale uczynił to tak niefortunnie, że podał rywalowi na nogę, tak gdzieś na 18. metr. Ten nie namyślał się długo i „podziękował” naszemu obrońcy za prezent – strzelił mocno w róg i Norbert Łuczak był bez szans. Do przerwy gospodarze prowadzili 2:0. A gdzie była Victoria? Nie wiem! Co robiła? Nic! Grała coś? Nic! I tak można by pytać, a ja bym innych odpowiedzi nie znalazł. Nasi piłkarze w pierwszych 45. minutach mieli problem z podaniem do partnera, większość tych prób była niecelna, mieli kosmiczny problem z podejściem pod pole karne rywali. Nie stworzyli żadnej, powtarzam żadnej sytuacji bramkowej do 45. minuty. Wtedy „Jankes” podał do Wolniewicza, ale Arek z 12. może 13. metrów, mając przed sobą tylko bramkarza, postanowił przegonić chmury nad stadionem, choć niebo w całości było błękitne, a słoneczko świeciło jak w lipcu.

Victoria była w takim gazie, że jej piłkarz (Witkowski) kilka razy nie potrafił dokopnąć z rzutu rożnego do bramki rywali. Dopiero ktoś poszedł po rozum do głowy (może trener) i Witkowskiego zastąpił Strzelczyk. Ten chociaż wrzucił piłkę w pole karne, a raz nawet „Jankes” uderzył ją głową, ale bardzo niecelnie. Nie chcę się pastwić nad naszymi piłkarzami, ale to, co wyprawiali w Śremie wołało o pomstę do nieba. Przegrali każdy pojedynek biegowy z przeciwnikami, przegrali każdą tzw. drugą, odbitą piłkę, nie wymienili 2-3 podań, nie stworzyli żadnej godnej uwagi akcji. Zachowywali się jakby spotkali się po raz pierwszy w życiu i jakby przybyli z różnych stron kraju na jakiś piknik charytatywny, np dla powodzian, a nie grali mecz ligowy.
No i na koniec tej wyjątkowej, wspólnej po 25 latach, połowy meczu obu drużyn jeszcze jedno spostrzeżenie, które sprawiało, że wk…nie kibiców z Wrześni sięgało zenitu. Otóż drużynie może nie iść, drużyna może mieć kłopoty, bo nie ma dnia, przeciwnik nie leży, zawodzą precyzja i skuteczność, bo zmęczenie, bo może swędzenie, drapanie, chrapanie, cholera wie co jeszcze, ale drużyna, która chce niby grać o wyższe cele nie może nie walczyć, nie może oddać pola bez bez okazania ambicji i zaangażowania – to, co „grała” Victoria jest nieakceptowalne, to jest dyskwalifikujące, a najlepsza ilustracją tego była postawa trenera, który stał jak zahipnotyzowany przy linii bocznej boiska, jakby był kompletnie załamany tym, co oglądał.
I już mi się nie chce pisać dalej tym bardziej, że z tymi swoimi myślami o tym meczu biłem się dwa dni. W poniedziałek napisałem tekst i dałem upust swoim emocjom. Dzisiaj zrezygnowany, podłamany postawą naszych piłkarzy odpuściłem i tekst poprawiłem! Wiecie co najbardziej boli? Bezsilność, szok, niedowierzanie, że można grać taką „padlinę” z zespołem, który okupuje ostatnie miejsce w tabeli i którego jedyną taktyką było wybicie piłki jak najdalej od swojego pola karnego, w kierunku szybkiego Przybeckiego. Nic więcej, zero konstruowania akcji, zero grania podaniami, zero ataku pozycyjnego, zero pomysłu na cokolwiek – i tylko tyle, albo aż tyle wystarczyło na naszą drużynę, która jak dziecko we mgle szukała drogi, która truchtała bez ładu i składu, która pokazywała najgorsze swoje oblicze – np. to z Kępna!
Tak, tak, rok temu mieliśmy Kępno i kompromitujący Victorię mecz. W niedzielę mieliśmy w Śremie, szczególnie w I części, powtórkę z rozrywki i to hohoho – z przytupem proszę Państwa!

Jeśli chodzi o drugą część tego meczu było już nieco lepiej, nieco tylko, bo efektów żadnych. Na drugą część gry nie wyszedł Strzelczyk (dla mnie niespodzianka, bo może Wiktor nie grał dobrego meczu, ale moim zdaniem należał do wyjątków, którym jeszcze się chciało przebiec kilka metrów, kopnąć do przodu, wystawić nogę, a wielu naszym piłkarzom nawet tego się nie chciało. No i Strzelba dokopnął piłkę z rogu do bramki rywali, czego inni nie potrafili). Zastąpił go Krawczyński i „Czesiu” jak zawsze próbował walczyć, starał się. A za Kamila Kaniora wszedł Michał Miller i nie ma co ukrywać swoim zaangażowaniem trochę rozruszał tę stojącą na stacji „zardzewiałą drezynę” jaką była w niedzielę Victoria. Michał miał też dwie znakomite okazje do zdobycia gola, obie po precyzyjnych podaniach „Groszka”. W pierwszej sytuacji strzelił w bramkarza, w drugiej strzelił nad poprzeczką. Swoją okazję miał jeszcze Patryk Pawłowski, ale będąc przed bramkarzem szukał podania zamiast strzelać i ta dobra okazja przepadła. I gdy wydawało się, że wynik tego meczu nie ulegnie już zmianie, w doliczonym czasie gry Marcin Maćkowiak, który był jedną z jaśniejszych postaci, jeśli w ogóle możemy o jakiś jasnościach wspominać, zdobył honorowego gola dla naszego zespołu.
Nie chcę już pastwić się nad postawą naszej drużyny, leżącego się nie kopie, ale muszę wspomnieć o Mikołaju Witkowskim, młodym piłkarzu, który ma ogromny talent, bo to widać, który miał być motorem ofensywy na „10”, miał dzielić i rządzić przed „Groszkiem”, popisywać się ostatnimi podaniami i strzelać gole. Tymczasem Mikołaj w Śremie był jak zombie w samo południe, jak wilkołak oślepiony słońcem, bez sił, bez życia, które jakby ledwo się w nim tliło… tylko człap, człap, człap…bum nie zdążył! Człap, człap, bum źle kopnął… W 2. części to chwilka, chwilka, mogę się oczywiście mylić, ale czy Mikołaj kopnął piłkę? Mam smutne wrażenie, że Mikołaj zamiast brylować, pięknie się rozwijać, dawać radość drużynie i kibicom zwija się, z meczu na mecz gra gorzej, jest jakby nieobecny, jakby duchem poza drużyną, co niestety widać. Przykre to, bo na dzisiaj oczywiście, postawa nowego piłkarza, to porażka trenera Lisieckiego, który jakby nie potrafił go właściwie nastawić, zmobilizować, uruchomić, sprawić, by chciało mu się grać, by jego talent świecił pełnym blaskiem, a nie był jak ninja w nocy, czyli zupełnie niewidoczny. Od początku, gdy tylko go zobaczyłem jestem zwolennikiem jego talentu i wielokrotnie pisałem, że wierzę w jego rozkwit, ale Mikołaj musi naprawdę mocno tego chcieć, inaczej nic z tego nie będzie!

I to by było na tyle, bo naprawdę oprócz narzekania nie ma o czym mówić, a ile można narzekać. Gorzej, że jutro, tj. w środę 25 września, Victoria gra mecz zaległy z Piastem Kobylnica i przed trenerem, dla którego postawa Victorii w Śremie to także porażka, bardzo trudne zadanie. Musi znaleźć przyczynę tej dziwnej, niespodziewanej, totalnej niemocy i naprawić problem! Bo jeśli tego nie zrobi i powtórzy się sytuacja ze Śremu, a przypomnę, że Piast wygrał z Nielbą 6:0, to przy Kosynierów może dojść do katastrofy. Myślę też, że przede wszystkim zawodnikom powinno zależeć na rehabilitacji, na odzyskaniu zaufania kibiców, bo jak kto jest, że jednego tygodnia potrafią, a innego nie? Obawiam się tego meczu, bo wydaje się, na podstawie meczu w Śremie, że piłkarze Victorii są niestety pod formą. Oprócz podstaw jak zaangażowanie, ambicja, walka brakuje im pomysłu na grę, lekkości, świeżości, swobody – i to musi martwić! Wygląda to na…jak mawiał klasyk… pierwsze, poważne oznaki zmęczenia sezonem!
Dzisiaj mam nieodparte wrażenie, że oddając bez walki mecz z Wartą oddali też szansę na zaistnienie w lidze, bo po 9. kolejkach (Victoria 8) straty do czołówki tabeli są już naprawdę bardzo duże. No, ale są odzwierciedleniem starej piłkarskiej zasady – jak grają, tak mają! Prawda? A Victoria ma mało, tylko 11 pkt. na koncie i bliżej jej do miejsca spadkowego (3 oczka) niż do dającego prawo gry o awans. Oczywiście nie można przekreślać Victorii po całości, sezon jest długi, do czerwca daleko, z pewnością wygrają jeszcze nie jeden mecz, ale mam wrażenie, że tej drużynie brakuje determinacji, tej sportowej złości i wiary, która przenosi góry.
Generalnie kibice, a wśród nich ja, znów przeżywają ogromne rozczarowanie, ogromny zawód. Bo mimo zmian kadrowych, mimo wzmocnienia zespołu, wydłużenia i wyrównania kadry, Victoria zawodzi, nie gra na miarę oczekiwań. Znów jest tak samo jak było: wielkie nadzieje, plany, a potem remisy, porażki i takie mecze jak ten w Śremie. To nie jest normalne, bez dwóch zdań coś jest nie tak, coś nie gra, jakieś błędy są popełniane, bo Victoria ma zespół, jestem o tym absolutnie przekonany, którego potencjał sięga samego czuba tabeli, a gra o to, by uniknąć spadku do grona najsłabszych drużyn! I mam wrażenie, że nikt się tym za bardzo nie martwi, nikt nie bije na alarm, nikt nikogo za ten stan rzeczy nie rozlicza. Ale może się mylę…
Victoria została w Śremie upokorzona przez beniaminka, który może za wiele nie potrafił, ale za to bardzo chciał i ambitnie dążył do celu. Dlatego uważam, że w minioną niedzielę to bardziej Victoria upokorzyła samą siebie, ale najbardziej upokorzyła, niestety, kibiców.
Moje odczucia są bardzo subiektywne, można się z nimi zgadzać, można też oczywiście mieć inne zdanie. Ale jestem kibicem Victorii od 1984 roku i po 40. latach na swoje oceny, nawet nie zawsze miłe, tak jak dzisiaj, mogę sobie pozwolić.

Wyniki 9. kolejki spotkań:
21/22. 09.2024
Warta Śrem – Victoria Września 2-1

Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. – LKS Ślesin 1-0
Jarota Jarocin – Huragan Pobiedziska 0-5
LKS Gołuchów – Centra 1946 Ostrów Wlkp. 1-3
Mieszko Gniezno – Polonia 1912 Leszno 3-1
Obra 1912 Kościan – Lipno Stęszew 3-1
Piast Kobylnica – Nielba Wągrowiec 6-0
Polonia Golina – Wiara Lecha Poznań 2-3

Tabela

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia