Tak się przechodzi do historii!
Tak, tak, dzisiejsza drużyna Victorii Września, po „kosmicznym meczu” i wygranej 4:0 z III-ligową Polonią Środa Wielkopolska, awansowała do finału wojewódzkiego Pucharu Polski i już zapisała się w zielono-białej kronice klubu z ulicy Kosynierów. 5 czerwca, na własnym stadionie, Victoria powalczy o trzecie w historii trofeum z Unią Swarzędz.
Na samym początku muszę powiedzieć, że obowiązki zawodowe nie pozwoliły mi obejrzeć na żywo półfinałowego meczu Victoria – Polonia Środa Wielkopolska. Udało mi się ten pojedynek zobaczyć, dzięki transmisji internetowej, jaką przeprowadził klub ze Środy. Z jednej więc strony pozbawiony byłem tych niesamowitych emocji, które były dziełem naszej drużyny, a które mogli przeżywać kibice na stadionie, ale z drugiej strony mogłem sobie „na chłodno” grę Victorii podziwiać i analizować.
Przed półfinałem to Polonia Środa Wielkopolska była zdecydowanym faworytem w starciu z Victorią Września, mimo iż ta grała ten mecz na swoim stadionie. Polonia bowiem od wielu lat gra regularnie w III lidze. W bieżącym sezonie, przed meczem z Victorią, zajmowała 7. miejsce w tabeli z dorobkiem 44. punktów. Gospodarze też są na 7. miejscu w tabeli, mają na koncie 43 punkty, ale w piłkarskiej hierarchii znajdują się o szczebel niżej niż Polonia, bo grają w 4. lidze. Mało tego, uwaga, uwaga.. w ostatnich 8. latach Polonia grała w 7. finałach wojewódzkich, a 5 z tych finałów wygrała! Klub ze Środy Wielkopolskiej w sposób szczególny traktuje te rozgrywki widząc w nich, i słusznie, okazję do ogromnej promocji, do pokazania się na futbolowej mapie Polski. Ja miałem przyjemność oglądać pucharowe mecze Polonii np. z ROW-em Rybnik, z Odrą Opole (z Jakubem Moderem w składzie), czy z Górnikiem Zabrze.
Victoria na tle swojego rywala, jeśli chodzi o dorobek pucharowy, wyglądała skromniej. W finałach grała 2 razy i to dawno temu. Przypomnę, w 2001 roku, w Śremie, pokonała 2:1 Matex Drawę Krzyż, a w 2004 roku, w Wolsztynie, 5:0 Wartę Poznań. Sporo czasu upłynęło i znów wszyscy w klubie marzyli, by zagrać w finale, by powalczyć o zwycięstwo i podobnie jak 20 lat temu spróbować swych sił z silniejszymi, grającymi na wyższym poziomie drużynami.
O tym, że Polonia jest zdecydowanym faworytem mówił jeszcze jeden fakt: 3 lata temu, w marcu 2021 roku, w grze o ćwierćfinał PP, Victoria na własnym stadionie też potykała się z Polonią Środa Wielkopolska i przegrała 0:6. Ta wysoka porażka z jednej strony bardzo bolała, ale z drugiej pamięć o niej wyzwalała ogromną chęć rewanżu, była takim naturalnym, sportowym elementem mobilizacji, koncentracji przed jakże trudnym meczem.
Piękna pogoda, bliskość Środy, ciekawie zapowiadające się widowisko – wszystko to sprawiło, że wielu ludzi pojawiło się na trybunach wrzesińskiego stadionu, najwięcej tej wiosny. I ci co przyszli nie żałują. Wszyscy moi rozmówcy, z którymi wymieniałem poglądy i opinie o tym meczu mówili wprost: takiego meczu we Wrześni nie było od lat, taką Victorię chcą oglądać, taka Victoria jest dumą naszego miasta! I absolutnie nie były to opinie przesadzone, a naprawdę uczciwe i zasłużone dla całego klubu.
Tym razem opis tego meczu pominę, skupię się bardziej na emocjach i rzeczach, które zaciekawiły moją uwagę, sprawiły, że zasługują choć na krótką wzmiankę.
Victoria zaczęła ten mecz fantastycznie, wyszła znakomicie nastawiona przez trenera, skoncentrowana i widać było, że to drużyna, która ma plan na grę, która chce zaskoczyć rutynowanego, faworyzowanego rywala i jak najszybciej strzelić gola. Mogła to uczynić już w 30. sekundzie, kiedy to po dośrodkowaniu Macieja Szczublewskiego strzał Arka Wolniewicza obronił bramkarz Polonii, a dobitka Jakuba Kwaśnego, z linii pola karnego, była minimalnie niecelna. Po tej sytuacji zdawało się, że poloniści się obudzą i ruszą do ataków. Nic z tych rzeczy – to Victoria dominowała, konstruowała akcje skrzydłami, przede wszystkim lewą stroną i ta odważna postawa przyniosła powodzenie w 12. minucie meczu. Akcję Polonii na lewym skrzydle znakomicie zamknął Jakub Kwaśny, zagrał piłkę do Mikołaja Jankowskiego, ten wpadł w pole karne, podał do Macieja Szczublewskiego, a Maciej zrobił coś, po czym ludzie przecierali oczy ze zdumienia. Cudownie obrócił się z piłką przy nodze i lewą stopą uderzył w długi róg bramki gości. Bramkarz był bez szans i Victoria prowadziła 1:0. Kolejne minuty tego meczu potwierdzały znakomitą dyspozycję gospodarzy i dziwną wręcz bezradność piłkarzy Polonii. To piłkarze Victorii byli szybsi, bardziej zdecydowani w bezpośrednich pojedynkach o piłkę, to piłkarze Victorii mieli pomysł na rozgrywanie akcji, to piłkarze Victorii stwarzali dogodne sytuacje po bramką rywala, to piłkarze Victorii wreszcie swoją znakomitą postawę udokumentowali kilka minut przed gwizdkiem na przerwę, kiedy to po akcji Macieja Szczublewskiego drugą bramkę zdobył Jakub Groszkowski. Victoria w pierwszych 45. minutach oddała na bramkę Victorii bodajże jeden celny strzał. W 45. minucie, z rzutu wolnego, bombę pod poprzeczkę posłał Giełda, ale bardzo dobrą interwencją popisał się Janek Perzyński, który „pofrunął” do piłki i przeniósł ją nad poprzeczką.
Pierwsza połowa tego zaskakującego przebiegiem meczu się zakończyła. Ja nie ukrywam, że byłem pod ogromnym wrażeniem gry Victorii, która nie pozwoliła polonistom na nic. Idealnie akcje skrzydłami gości zamykali Kwaśny i Pawłowski. W środku obrony Maćkowiak i Węcławek nie przegrali pojedynku z Drame i wchodzącym Giełdą. W linii pomocy Victoria „zabiła” rywali, bo Groszkowski ze Strzelczykiem rządzili jak chcieli – zabrali polonistom piłkę, nie dali im szans na jakiekolwiek skuteczne rozegranie, a sami a to konstruowali groźne ataki, a to popisywali się znakomitymi podaniami otwierającymi drogę do bramki, a to trafili na 2:0. Jeśli do tego obrazu dodamy bardzo aktywne skrzydła (rewelacyjny Maciej Szczublewski) i ciężko pracujących Sarnowskiego i Jankowskiego to będziemy mieli pełen obraz grającej wielki mecz Victorii. Byłem pod wrażeniem! Z jednej strony podziwiałem i doceniałem postawę naszej drużyny, a z drugiej obawiałem się, czy jest ona w stanie zagrać równie dobrze drugie 45 minut, czy ten „piękny sen” będzie trwał. Zastanawiałem się też, czy podrażniona, zraniona Polonia po zmianie stron ruszy wściekle do odrabiania strat?
