Symptomy „nowej Victorii” i awans w PP
Po bardzo intensywnym meczu, w którym nie brakowało walki i męskich pojedynków Victoria Września pokonała 2:0 Mieszka Gniezno i awansowała do 1/8 wielkopolskiego Pucharu Polski. Cieszy postawa drużyny, jej dobre przygotowanie do wiosny i fakt, że Victoria potrafiła ograć bardzo doświadczonego, silnego fizycznie rywala, co dobrze wróży przed rozpoczęciem ligowego grania, które już za 2 tygodnie.
Kilka dni temu pisząc o podsumowaniu przygotowań zimowych, po ostatnim meczu sparingowym z Meblorzem Swarzędz, odpowiadając sobie na pytanie: w jakiej formie jest Victoria powiedziałem: nie wiem! Dzisiaj wiem więcej, dzisiaj wiem, że nasza drużyna w pierwszym meczu wiosny pokazała dobre przygotowanie fizyczne, zaangażowanie, ambicję i to dzięki tym cechom potrafiła się przeciwstawić rutynowanej ekipie z Gniezna. Dzisiaj wiem, że słowa trenera Pawła Lisieckiego o tym, że Victoria będzie objawieniem tej wiosny mogą, powtarzam, mogą się ziścić. Świadczą o tym pewne sygnały w grze Victorii, których wcześniej nie było, ale żeby o tym wspomnieć, wróćmy do meczu, który w sobotnie, wczesne popołudnie został rozegrany na idealnie przygotowanej murawie. Firmy Magmar Murawy, dbającej o zieloną płytę we Wrześni, należą się wielkie słowa uznania.
Do pierwszego meczu wiosny Victoria przystąpiła w następującym zestawieniu:
Perzyński – Kwaśny (80′ Czerniak), Maćkowiak, Węcławek, Pawłowski (78′ Szaufer) – Szczublewski, Krawczyński kpt., Strzelczyk (75′ Kruszyński), Kanior (65′ Wolniewicz) – Sarnowski (70′ Kajdan) – Miller (68′ Jankowski)
Trzeba przyznać, że nieobecny tego dnia, ze wzgl. na wyjazd służbowy, trener Paweł Lisiecki, przygotował kilka niespodzianek: m.in. 17-letni Węcławek w obronie, Kamil Kanior na prawym skrzydle, czy Sarnowski zamiast Jankowskiego. Ale od pierwszych minut tego meczu widać było, że trener Lisiecki miał plan i ten pod ten plan ustawił drużynę. Pierwszy kwadrans to wprost huraganowe ataki gospodarzy, które zepchnęły gnieźnian do głębokiej defensywy. W 4 min. Kamil Kanior od połowy boiska biegł sam na bramkę, wpadł w pole karne i mając przed sobą bramkarza strzelił mocno po długim rogu, ale piłka odbiwszy się od poprzeczki wyszła poza boisko. To była idealna sytuacja do zdobycia gola. 2. minuty potem Michał Miller zagrał do Igora Sarnowskiego, ten zrobił kółeczko w polu karnym i uderzył z lewej nogi, ale był to strzał bardzo niecelny. Dosłownie chwilę potem mieliśmy powtórkę z rozgrywki: Miller do Sarnowskiego, ale Igor tym razem krótkim podaniem wypuścił w bój Kamila Kaniora. Kamil przyjął piłkę i uderzył mocno po długim rogu, ale tym razem skuteczną interwencją popisał się bramkarz Mieszka i mieliśmy tylko rzut rożny. Dosłownie chwilę potem bramkarza rywali próbował pokonać Michał Miller, ale i tym razem bramkarz Mieszka wyrzucił piłkę na róg. Dopiero po ok. 20 minutach piłkarze Mieszka złapali oddech, odepchnęli grę od swojego pola karnego i próbowali konstruować jakieś kontry. Jednak z tych akcji nie byli w stanie zagrozić Jankowi Perzyńskiemu. Czynili to ze stałych fragmentów gry i trzeba przyznać że znakomite warunki fizyczne gnieźnian pozwalały im na skuteczną walkę w powietrzu. Właśnie po stałych fragmentach pod bramką gospodarzy kilka razy doszło do poważnego zamieszania, na szczęście bez konsekwencji i utraty gola. Widać było, że Mieszko Gniezno przyjechał do Wrześni, by przede wszystkim nie stracić gola, a jeśli okazja się nadarzy, przeprowadzić akcję i spróbować z kontry strzelić bramkę. Na szczęście ta taktyka, mimo że do przerwy była skuteczna, to w efekcie nie przyniosła gościom powodzenia. A to dlatego, że Victoria cały czas grała do przodu, konstruowała akcje, ale, co bardzo ważne, grała też uważnie w obronie wyprzedzając rywali, przejmując piłkę, gasząc wszelkie akcje praktycznie zanim się rozwijały. Do przerwy był bezbramkowy remis, a kibice oglądali, szybki, dobry mecze, obfitujący w sytuacje podbramkowe, ale tez w wiele twardych, męskich pojedynków i co najważniejsze w pojedynkach tych delikatniejsi fizycznie gospodarze mówiąc kolokwialnie „nie pękali”, co cieszyło oglądających mecz kibiców. A ambicja, szybkość prowadzenia akcji, dążenie do strzelenia gola – taka mądrość w graniu – musiała robić wrażenie. Victorię dobrze się oglądało.
Po zmianie stron już praktycznie pierwsza akcja gospodarzy przyniosła im upragnionego gola. Zza pola karnego uderzył Wiktor Strzelczyk i piłka ugrzęzła w siatce. Może i Wiktor chciał dośrodkowywać może strzelać – teraz nie ma to znaczenia, liczyło się tylko to, że piłka trzepotała w siatce Mieszka. A po bramce widzieliśmy tzw. piłkarską kołyskę przygotowana dla nieobecnego z powodu kontuzji kapitana Jakuba Groszkowskiego, któremu urodziło się drugie dziecko. I Victoria dostała wiatr w żagle, była stroną przeważającą i to w jaki sposób dążyła do zdobycia drugiego gola musiało się podobać. W tym okresie Mieszko zaatakował tylko raz. Po dośrodkowaniu z lewej strony w pole karne przed bramką Janka Perzyńskiego było bardzo groźnie, ale na szczęście nasi obrońcy zdołali zablokować strzał rywali i goście egzekwowali tylko rzut rożny. W 65. minucie prowadzący naszą drożynę Robert Bobkiewicz dokonał pierwszej zmiany. W miejsce Kamila Kaniora wprowadził Arka Wolniewicza i od razu ruszyły akcje Victorii prawa stroną boiska. Kilka z nich nie było dla Arka udanych i przegrywał swoje pojedynki, aż nadeszła 82. minuta i wtedy Arek ograł swojego obrońcę, wpadł w pole karne i został „wycięty”. Arbiter się nie wahał i wskazał na punkt oznaczający rzut karny. Jego pewnym wykonawcą był Mikołaj Jankowski, który kwadrans wcześniej pojawił się na placu zastępując Michała Millera. Victoria prowadziła 2:0. Do końca meczu nasza drużyna kontrolowała wydarzenia na boisku, a goście tylko raz, uderzeniem z dystansu, próbowali pokonać Janka Perzyńskiego. Na szczęście ta sztuka się im nie udała i po 8. minutach doliczonego czasu gry arbiter zakończył pierwszy mecz piłkarskiej wiosny we Wrześni. Victoria wygrała, awansowała dalej w Pucharze Polski, ale przede wszystkim wlała w serca kibiców wiele optymizmu przed meczami ligowymi. Trenera Lisieckiego nie było, ale należą mu się duże słowa pochwały za to jak przygotował swój zespół do tego pojedynku, jak nastawił mentalnie na mocne, siłowe, męskie granie.
Co do piłkarzy… to był ich pierwszy po zimie występ, pierwszy na naturalnym boisku i trzeba przyznać, że był to występ naprawdę dobry. Bardzo uważnie zagrała obrona, którą kierował Marcin Maćkowiak, widać, że do formy wraca Jakub Kwaśny, a młody Węcławek przebojem wchodzi do zespołu. W drugiej linii tym razem mniej widoczny był Maciej Szczublewski, który w meczach sparingowych był najbardziej aktywnym, najbardziej atakującym graczem naszej drużyny. Aktywniejszy był Kamil Kanior, ale w drugiej połowie jakby „zgasł” i został zastąpiony przez Arka Wolniewicza, który, jak już wiemy, wypracował karnego. Do chwili kontuzji dobrze grą w środku pola kierował Wiktor Strzelczyk, był dobry w odbiorze, zmieniał rytm gry, rzucał piłki raz na jedną, raz na druga stronę boiska no i najważniejsze – strzelił gola. W przodzie widzieliśmy dwóch walczaków: Igora Sarnowskiego i Michała Millera, którzy stracili dużo sił w starciach z „chłopami jak dęby”, czyli obrońcami Mieszka. Jednak dla mnie najlepszym piłkarzem naszej drużyny był jej kapitan, Szymon Krawczyński. „Czester” był wszędzie, znakomicie ubezpieczał Wiktora Strzelczyka, był skuteczny w odbiorze, podchodził do obrońców, by zabrać piłkę i inicjować ataki swojego zespołu. Był w tym meczu prawdziwą opoką, kapitanem, który czuwał nad zespołem, który był jego prawdziwym liderem. Cieszy tak dyspozycja naszego „Czesia”, bo po okresie znaczonym kontuzjami, wrócił do pełni sił, przepracował okres przygotowawczy i jest w znakomitej dyspozycji. Oby tak dalej. Musze jeszcze słowo o bramkarzu. Janku Perzyńskim. Janek widać, że pomalutku, krok po kroku, zastępuje w bramce Tobiasza Nowickiego, czyli idzie młodość. Jednak niepokój budzi zachowanie Janka w zupełnie niegroźnych dla drużyny sytuacjach, gdzieś daleko, po drugiej stronie boiska, po których, za dyskusje, jakieś krzyki, krytykowanie orzeczeń sędziego, otrzymuje żółte kartki. Jest to kompletnie niepotrzebne, bezsensowne zachowanie, którego Janek musi się wystrzegać, bo w konsekwencji może osłabić zespół.
A teraz wracam do kwestii, o której wspomniałem na początku, czyli o symptomach, które wskazują na to, że Victoria może być objawieniem wiosny, na co wskazywał w rozmowie ze mną trener Paweł Lisiecki.
Otóż po pierwsze dojrzałość. Widać ją w poczynaniach Victorii na boisku. Ta drużyna gra drugą rundę ze sobą, gra spokojniej, pewniej, mając świadomość swojej jakości. Ci młodzi ludzie wsparci Krawczyńskim, Millerem, Pawłowskim wiedzą, że potrafią grać w piłkę i z tą większą pewnością siebie, taką dojrzałością piłkarską zachowują się na boisku. I to widać!
Po drugie lepsza, skuteczniejsza gra w obronie. Oczywiście trudno wyrokować po jednym meczu, ale nasi obrońcy w starciu z doświadczonymi, silnymi i naprawdę dobrymi piłkarzami Mieszka dawali sobie radę. Grali spokojnie, uważnie, pewnie pokazując, że koszmary jesieni mają za sobą. Nie wiem czy tak będzie dalej, nie wiem, czy zawsze, ale oznaki innego, lepszego grania w obronie już widać.
Po trzecie Victoria ma rozmach w ataku i to kilka razy było widać, a to wtedy, gdy prawą stroną szarżował Kamil Kanior, a to wtedy, gdy swoje pojedynki toczył Arek Wolniewicz, a to wtedy, gdy ze swojej strefy wychodzili Jakub Kwaśny, Kacper Kajdan, czy Hubert Szaufer – wtedy nasi biegli do ataku niczym strażacy do pożaru, był „wicher” i te akcje musiały robić wrażenie. Teraz trzeba tylko skupić się na tym, by przynosiły one jeszcze zdobycz bramkową. Ale cieszy, że Victoria nie gra archaicznego futbolu pt : „ja do ciebie, ty do mnie, ja do ciebie, a ty do bramkarza”. Cieszy, że Victoria gra do przodu, atakuje skrzydłami i stwarza sytuacje bramkowe.
Po czwarte wreszcie Victoria ma szeroki, wyrównany skład. Dzisiaj każdy piłkarz, który znajdzie się na murawie jest graczem wartościowym, każdy który go zastąpi, który wejdzie z ławki rezerwowych nie jest słabszy, a często jest wartością dodaną. Trener Lisiecki ma z czego wybierać. Nie rzucał słów na wiatr mówiąc, że na każdej pozycji jest rywalizacja, że na każdej pozycji ma dwóch dobrych zawodników.
Reasumując, ten zespół dojrzewa w bojach, nabiera doświadczenia i zyskuje na wartości. Jestem przekonany, że jeśli nic po drodze złego się nie przytrafi, jeśli nie będzie jakiegoś pasma kontuzji, tfu, tfu odpukać, jakiegoś niespodziewanego koszmaru pt. załamanie formy, to ta drużyna będzie grała coraz lepiej. A najbliższa okazja, by się o tym przekonać już za 2 tygodnie. Victoria podejmie u siebie Tarnovię Tarnowo Podgórne, które w zaległym meczu z jesieni przegrało w Kórniku z Kotwicą 2:4. I ta, dzięki temu zwycięstwu, wskoczyła na 1. miejsce w tabeli IV ligi.