Boiskowa katastrofa w Kórniku

Victoria Września „nie przeżyła” zderzenia z Kotwicą Kórnik. Po pięciu uderzeniach została „zatopiona” jak Kolejorz w Szczecinie. Nie wiem co się dzieje, ale nie dzieje się dobrze, co ewidentnie widać było w ostatnich meczach drużyny z Kosynierów. Trener Paweł Lisiecki ma problem i najgorsze jest to, że dzisiaj, po klęsce w Kórniku, to chyba nikt w klubie nie wie jak sobie z tym poradzić.

W ostatnich trzech meczach Victoria zdobyła 1 punkt, to gorzej niż źle. Nic w tym zespole nie działa: obrona istnieje tylko teoretycznie, praktycznie nie ma jej wcale, a atak ma problem z trafieniem piłką do siatki rywali mimo wymarzonych, idealnych ku temu sytuacji. Tak właśnie było w Kórniku i ta słabość, w zderzeniu z Kotwicą, zwiastowała przykre konsekwencje. Okazało się, że były gorzej niż przykre, zakończyły się klęską, a wcale tak stać się nie musiało. Ale o tym za chwilę…

Do meczu przeciwko Kórnikowi Paweł Lisiecki asygnował następujący skład:
Perzyński – Szaufer (35′ Kwaśny), Czerniak, Maćkowiak, Pawłowski – Wolniewicz, Strzelczyk (75′ Sarnowski), Groszkowski, Kajdan – Jankowski (54′ Kanior), Miller

I teraz uwaga, uwaga – po 5. pierwszych minutach Victoria powinna prowadzić 2:0. Powinna, ale nie prowadziła. Nieliczni kibice z Wrześni przecierali oczy jakby nie dowierzając, że ich drużyna od pierwszych chwil ruszyła do frontalnego ataku i zaskoczyła gospodarzy. W 2. minucie Hubert Szaufer otrzymał idealne podanie od Jakuba Groszkowskiego. „Urwał się” na prawej stronie swoim opiekunom, miał przed sobą tylko bramkarza, i zamiast pobiec do końca szukać podania do partnerów, którzy nabiegali środkiem pola karnego, to nie atakowany przez rywali (nikogo nie było) kopnął mocno, wprost w ręce bramkarza. Pierwsza szansa przeszła koło nosa. 3. minuty potem Hubert miał jeszcze lepszą okazję do strzelenia gola. Tym razem ograwszy obrońców biegł sam na sam wprost na bramkarza. Mógł wszystko – kiwać bramkarza i strzelać do „pustaka”, posłać piłkę obok wybiegającego rywala, ale Hubert tym razem próbował podać wzdłuż linii do partnerów, ale uczynił to źle i druga sytuacja do zdobycia gola została zmarnowana. Można było za głowy się łapać, bo takich okazji po prostu nie wolno marnować. A stare porzekadło piłkarskie mówi: niewykorzystane sytuacje się mszczą. I tak się stało, ale żeby było smutniej, to stało się tak z winy naszych piłkarzy. W 11. minucie gry Hubert Szaufer, na wysokości naszego pola karnego, wyrzucił piłę z autu wprost po nogi rywala. Ten ją przejął okiwał kolejnego naszego zawodnika, nasi obrońcy nie stanowią żadnej przeszkody, dobiegł do linii końcowej i zrobił to, czego kilka minut wcześniej nie zrobił Hubert Szaufer – dograł do partnera stojącego przed bramką, ten pozostawiony sam sobie, jak Beduin na pustyni, strzelił lekko, precyzyjnie w długi róg i Kotwica prowadziła 1:0. Nie minęły 2 minuty i będącemu w sytuacji sam na sam z bramkarzem Kotwicy Mikołajowi Jankowskiemu arbiter przerwał akcję odgwizdując jego rzekomą pozycję spaloną. Napisałem rzekomą, bo „Jankes” absolutnie na pozycji spalonej nie był! Chwilę potem, po dośrodkowaniu Marcina Maćkowiaka, przed bramką Kotwicy znalazło się dwóch piłkarzy Victorii: Kajdan i Jankowski. Nie było przy nich żadnego obrońcy gospodarzy, a mimo to nie potrafili strzelić gola. Mikołaj ubiegł młodszego kolegę, ale strzelił głową niecelnie. Kolejna szansa na gola przepadła. W 26. minucie w narożniku boiska, w naszej strefie obronnej, Arek Wolniewicz chciał podać do Huberta Szaufera. Uczynił to niecelnie i piłka wyszła na rzut rożny. Nastąpiło dośrodkowanie, po którym jeden z graczy Kotwicy uderzył głową na bramkę Janka Perzyńskiego. Piłka jednak po drodze uderzyła w źle, nienaturalnie ułożoną w wyskoku rękę naszego obrońcy i arbiter wskazał na rzut karny. Strzał rywala był celny i Kotwica prowadziła 2:0. Dosłownie minutę potem Kacper Kajdan znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Kotwicy. Strzelił mądrze, nad interweniującym rywalem, ale za lekko i obrońca zdołał wślizgiem wybić piłkę tuż sprzed linii bramkowej. Gola nie było. W 29. minucie Jakub Groszkowski idealnie obsłużył podaniem Mikołaja Jankowskiego. Niestety, Mikołaj strzelił nerwowo, słabo, w sposób sygnalizowany, wprost w bramkarza. Proszę spojrzeć „oczami wyobraźni” na ten fragment meczu – niewiarygodne wprost, ale gospodarze nie wypracowali żadnej, ani nawet pół sytuacji bramkowej, a na koncie mieli 2 gole. Victoria szans miała kilka, na koncie 0 goli. I jak tu się nie denerwować? Trener Lisiecki też musiał, bo zdecydował, że za grę podziękuje Hubertowi Szauferowi, za którego wszedł Jakub Kwaśny i ta gra się nieco na naszej prawej stronie uspokoiła. Niestety, uspokoiła nawet za bardzo, bo po przerwie z naszych jakby uszło powietrze, a do głosu zaczęli dochodzić gospodarze, którzy coraz częściej gościli pod bramką Janka Perzyńskiego. W 52. minucie, po rzucie rożnym, zakotłowało się na naszym przedpolu, ale na szczęście strzał piłkarza rywali przeszedł minimalnie obok bramki. 2. minuty potem Victoria przeprowadziła akcję z cyklu „stadiony świata”. Wprowadzony 30 sekund wcześniej na murawę Kamil Kanior przejął piłkę w środkowej części boiska, ruszył slalomem między piłkarzami Kotwicy jak między tyczkami, okiwał ich z czterech i będąc w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił spokojnie, pewnie obok niego, dając Victorii tzw. bramkę kontaktową. Ależ to było „wejście smoka”.