Wszelkie moje wątpliwości Victoria rozwiała już w 46. minucie meczu. Piłkę z autu wyrzucał Patryk Pawłowski. Trafiła ona pod nogi obrońcy Polonii, który podawał ją do środka pola, do Giełdy. Jednak pomocnik gości piłki nie przejął, bo zabrał mu ją Arek Wolniewicz, a to co potem zrobił nasz skrzydłowy wpędziło zgromadzoną publiczność w zachwyt i zdumienie. Arek objechał całą obronę Polonii, wyszedł sam na sam i strzelił obok bramkarza. Bramka po indywidualnej akcji, którą można oglądać godzinami, podziwiać i bić brawa przy otwartej kurtynie. Po tym „ciosie”, który wrześnianie zadali średzkiej drużynie uspokoiłem się nieco, bo zdałem sobie sprawę z tego, że tym razem Polonia nie jest w stanie ograć Victorii i to przynajmniej z dwóch powodów: 1. jest fizycznie i psychicznie rozbita, 2. gra przeciwko lepszej tego dnia drużynie. I choć zespół ze Środy Wlkp. próbował odrabiać straty, to próby te były bardzo nieumiejętne, wolne, prowadzone bez przekonania, bez wiary w końcowy sukces. Tak naprawdę tylko raz pod bramką Janka Perzyńskiego było gorąco, kiedy Jędrzej Drame dwa razy strzelał z kilku metrów i za każdym razem jego uderzenia były blokowane. Poza tym poloniści robili trochę wiatru, z którego nic nie wynikało, no może trochę kurzu unosiło się w powietrzu. Victoria skupiła się na obronie. Czyniła to mądrze, skutecznie, a co najważniejsze za każdym razem po przejęciu piłki uruchamiała bardzo groźne kontrataki. Nasza drużna miała swój plan, konsekwentnie go realizowała, dzięki czemu kompletnie „zdemontowała” maszynę pod nazwą Polonia Środa Wielkopolska. Kropkę nad „i” w tym meczu, w 70. minucie, postawił grający świetne spotkanie, śmiem twierdzić, że najlepsze w swojej przygodzie z futbolem, Maciej Szczublewski. Maciej wreszcie pokazał, że można efektowną grę, pełną widowiskowych, wygranych pojedynków jeden na jeden z obrońcami Polonii, połączyć z grą efektywną, z grą skuteczną. Przypomnę, Maciej strzelił 2 gole i miał asystę przy bramce swojego kapitana.
Zachwycając się grą Victorii zastanawiałem się: kiedy nasza drużyna rozegrała tak perfekcyjny pod każdym względem mecz? Nie znalazłem odpowiedzi, a przecież oglądając Victorię od 40. lat tych „wielkich meczów” też trochę widziałem.
W środowe popołudnie wszystko zagrało, w zespole nie było słabego punktu, wszyscy, powtarzam wszyscy, wraz z zawodnikami, którzy wchodzili z ławki, zasłużyli na ogromne słowa uznania. Ja chcę jednak zwrócić uwagę na naszą młodzież, na 17-letniego Marcela Węcławka i 18-letniego Wiktora Strzelczyka, którzy mimo młodego wieku zachwycili spokojem, dojrzałością i pewnością w swojej grze. Marcel Węcławek przyszedł do nas zimą, dojeżdża na treningi i mecze z Dopiewa – pociągiem do Poznania i potem do Wrześni. I temu chłopakowi się chce. Nie marudzi, nie wybrzydza, z meczu na mecz gra coraz lepiej. Jest czymś niesamowitym, że ten nastolatek skleił całą naszą obronę, która jesienią była jedną z najsłabszych w lidze, a dzisiaj jest najlepszą. Tak, tak – to oczywiście zasługa całej drużyny, gry całego bloku defensywnego, ale także ogromna zasługa Marcela, który jest szybki, sprawny, mobilny, nie boi się pojedynków z rywalami i z tych pojedynków w zdecydowanej większości wychodzi zwycięsko. Tak jak Wiktor Strzelczyk przy Jakubie Groszkowskim, tak Marcel u boku Marcina Maćkowiaka dojrzewają i stają się coraz lepszymi piłkarzami.
I tak troszkę na koniec – w przestrzeni internetowej pojawiła się sugestia, że być może Polonia zlekceważyła Victorię i dlatego dostała tęgie lanie. Hm… moim zdaniem nie! Wszyscy inni, teoretycznie lepsi rywale może i by Victorię zlekceważyli, ale nigdy w życiu nie zrobiłaby tego Polonia. Dlaczego? Bo to Polonia jest „mistrzem pucharów”, Polonia chce i potrafi w nich grać, Polonii zawsze bardzo zależy na kolejnych sukcesach, bo to wymiar promocyjny (a o to średzianie dbają jak mało kto) i finansowy. Polonia nie zlekceważyłaby Victorii, bo mecze tych drużyn to jakby derby, rywalizacja nie tylko o puchar, ale przede wszystkim o prestiż! I wreszcie dlatego NIE, bo latem Polonia, po długim okresie oczekiwania, otwiera nowy stadion i jestem pewien, że chciała na nim zagrać mecz PP szczebla centralnego z klasowym rywalem.
Mecz Victoria – Polonia był tez pojedynkiem trenerów, pojedynkiem dwóch Pawłów: naszego Lisieckiego i ichniego Kutyni. I z tego pojedynku zwycięsko wyszedł ten młodszy, który znalazł sposób na Polonię, który faworyta zaskoczył planem i precyzyjnym jego wykonaniem. I to tez powód do radości, bo Paweł Lisiecki się nam rozwija. Widać „jego rękę”, ta młoda wciąż i perspektywiczna drużyna ma swój styl gry – coraz lepiej broni i napędza akcje skrzydłami, które w ostatnich meczach trochę zawodziły, ale w minioną środę były dla polonistów nie do zatrzymania.
No i mammy finał! A w nim spotkamy się z Unią Swarzędz i będzie to bardzo trudny pojedynek. Dużo trudniejszy niż ten z Polonią, bo, teoretycznie oczywiście, Unia jest silniejszym zespołem. Obecnie w tabeli III ligi zajmuje 3. miejsce. Będzie to też mecz z podtekstami. Trenerem Unii jest Tomasz Bekas, jeszcze niedawno temu trenujący Victorię Września. To za jego kadencji Victoria walczyła o 3. ligę i tę rywalizację przegrała z Pogonią Nowe Skalmierzyce. To za jego kadencji zakończył piłkarską karierę obecny trener Victorii, Paweł Lisiecki. Do naszego zespołu wraca po przerwie za kartki Michał Miller, który jeszcze rok temu grał dla Polonii. W przerwie zimowej Unia grała w Swarzędzu z Victorią mecz towarzyski, przegrała 3:5. Z pewnością o tym meczu unici pamiętają i będą chcieli się zrewanżować. Ponadto mecze Victorii z Unią zawsze były takie „na styku”, mecze pełne emocji, mecze pełne walki, trzymające w napięciu. Myślę, że nie inaczej będzie i teraz. Unia jest zdecydowanym faworytem, takim pewniakiem do zdobycia pucharu, ale Polonia też była faworytem. To jest piłka nożna, to jest jeden mecz i wszystko może się zdarzyć. Ja chciałbym tylko, by Victoria postawiła się Unii, by powalczyła o marzenia, by dała sobie i swoim kibicom kolejną porcję emocji i radości. Victoria musi pamiętać, że w sporcie nie ma takiego sufitu, którego nie można przebić – a wtedy wszystko jest możliwe!
Dlatego już dzisiaj zapraszam kibiców na mecz finałowy wielkopolskiego Pucharu Polski. To ekscytująco zapowiadające się spotkanie odbędzie się 5 czerwca we Wrześni. Z pewnością będzie na nim rekordowa publiczność i dobrze, bo takie mecze trzeba oglądać. Ja już czekam w ogromnym napięciu wierząc, że to będzie świetny mecz!
I już zupełnie na koniec – Panowie, najbardziej jak potrafię dziękuję Wam za wielki mecz i awans do finału! Chapeau bas!
Fot. tytułowa – https://www.facebook.com/victoria.wrzesnia