Piłka nożnaVictoria Września

Dreszczowiec z Obrą i awans Victorii

W meczu 1/8 Pucharu Polski na szczeblu województwa wielkopolskiego pomiędzy Victorią, a Obrą Kościan było jak u Hitchcocka – „najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie tylko narastało”. Ostatecznie, po rzutach karnych, w których emocje sięgnęły zenitu, 5:4 wygrała Victoria i awansowała do 1/4 rozgrywek, gdzie zmierzy się z Polonią Chodzież.

Zaczęło się od mocnego uderzenia – już w 2. minucie Arek Wolniewicz wyszedł sam na sam z bramkarzem Obry i… nie trafił w bramkę. Szok, bo Arek takich sytuacji nie zwykł marnować. A potem na chwilę wszystko się uspokoiło, po czym z prawej strony ponownie zaatakował Arek Wolniewicz. Przyjął piłkę na piersi, ściął do środka, strzelił lewą nogą ale i tym razem niecelnie. I gdy wszyscy czekali na premierowe trafienie Victorii, w 22. minucie gry, bramkę zdobyli goście. Zamknęli Victorię w jej polu karnym, piłkę na lewej stronie otrzymał Patryk Łakomy, zbiegł do środka, Jakub Kwaśny nie zdołał go zablokować i napastnik Obry ładnym strzałem w długi róg pokonał Janka Perzyńskiego. I od tego momentu oglądaliśmy nieustanny napór Victorii, który tak naprawdę trwał do 90. minuty meczu, ale zanim o tym… wspomnijmy skład Victorii, który wyszedł do gry przeciwko Obrze.

I tak dziwnie ten mecz się toczył. Obra po strzeleniu gola cofnęła się praktycznie we własne pole karne, ustawiła „szaniec” i broniła bramki jak powstańcy w 1831 roku Reduty Ordona przed Moskalami. Piłkarze Obry robili co mogli, by wybijać z uderzenia gospodarzy – zwalniali grę kopali piłkę poza boisko, co chwila padali na murawę krzycząc „ała, ała” i co najgorsze – skutecznie nabierali beznadziejnie sędziującego arbitra na te sztuczki. A przy okazji sami faulowali i to brutalnie. Po jednym z takich fauli Patryk Pawłowski został trafiony łokciem w głowę (okolice skroni) i stracił świadomość, opuścił boisko, wrócił po kilku minutach, dograł do gwizdka na przerwę, a podczas niej okazało się, że Patryk nie pamiętał, że gra, gdzie jest i co robi. Natychmiast wezwano karetkę, która odwiozła Patryka do szpitala na szczegółowe badania. Podsumowując – ja rozumiem, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala, ale postawa drużyny z Kościana nie miała nic wspólnego z postawą Fair Play. Niestety, ta postawa znajdowała zrozumienie u arbitra, który zupełnie nie panował nad tym, co się dzieje na murawie, a swoimi decyzjami wprowadzał kompletne zamieszanie. Dość powiedzieć, że po brutalnym ataku na głowę Patryka Pawłowskiego sędzia nawet nie zareagował, nie pokazał też żółtej kartki, choć faul nadawał się na kartkę mocno czerwoną, Dopiero protesty piłkarzy, „ławki rezerwowych” i kibiców gospodarzy sprawiły, że arbiter przerwał grę i ukarał sprawcę brutalnego ataku żółtym kartonikiem. Do przerwy Victoria przegrywała 0:1. Nasza drużyna dobrze zaczęła ten mecz, ale z minuty na minutę, skutecznie wybijana z rytmu, grała zbyt chaotycznie, zbyt nerwowo, zbyt niedokładnie, by myśleć o wyrównaniu.