Wtedy Victoria znów ruszyła mając nadzieję na odrobienie strat. Tak się nie stało, a gospodarze, po kilku minutach gry w obronie ruszyli do kontry i strzelili 3. gola. Nie pilnowany piłkarz Kotwicy znalazł się na linii pola karnego, uderzył lobem nad wysuniętym nieco przed bramkę Jankiem Perzyńskim i było praktycznie po meczu, bo gol ten kompletnie załamał drużynę Victorii. Załamał na tyle, że w ostatnich minutach tego meczu Zielono-Biali stracili jeszcze dwie bramki. Ale zanim to się stało, to W 87. minucie, grający bardzo dobrze Michał Miller (wzór walki i zaangażowania), zagrał idealnie do Jakuba Groszkowskiego. Nasz kapitan będąc sam przed bramkarzem posłał piłkę podcinką ponad nim i gdy futbolówka zmierzała do pustej bramki dopadł do niej obrońca i wybił z linii bramkowej. Druga taka sytuacja w tym meczu, druga bez zdobyczy bramkowej. A było tak blisko. O końcówce tego meczu to już nawet nie chce mi się pisać. Każdy wypad gospodarzy to gol, a sposób w jaki ogrywali naszą obronę musiał robić wrażenie. Kotwica widząc bezradnych, załamanych piłkarzy Victorii grała jak na treningu z juniorami. Wynik 5:1 dla Kotwicy to klęska Victorii, to porażka, która nie przystoi drużynie chcącej grać w czołówce ligi.

Trudno po takim meczu cokolwiek napisać, ale podzielę się z Państwem kilkoma myślami, które mnie nachodzą.

Victoria nie może przegrywać w ten sposób, takiemu klubowi, na poziomie 4 ligi, to po prostu nie przystoi. Ja wiem, że sport, że wszytko może się wydarzyć i na boisku każdy wynik jest możliwy, ale nie można przegrać 1:5 mając 5-6 tzw. setek i obrońców, którzy niby sroce spod ogona nie wypadli.

O obronie Victorii pisałem wiele razy i wiem, że się powtarzam, ale trudno nad tą nieudolnością przejść do porządku dziennego. Znów rywale nie stwarzając sytuacji bramkowych prowadzą, znów strzelają gole w każdej możliwej sytuacji, znów ogranie naszej obrony to dla przeciwników „bułka z masłem”. Dlaczego? Bo gra obronna Victorii nie istnieje! Nie obwiniam tutaj nikogo, żadnego piłkarza – nie istnieje gra obronna całego zespołu. W naszej drużynie bardzo dobrze wygląda przejście z obrony do ataku, czasami aż ręce same składają się do oklasków – przegranie w obronie, dogranie do drugiej linii, uruchomienie skrzydeł bądź podanie prostopadłe do napastników i stworzenie sytuacji bramkowej. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę sytuację odwrotną, stratę piłki, to ta drużyna nie wie jak bronić, nie wie jak się zachować. Mało tego, czasami to nasi piłkarze, będąc w strefie obrony, sami dogrywają piłki rywalom, albo sami, bez powodu, stwarzają zagrożenie. To jest postawa absolutnie nie do zaakceptowania! O bronieniu stałych fragmentów gry nawet nie wspominam. Proszę wziąć przykłady z ostatnich 3. meczów, dramat! Victoria ma straconych 21 goli, ostatnia w tabeli Ostrovia ma straconych 18 goli! Victoria w tym sezonie tylko raz zagrała na zero z tyłu, 16 września, u siebie z ostatnią w tabeli Ostrovią. Z 10. innymi rywalami zawsze traciła gola bądź gole! Dziękuję! W grze obronnej Victorii zdecydowanie brakuje determinacji, zdecydowania, czasem ostrości, walki za wszelką cenę, ale także pewności, spokoju i właściwych wyborów.

Skuteczność – to jest coś, co dla przeciętnego kibica, a ja przecież przeciętnym kibicem jestem, jest nie do ogarnięcia. Ciągle się zastanawiam i zadaję sobie pytanie: Ile Victoria musi mieć tzw. setek, by trafić do bramki rywali? Sam nie wiem! A jak się strzela? Pokazał w Kórniku Kamil Kanior – spokojnie, „bez prądu”, celnie, obok wybiegającego bramkarza. Mikołaj Jankowski się zaciął. Nie strzelił gola od meczu z Mieszkiem, a miał ku temu bardzo wiele okazji. Nie trafił też Michał Miller. I teraz coś, co wymyka się wszelkim pojęciom rozsądku, normalności – kiedy nasi napastnicy nie „harowali jak woły” na murawie, a bardziej czekali na dograne piłki, to strzelali bramki. Odkąd zaczęli biegać, walczyć, często na całym boisku – vide Miller, jakby nie mieli sił na strzał, na spokojne uderzenie, którego bramkarze drużyny przeciwnej nie zdołali by obronić. Wiem, irracjonalne, ale prawdziwe.

Po słabych meczach z Wiarą Lecha i LKS Gołuchów wierzyłem w przebudzenie zespołu Pawła Lisieckiego. Swoją wiarę opierałem na tym, że drużyna sama miała świadomość straty 5. punktów w meczach u siebie oraz na tym, że ostatnie 2 mecze rozgrywane w Kórniku Victoria wygrała. I gdyby pierwsze 5 minut sobotniego spotkania przyniosło Victorii 2 gole, uważam, że nasza drużyna by tego meczu nie przegrała, a może wygrała go bardzo wysoko odblokowując się, zrzucając z siebie tę paraliżującą niemoc, brak wiary, obawę o każde zagranie. Stało się inaczej, Victoria dostała srogie lanie, mimo iż pod bramką Kotwicy znów tworzyła szereg okazji do zdobycia goli. Obawiam się, że ten paraliż może się jeszcze spotęgować, a wtedy… aż się boję myśleć.

Po letnich transferach wszyscy kibice mieli nadzieję, że nadchodzą nowe, lepsze czasy dla drużyny z ul. Kosynierów. Pawłowski, nieco wcześniej Maćkowiak, mieli uszczelnić obronę, a okazuje się, że po kontuzji Adriana Kruszyńskiego jest jeszcze gorzej niż było, choć wydawało się, że to nie jest możliwe. Po wzmocnieniach w ataku: Kanior, Miller spodziewano się skutecznej gry pod bramką rywali. Sam miałem cichą nadzieję na to, że w tym sezonie wreszcie będziemy się cieszyć walką o czołowe lokaty i może, jak za trenera Tomasza Bekasa, powalczymy o szczyty tabeli. Dzisiaj, już wiemy, że były to pobożne życzenia. Owszem, do końca sezonu jeszcze wiele meczów, za nami 30 proc. rozegranych spotkań, i oczywiście Victoria może zacząć wygrywać na potęgę, ale dzisiaj, powtarzam dzisiaj gołym okiem widać, że Victoria znów dzielnie bić się będzie o środek tabeli. I gdyby tak się stało, to będzie jedna wielka porażka wszystkich: zarządu, trenera i przede wszystkim piłkarzy, bo warunki, jakie Victoria posiada do gry w IV lidze, kadra, którą dysponuje – to wszystko nie jest po to, by bić się o miejsca 6-10 miejsce, a zdecydowanie y być na miejscach 1-5.

Victoria jest w trudnym momencie – coś wyraźnie nie gra, coś jakby zgrzytało na linii piłkarze – trener, co widać na boisku w sytuacjach, kiedy tracimy gole, albo nie wykorzystujemy „ciasteczek”. Obym nie miał racji, obym się mylił o tym pisząc, ale „mowa ciała” piłkarzy i trenera wyraźnie na to wskazuje. A przed drużyną trudne mecze: u siebie z Obrą Kościan, a potem wyjazd do Jarocina i Lipno Stęszew przy Kosynierów. I tak szczerze mówiąc skrzydła naszym „orłom” tak opadły, że nie wiem o co grać będzie Victoria i jak będzie grać. Nie wiem, czy poradzi sobie z Obrą, o meczach z Jarotą i Lipnem nie wspominając. Chciałbym by grała i wygrywała jak kilka tygodni temu, ale wiary we mnie mało i mam wrażenie, że brakuje jej również piłkarzom, którzy są po prostu załamani i smutni.

Tydzień temu, po słabych meczach z Wiarą Lecha i z LKS Gołuchów pisałem o tym, że trener musi znaleźć remedium na niemoc Victorii w ataku i słabość kompletną w obronie. Umiejętność kreowania sytuacji udało się przywrócić, skuteczności nie! O obronie już nie wspominam. Dziwne to wszystko, bo Paweł Lisiecki był znakomitym obrońcą, a z przekazaniem i nauczeniem swoich podopiecznych sztuki bronienia ma ogromny kłopot. Sytuacja wydaje się być jeszcze trudniejsza, bo mam dziwne przeczucie, że wszystkich w klubie nagle sparaliżowała straszna myśl, że tak naprawdę w tym sezonie Victoria gra już o pietruszkę, a mając tego świadomość będzie się bardzo trudno zmobilizować, podnieść i grać na miarę możliwości piłkarzy i oczekiwań kibiców.

To kilka moich myśli, są bardzo subiektywne oczywiście. Można się z nimi zgadać, można i nie, bo pewnie każdy z kibiców ma swoje zdanie na temat tego, co się z Victorią dzieje. Ale dość już smutków na dzisiaj! Panowie piłkarze głowy do góry i gramy dalej, nie ma czasu na roztrząsanie tylko tego co złe i tkwienie w marazmie. Ciężka praca i walka od pierwszej do ostatniej minuty meczu mogą dać przełamanie i na to przełamanie w meczu z Obrą liczę! Powodzenia!

Wyniki 11. kolejki spotkań:
Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. – Nielba Wągrowiec 1-2
Lipno Stęszew – Jarota Jarocin 3-0
Korona Piaski – Centra 1946 Ostrów Wlkp. 1-1
Kotwica Kórnik – Victoria Września 5-1
LKS Gołuchów – Huragan Pobiedziska 2-1
Mieszko Gniezno – GKS Tarnovia Tarnowo Podgórne 2-1
Obra 1912 Kościan – Polonia 1912 Leszno 0-3
Pogoń Łobżenica – Polonia Chodzież 1-1
Wiara Lecha Poznań – Polonia 1908 Marcinki Kępno 2-0

Tabela

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia