Pani Michalino! Wróć i nam sędziuj!
Po takim meczu trudno cokolwiek powiedzieć, bo ileż razy nasza drużyna może być krzywdzona. Okazuje się, że może wiele razy… W miniony wtorek Victoria poległa w Szreniawie z Lipnem Stęszew 0:1, ale tak naprawdę poległa w starciu nie z piłkarzami rywali, a z arbitrem tego spotkania, panem Maciejem Filipem, który podjął kilka bardzo kontrowersyjnych decyzji i dziwnym trafem wszystkie one były bardzo niekorzystne dla naszej drużyny.
Szczerze mówiąc myślałem, że sędziowie w IV lidze swoje popisy nieudolności, a wręcz jawnej złośliwości skierowanej przeciwko Victorii Września dawno już zakończyli. Kilka ostatnich spotkań naszej drużyny toczonych było w miarę sportowych okolicznościach (wyjątkiem postawa arbitra w meczu z Huraganem), a np. mecz w Ostrowie Wlkp z Centrą prowadzony był przez panią Michalinę Diakow wręcz wzorowo. Po tamtym meczu napisałem nawet, że sporo panów gwiżdżących na IV-ligowym poziomie powinna się wstydzić i najlepiej brać lekcje zarządzania meczem od pani Michaliny. I na takie warsztaty pani sędziny winien bezzwłocznie udać się pan Filip. Dlaczego? Na podstawie materiału filmowego, ogólnie dostępnego podam tylko 3 przykłady:
- Bodajże 57. minuta meczu, obok naszego stopera, Marcina Maćkowiaka przebiega gracz Lipna. Nie bardzo wiedząc skąd i dlaczego zawodnik w niebiesko-białej koszulce krzyczy „ała” i się przewraca. Arbiter podbiega do Marcina, pokazuje mu żółty kartonik, a że było to drugie „żółte upomnienie” pokazuje czerwoną kartkę i wyrzuca Marcina z boiska. Wiadomo teraz po co i dlaczego gracz Lipna krzyczał „ała”? Ano właśnie po to! I Victoria gra w 10.
- Doliczony czas gry – piłka wycofana do naszego bramkarza Janka Perzyńskiego. Ten, w swoim stylu, za długo czeka z jej wybiciem i w efekcie zawodnik rywali wślizgiem rzuca mu się pod nogi blokując piłkę. Janek chcąc dalej grać i posłać futbolówkę do przodu, do partnerów z ataku, kładzie rękę na ramionach piłkarza Lipna by go ominąć, bo nie chce się o niego przewrócić. Co się dzieje? Sędzie przerywa grę i bezpośrednio karze naszego bramkarza czerwoną kartką! Victoria kończy mecz w 9. Nenad Bielica kiedyś, kiedy jeszcze był trenerem Lecha, nazywał taki futbol wprost – cirkus panie Filip, circus!
- Druga część meczu – w pole karne wpada Michał Miller. Jest popychany przez obrońcę ze Stęszewa, traci panowanie nad piłką i wpada w leżący poza boiskiem śnieg. Reakcja arbitra? Żadna, zero!
Na podstawie rozmów z kibicami obserwatorami tego meczu dodam jeszcze jedną kontrowersyjną sytuację – pierwsza połowa meczu, w polu karnym Lipna ewidentnie faulowany nasz kapitan, Jakub Groszkowski – reakcja arbitra? Żadna, zero!
Nie chce mi się już utyskiwać, narzekać, w kółko pisać o niekompetencji sędziów na tym poziomie rozgrywek, zastanawiam się tylko co z takimi „gagatkami” robi Kolegium Sędziów WZPN? Czy cokolwiek robi? Czy ci panowie, kiedyś w czerni, teraz „kolorowe ptaki” za swą niekompetencję, niewiedzę, ponoszą jakąkolwiek odpowiedzialność? Mam wrażenie, że nie i stąd tak żenująco niski poziom sędziowania w wielkopolskiej IV lidze.
Wracając do meczu – to był wyrównany, na dobrym poziomie, mimo bardzo trudnych warunków atmosferycznych, stojący pojedynek. Victoria pokazała się w nim z jak najlepszej strony. Niestety, znów straciła głupią bramkę. W 25. minucie, po bezsensownym faulu Klaudiusza Mareckiego gospodarze egzekwowali rzut wolny. Poszło dośrodkowanie, na naszym przedpolu nie broniliśmy dobrze i piłkarz Lipna strzelił głową tak, że Janek Perzyński nie zdołał piłki zatrzymać. Miał ją na rękach, ale piłka jakby przetoczyła się po jego dłoniach i wturlała się do siatki. Moim zdaniem, na podstawie zapisu video, Janek mógł i powinien ten strzał obronić.
Żal straconych punktów, ale mam wrażenie, że ten mecz jest jakby odbitką, kalką wielu innych spotkań, jakie Victoria rozegrała tej jesieni, spotkań dobrych, czasem nawet bardzo dobrych, ale spotkań, niestety przegranych. I gdy tak choć przez chwilę zastanowię się nad przyczynami tego stanu rzeczy przychodzą mi na myśl 3 takie generalne sprawy: 1 – zdecydowanie za słabo, za mało agresywnie, za mało skutecznie gramy w obronie (myślę także o bramkarzach), 2 – razimy po oczach niebywałą wprost nieskutecznością i 3 – bardzo często, moim zdaniem za często, nie wiedzieć dlaczego, jesteśmy mocno krzywdzeni przez sędziów. Zebrawszy to wszystko do kupki mamy taki szybki, najprostszy obraz ukazujący przyczyny niepowodzeń, jakie nawiedziły Victorię minionej jesieni. I coś z tym w przerwie zimowej trzeba zrobić, bo tak być nie może, tak dalej mówiąc wprost – grać nawet nie wypada. I trener Paweł Lisiecki musi znaleźć jakieś remedium, bo w trakcie piłkarskiej jesieni tego lekarstwa na słabości Victorii niestety, ale nie poszukał. Mówiąc kolokwialnie – nie nauczył drużyny lepiej bronić i celniej strzelać. Nie wiem, czy to kwestia fizyczności, czy to kwestia psychiki, ale to, że maszyna pt. Victoria nie działała tak jak powinna nie ulega żadnych wątpliwości. Postawę naszej drużyny jesienią, mimo że jest silniejsza niż w ub. sezonie, możemy określić krótko – ogromne rozczarowanie!
Proszę spojrzeć… Rok temu Victoria w 18. jesiennych meczach zdobyła 26 pkt., w tym rok u 24. W ub. roku Victoria w 18. meczach strzeliła 27 bramek, straciła 24, tj. 1,33 gola na mecz! Minionej jesieni strzeliła 38 goli, ale straciła aż 32, tj. 1,77 gola na mecz. Ludzie – prawie 2. stracone bramki w każdym meczu, to jest tak, jakbyśmy każdy mecz rozpoczynali od stanu 0:2!!! To jest dramat!
Teraz jest czas na odpoczynek, na spokojną, chłodną analizę piłkarskiej jesieni i na wyciągnięcie wniosków. A potem, od 8. stycznia do pracy, po to, by wiosną pokazać lepszą, ładniejszą „stronę mocy”, by sezon nie był kompletnie stracony, by dał wszystkim: piłkarzom, zarządowi i kibicom jakieś nadzieje!
Fot. główna Tomasz Szwajkowski – profil FB Lipno Stęszew