Po przerwie Patryka Pawłowskiego zastąpił Hubert Szaufer, a Victoria znów ruszyła do zdecydowanych ataków. Obra nadal siedziała za „barykadą”, jej postawa nic, a nic się nie zmieniła i najlepiej można by ją było podsumować mówiąc: pozorowanie gry, bo z prawdziwą grą w piłkę nie miała nic wspólnego. Była za to bardzo skuteczna, Obra cały czas prowadziła. Victoria, w przeciwieństwie do Obry, chciała grać w piłkę, atakowała i dążyła do zdobycia gola. Kibice mieli nadzieję, że jej aktywność zostanie nagrodzona, a kościański antyfutbol ukarany. W 52. minucie widzieliśmy znakomitą akcję Victorii. Po prawej stronie Arek Wolniewicz zagrał do Jakuba Kwaśnego, ten dobiegł do linii końcowej boiska, wycofał piłkę przed bramkę rywali, ale zabrakło skutecznego strzału do pustej prawie bramki. W 54. minucie gospodarze egzekwowali rzut rożny. Nastąpiło dośrodkowanie, strzał głową pod poprzeczkę, ale bramkarz rywali był czujny i przerzucił piłkę na kolejny róg. Po nm przed szansą na gola stanął Kruszyński, ale zamiast strzelać z pierwszej piłki, przyjął ją i na cokolwiek było już za późno. Szansa na wyrównanie przepadła. W 55.i w 57. minucie mieliśmy poczwórną zmianę w Victorii. Zeszli najpierw Szczublewski, Wolniewicz, a potem Groszkowski i Miller. W ich miejsce pojawili się Kanior, Kajdan, Strzelczyk i Jankowski. W 60. minucie Kruszyńskiego zastąpił Marecki. I znów Victoria, mając kilku piłkarzy z ogromnym zasobem sił, ruszyła jak huragan. W 62. minucie Marecki dograł do Jankowskiego, ale piłka po strzale głową „Jankesa” trafiła wprost w bramkarza, który instynktownie odbił ją w bok. W 78. minucie kolejny atak Victorii, tym razem lewą stroną, faul i żółta kartka dla gracza Obry. A że ten gracz miał już na koncie „żółtko”, to w konsekwencji ujrzał czerwony kartonik i musiał opuścić plac gry. Ostatni fragment tego meczu Victoria grała w przewadze, ale pozorowanie gry przez Obrę przybrało wprost karykaturalne rozmiary. W 80. minucie w idealnej sytuacji znalazł się Kacper Kajdan, ale zamiast zdecydować się na strzał piłkę przyjmował i ją stracił. A było tak blisko… Kacper musi w takich sytuacjach decydować się na uderzenie! W 82 minucie, po idealnym dośrodkowaniu Marcina Maćkowiaka, piłka trafiła do „Jankesa”. Mikołaj ją przyjął na klatkę, spuścił w dół do nogi, tym przyjęciem zgubił obrońcę i mając może 5 metrów do bramki, a przed sobą bramkarza strzelił „Panu Bogu w okno”. Dramat! To była najlepsza okazja Victorii do wyrównania. Nie można takich sytuacji nie wykorzystać? Okazuje się, że jednak można! Ale Victoria nie zrażona nawet tak bolesnym niepowodzeniem atakowała dalej. W 88. minucie znów Mikołaj Jankowski w roli głównej. I znów po dośrodkowaniu otrzymał w polu karnym idealną piłkę, znów zwiódł obrońcę, położył bramkarza i mając praktycznie pustą bramkę strzelił nieprecyzyjnie, bo obrońca gości zdołał piłkę odbić, ale… uczynił to ręką. Na szczęście bardzo słaby tego dnia arbiter widział tę sytuację i podyktował rzut karny dla Victorii. Do piłki podszedł bohater „ostatnich akcji”, Mikołaj Jankowski. Nie ukrywam zadrżałem, bo przed oczami stanęły mi dwie zmarnowane okazje „Jankesa”, ale tym razem Mikołaj pewnie ustawił piłkę, strzelił mocno, celnie i w 90. minucie meczu było 1:1. Wielkie brawa dla Mikołaja, że to napięcie, tę odpowiedzialność, wziął na siebie i to wytrzymał! A historia futbolu pokazuje, że czasem nawet najlepsi w takich sytuacjach zawodzą.

Arbiter doliczył do regulaminowego czasu gry 7 minut i w tej przestrzeni powinniśmy ten mecz przechylić na swoją korzyść, ale w środowe popołudnie zawodziła w naszych szeregach skuteczność. W 90+2 min. w idealnej sytuacji, sam na sam z bramkarzem, znalazł się Kacper Kajdan. Będąc w pełnym biegu z prawej strony bramki, zdecydował się na strzał lewą nogą, takim „piłkarskim bekhendem”. To się nie mogło udać, strzał był za słaby i rywale zdołali go obronić. Kilka chwil potem arbiter gwizdnął, skończył granie i zarządził strzelanie rzutów karnych. W wyniku losowania pierwsi strzelali goście, a strzelano na bramkę od strony ulicy Kosynierów.

Emocje sięgały zenitu. Pierwszy podszedł piłkarz Obry, strzał i gol. Pierwszy w naszym zespole strzelał Mikołaj Jankowski. „Miki” spokojnie ustawił piłkę, wziął rozbieg i strzelił idealnie w przeciwny róg do tego, w który rzucił się bramkarz. Brawo, było 1:1. Druga kolejka – strzał gości i ich prowadzenie 2:1. U nas Marcin Maćkowiak, o którym będę jeszcze wspominał, ale co najważniejsze, Marcin strzelił pewnie i znów mieliśmy remis, tym razem 2:2. Trzeci piłkarz Obry strzela i goście prowadzą 3:2. Trzeci w naszym zespole strzelał Kacper Kajdan. Strzelił idealnie, pięknie, lewą nogą w górny róg bramki i po 3. kolejkach mieliśmy remis 3:3. Znów goście i Obra prowadziła 4:3. U nas czwarty strzelał Klaudiusz Marecki i mimo że nie strzelił precyzyjnie, i bramkarz gości był „o włos” od obrony, to piłka, ku uciesze naszych piłkarzy i kibiców, znalazła drogę do siatki Obry, a Klaudiuszowi słychać było jak „kamień spadł z serca” – było 4:4. Została ostatnia kolejka serii rzutów karnych. Podszedł piłkarz Obry, wziął rozbieg i strzelił nie tylko lekko, ale obok bramki – pudło! Victoria stanęła przed ogromną szansą na awans, ale żeby tak się stało, to najmłodszy strzelec w naszej drużynie, Wiktor Strzelczyk musiał trafić. Strzelczyk, Strzelczyk… cóż nazwisko zobowiązuje – Wiktor wytrzymał presję – podszedł pewnie i strzelił celnie. Victoria wygrała 5:4 awansując do 1/4 Pucharu Polski na szczeblu Wielkopolski.

Wielkie brawa dla całego zespołu! Jej przeciwniczką, mecz 24 kwietnia we Wrześni, będzie Polonia Chodzież. I na tym meczu trzeba być, trzeba kibicować Victorii w walce o awans do półfinału, gdzie jej przeciwniczką będzie z pewnością drużyna III ligi, może Noteć Czarnków, może Polonia Środa – to już nie ma znaczenia. Najważniejsze, by Victoria pokonała Polonię Chodzież!
A teraz słów kilka o postawie naszej drużyny. Janek Perzyński w bramce nie zanotował wpadki, choć spotkałem się z głosami, że strzał skrzydłowego gości z 25. metrów nie był silny i Janek mógł lepiej interweniować, hm… trudna sprawa, bo strzał był bardzo precyzyjny, ale być może gdyby nie rzucał się od razu, a zrobił krok w lewo i dopiero interweniował, może wtedy była by ta interwencja skuteczna? Może, może…. dzisiaj możemy tylko gdybać. Gorzej, że Jasiu znów miał ciągoty na dyskusje z rywalami, z arbitrem i dopiero stanowcza reakcja trenera zatrzymała Janka zapędy, których musi się wystrzegać. Gra w obronie wiosną wygląda lepiej niż jesienią. Bardzo dobrze radzi sobie 17-letni Marcel Węcławek, u którego nie widać ani tremy, ani nerwowych zachowań, który potrafi rozegrać piłkę i dobrze sobie radzi w pojedynkach powietrznych. Z tego chłopaka mogą być „ludzie”! Mimo ograniczeń związanych ze sprawnością, bardzo dobrze ustawia się i czyta grę Adrian Kruszyński, który jest takim cichym bohaterem w tyłach. Jeśli chodzi o boki to Patryk Pawłowski do momentu kontuzji na swoim wysokim poziomie, a z drugiej strony Jakub Kwaśny, który, moim zdaniem, lepszy w ofensywie niż w defensywie, bo stracona bramka troszkę idzie na jego konto. Powinien „przeczytać Patryka Łakomego, bo ten takiego samego gola strzelił nam we Wrześni jesienią.
W drugiej linii lepiej niż w Łobżenicy. Mimo niewykorzystanej sytuacji z 2. minuty meczu coraz lepiej gra Arek Wolniewicz, bo złapał fizyczność, łapie zdrowie. A u Arka jak ze zdrowiem w porządku, to na boisku pokazuje swoje możliwości. Zdecydowanie lepiej może grać Maciej Szczublewski, który po znakomitym okresie przygotowawczym zdawał się być motorem napędowym w ofensywie, a moim zdaniem nie jest. Chciałbym widzieć Macieja lepiej i skuteczniej grającego, bo wiem, że potrafi. No i przeskakujemy do środka, tutaj jesteśmy naprawdę mocni. Z Obrą znakomicie zagrał Marcin Maćkowiak, dla mnie najlepszy piłkarz meczu. Spokój, luz, bardzo dobry w odbiorze i jeszcze lepszy w inicjowaniu akcji, dogrywaniu do partnerów. I muszę przyznać, że trener Lisiecki ma nie lada dylemat; kogo na „6”? Szymon Krawczyński zagrał koncert z Mieszkiem, Marcin w środę najlepszy z Obrą, a jest jeszcze „Strzelba”, który chyba definitywnie zostanie przesunięty na „8”. Ze zmienników na skrzydłach lepiej w środę wypadł Kacper Kajda niż Kamil Kanior. Kamil jakby schowany, niepewny, często grający z pierwszej piłki, ale niedokładnie, bojaźliwie. Musi się przełamać, bo możliwości ma ogromne. Pokazał to w meczu z Mieszkiem i do takiej gry musi wrócić. Kacper waleczny, biegający do ataku, stwarzający zagrożenie, ale on musi poprawić skuteczność, musi częściej decydować się na strzał, a nie myśleć tylko o dograniu do partnerów. Trochę takiego zdrowego egoizmu boiskowego by mu się przydało. Jeśli chodzi o napastników, to mamy jakby dwóch różnych: Michała Millera – walczaka absorbującego nieustannie obrońców rywali, stwarzającego sytuacje kolegom, wypracowującego im pozycje strzeleckie i Mikołaja Jankowskiego – typowego snajpera, którego piłka szuka w polu karnym. „Jankes” musi zacząć trafiać takie okazje jakie miał z Obrą i ja wierzę, że tak będzie, bo ma ogromną łatwość w ogrywaniu obrońców. Igor Sarnowski po bardzo dobrym meczu w Łobżenicy tym razem był zdecydowanie mniej widoczny, ale cała drużyna Victorii za mecz z Obrą zasługuje na pochwałę, na brawa i gratulacje za walkę, za konsekwentne dążenie do celu, za wiarę i wreszcie za osiągnięty sukces i awans do 1/4 Pucharu Polski.

P.S.

Jak poinformował mnie Mateusz Kuliński, prezes klubu MKS Victoria Września, Patryk Pawłowski jest już po szczegółowych badaniach – tomograf komputerowy głowy. Patryk miał wstrząśnienie mózgu. Ze szpitala został już wypisany, jest w domu i czuje się dobrze. Patryk nie zagra w najbliższy weekend z Korona Piaski, ale na następny mecz, w Chodzieży, będzie już pewnie gotowy do gry.

A teraz czas na ligę. W sobotę, 6 kwietnia, o 15:00 mecz z Koroną Piaski, już dzisiaj wszystkich kibiców gorąco zapraszam. Na Victorię warto chodzić, Victorię warto oglądać, bo to młody, grający ładną dla oka, ofensywną piłkę!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia