Piłka nożnaVictoria Września

Czarny czas zagościł, czy na dobre?

Ostatnie tygodnie są wręcz fatalne dla Victorii Września, pięć porażek ligowych i na deser wysoka przegrana w finale PP to obraz tego, co „wywalczyła” drużyna od 20 kwietnia. To bilans dramatycznie słaby i gdyby nie radosna droga do finału PP, który był prawdziwym świętem futbolu, to zarząd i trener mieliby poważny ból głowy myśląc nad tym: co jest nie tak Victorio?

Nie ukrywam, że smutno było po finale Pucharu Polski. Smutno, bo Victoria przegrała 1:5, ale ten smutek nie wynikał tylko z tak wysokiej porażki, moim zdaniem zdecydowanie za wysokiej, ale z z tego, że nie wszyscy piłkarze wytrzymali ciśnienie związane z tym niezwykłym dla Wrześni wydarzeniem. Victoria ten mecz zaczęła dobrze, spokojnie, uważnie w obronie i w pierwszym kwadransie to ona była zespołem aktywniejszym, próbującym atakować, stwarzać sytuacje i tę dogodną do zdobycia gola miał już w 3. minucie Arek Wolniewicz, lecz strzelił niecelnie, a szkoda, bo mógł ten finał zacząć się jak półfinał z Polonią Środa Wlkp. Po kwadransie goście, zdecydowany faworyt tej potyczki, opanowali nerwy, zaczęli sanować piłkę, długo rozgrywając ją w strefie obronnej, a potem długimi podaniami szukali napastników – czy to Biegańskiego, czy przede wszystkim Spławskiego, który na tzw. pivocie był jak skała, nie do ruszenia. Obracał się z naszymi piłkarzami na plecach, odgrywał do partnerów, sam strzelał i nasi obrońcy absolutnie mnie potrafili temu zaradzić. Większa kultura gry unitów dawała tej drużynie przewagę, którą po raz pierwszy zaznaczyli w 17. minucie. Po wyrzucie piłki z autu Spławskiski obrócił Marcela Węcławka i strzelił mocno z ok. 10 metrów. Janek Perzyński odbił piłkę, ale przed siebie, a nadbiegający Krzysztof Biegański mocnym strzałem pod poprzeczkę (piłka otarła się jeszcze o plecy Patryka Pawłowskiego) dał drużynie ze Swarzędza prowadzenie. Victoria znakomicie zareagowała. Już 5. minut potem w sytuacji sam na sam znalazł się Arek Wolniewicz, ale „wygnał się” trochę do boku i jego strzał był za lekki i wprost ręce brakarza Unii. Ale 5 minut potem, po niesamowitej akcji Jakuba Kwaśnego (czemu tak mało takich rajdów?), który przebiegł z piłką u nogi pół boiska i dograł dokładnie do Igora Sarnowskiego, ten ostatni huknął zza pola karnego mocno, po ziemi i był remis. I mimo że Unia posiadała piłkę, to Victoria umiejętnie się broniła i organizowała kontry. Niestety, w 37. minucie znów zagranie „na ścianę”, tym razem do Bartosza Łuczaka, znów ograny Marcel Węcławek, strzał lekki, w krotki róg, a Janek Perzyński dziwnie spóźniony, nieskuteczny i goście objęli prowadzenie.
Mam wrażenie, że wtedy coś pękło, że od 40 minuty w szeregi Victorii wkradło się zdenerwowanie i zaczęło brakować wiary. Idealnym tego stanu obrazkiem był rzut wolny dla unitów bity z ok 30. metrów, w 40. minucie meczu. Mocny strzał po ziemi zmierzał do bramki Victorii, a Janek Perzyński jakby nie wiedział jak tę piłkę zatrzymać. Wreszcie zdecydował rzucić się na kolana jakby modląc się o sukces i… kolanami wybił futbolówkę na rzut rożny. Czy tak powinna wyglądać parada bramkarza w takiej sytuacji? Oczywiście, że nie, ale Janek, być może wymodlił skuteczną interwencję… nerwy, nerwy, nerwy.

Po zmianie stron te złe emocje w szeregach Victorii wzięły górę i nasza drużyna zapłaciła za to „wysoki rachunek”. W 66. minucie Kamil Kanior, który dopiero co pojawił się na murawie, nie spróbował gonić rywala i odebrać mu piłkę, a uznał, że łatwiej go będzie złapać i powalić na trawę. Tak uczynił i zobaczył żółty kartonik. W 70. minucie zapomniał o tym, że ma już „żółtko”, zaatakował rywala tzw. nakładką i sędzia ekstraklasowy – Malec z Łodzi pokazał mu drugi raz żółty kartonik i w konsekwencji czerwony (decyzja kontrowersyjna, ale arbiter zawsze by się z niej wybronił). Kamil nie kopnąwszy dobrze piłki popełnił dwa poważne faule i opuścił plac gry osłabiając zmęczony już zespół. Śmiem twierdzić, że przy tak dobrze grających rywalach osłabieni gospodarze byli już pozbawieni jakichkolwiek szans na dobry wynik, choć Hubert Szaufer ograł w polu karnym rywali i mógł pokusić się o gola wyrównującego. Niestety, zamiast strzelać dogrywał do Mikołaja Jankowskiego, a ten nie był w stanie już nic zrobić i szansa przepadła. Potem zmęczona, osłabiona Victoria oddała pole. Drużyna popełniała coraz więcej błędów. W 74. minucie kolejny strzał rywali w tzw. krótki róg, kolejny błąd Janka Perzyńskiego (wybicie piłki przed siebie na 3. metr) i było 1:3. Potem karny (Janek był bliski jego obrony) i gol w doliczonym czasie gry z rzutu rożnego i wysoka porażka stała się faktem. Goście się cieszyli i w obecności wielu kibiców, oficjeli, zaproszonych gości wznieśli puchar do góry i zgarnęli nagrodę w wysokości 40 tys zł. Wielkie gratulacje dla Unii! Na osłodę tego gorzkiego wieczora pozostała dla zielono-białych z ul. Kosynierów nagroda w wysokości 10 tys zł.

Victoria? Cóż, do stanu 1:1 prowadziła dobry, wyrównany mecz, miała swoje okazje, potem jednak seria błędów w obronie – brak jakiegokolwiek pomysłu, by zneutralizować grę „na ścianę” do Świtalskiego, którą konsekwentnie prowadziła Unia i niestety, ale błędy bramkarza wynikające z nerwów, uciekającej szansy, dalej brak sił widoczny z minuty na minutę, a spowodowany grą w osłabieniu (o postawie Kamila nie wspomnę, bo myślę, że on sam ma świadomość tego, co się wydarzyło) – wszystko to miał ogromny wpływ na wysoką porażkę. Jak stwierdziłem wcześniej – moim zdaniem, zdecydowanie za wysoką. I tak się skończyła ta piękna tegoroczna przygoda Victorii z rozgrywkami Pucharu Polski. Przygoda, która pokazała, że Victoria przy dobrym nastawieniu, mentalu, w dobrej dyspozycji jest w stanie rywalizować z każdym przeciwnikiem, a jej półfinałowy mecz przeciwko Polonii Środa Wlkp. na długo pozostanie w pamięci.

Skończyły się rozgrywki Pucharu Polski, wróciła liga i wróciła smutna rzeczywistość, bo ostatnie tygodnie to ligowy dramat Victorii. Proszę spojrzeć, od 20 kwietnia, kiedy to Victoria wygrała z Mieszkiem Gniezno 2:0, nastąpił totalny zjazd w dół:
26.04 Ostrovia – Victoria 2:2
1.05 Victoria – Nielba 0:1
5.05. Wiara Lecha – Victoria 1:2
11.05 – Gołuchów – Victoria 2:1
18.05 Victoria – Kotwica 2:3
25.05 Obra – Victoria 3:2
30.05 Victoria – Jarota 4:1
8.06 Victoria – Polonia Leszno 1:2

W 8. spotkaniach Victoria 2 razy wygrała, 1 raz zremisowała i poniosła 5 porażek. Dla zespołu, który miał być i przez pierwsze 2 miesiące był rewelacją wiosny to prawdziwa katastrofa. Na 24 możliwe do zdobycia punkty Victoria wywalczyła 7!!! Zdobyła 14 bramek, straciła 15!!! Koszmar! Trudno cokolwiek powiedzieć, bo drużyna Pawła Lisieckiego przegrała każdy ważny mecz, w niektórych z nich prowadząc!!! Jedynym usprawiedliwieniem takiej postawy jest znakomita gra w Pucharze Polski i zmęczenie spowodowane rozgrywaniem meczów co 3 dni, a było ich bardzo wiele bo na przestrzeni 20. dni aż 7, a ostatnio znów kilka. Zgoda, zachowując oczywiście odpowiednie proporcje, można stwierdzić, że to „umieranie” jest zrozumiałe, bo pewnie i Kolejorz w minionym sezonie nie rozegrał tyle meczów co 3 dni, a co dopiero nasi zawodnicy, którzy z taką dawką meczów spotkali się chyba po raz pierwszy w życiu.
Ostatni mecz z Polonią Leszno to już totalna katastrofa. Do przerwy ta drużyna jeszcze chciała i mogła. Remisowała 1:1 (gol „Jankesa” z karnego), ale powinna prowadzić 3, może 4:1, bo korzystnych sytuacji nie brakowało. Po przerwie był to już jednak obraz nędzy i rozpaczy. Takiej Victorii sobie nie przypominam, drużyna kompletnie rozbita fizycznie (kontuzja za kontuzją) i psychicznie (porażka za porażką), drużyna nie potrafiąca w drugich 45. minutach meczu stworzyć ani jednej sytuacji pod bramką przeciwnika, drużyna marząca tylko o tym, by mecz dobiegł końca i te męczarnie jak najszybciej się skończyły, drużyna mająca szeroką kadrę, a nie będąca w stanie wprowadzić do gry zdrowego, wartościowego piłkarza. To był bardzo smutny obrazek, który przywołał koszmary z jesieni i który bardzo poważnie budził wątpliwości, czy ten zespół, ten projekt, który buduje zarząd i trener z myślą o szturmie na 3. ligę, ma szansę powodzenia. Moim zdaniem NIE, jeśli nie zajdą w tej drużynie ze 2-3 zmiany. Jakie? Uważni kibice doskonale o tym wiedzą, więc ja tym razem sobie daruję.

Kolejny mecz „rozbita” Victoria rozegra w najbliższą sobotę, 15 czerwca o godz 14:00 z „rozbitą” tej wiosny Centrą Ostrów Wlkp. I powiem szczerze nie wiem czego po takim meczu się spodziewać. Czy Victoria trochę odpocznie, odetchnie, by móc ten mecz wygrać, czy znów porażka i otchłań ligowej tabeli? Czy oni mogą jeszcze grać i wykrzesać z siebie potrzebną motorykę i motywację? Nie mam pojęcia! Do końca sezonu, kompletnie nieudanego, dającego kibicom potężny zawód jeśli chodzi o ligę, pozostały 2 mecze. Dajcie radę Panowie, a potem odpoczywajcie długo i efektywnie, bo przygotowania do nowego sezonu tuż, tuż!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia