Piłka nożnaVictoria Września

Kompletna słabizna, czy wypadek przy pracy?

Podejście do tematu „Klęska w Kępnie” zajęło mi 2 dni, bowiem nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, bym po meczu Victorii nie wiedział co powiedzieć, jeszcze nigdy nie „zatkało” mnie tak, że zabrakło mi słów, myśli, koncepcji, by spróbować odpowiedzieć na pytanie: czy Victoria naprawdę jest tak słaba, czy porażka 1:4, była tylko wypadkiem przy pracy, blamażem w stylu „wojownika” Najmana?

Victoria do nowego sezonu przygotowywała się bardzo starannie na wszystkich polach – działali działacze: roszady w kadrze, wzmocnienie obrony i wzmocnienia w ataku, wiele działań około klubowych związanych np. z aktywnością medialną, układaniem prac akademii, rozmowy ze sponsorami, czy władzami miasta i gminy w sprawie budowy pełnowymiarowego boiska ze sztuczną nawierzchnią, zostały zakupione nowe stroje i przygotowane inne niespodzianki, które dopiero kibice będą mogli zobaczyć i usłyszeć. Zarząd zrobił więc wszystko, by Victoria w jak najlepszych nastrojach przystąpiła do sezonu 2023/24. Mało tego, autokarem, razem z drużyną, do Kępna pojechał prezes Mateusz Kuliński, by wesprzeć piłkarzy przed meczem inauguracyjnym. A ci, cóż, nie jest tajemnicą, że trenowali ciężko i solidnie, rozegrali kilka meczów sparingowych, z których przegrali tylko jedno, to pierwsze z Unią Swarzędz. Potem wszystkie, m.in. z Pogonią Nowe Skalmierzyce, wygrali. Zgrywali się, bo w kadrze pojawiły się nowe twarze: Michał Miller, Kamil Kanior, Patryk Pawłowski i Samir Galmami i wydawało się, że zbliżającej się inauguracji sezonu Victoria będzie optymalnie przygotowana. Wśród kibiców zaświtała nadzieja na grę o coś więcej niż środek tabeli i nawet pierwszy przeciwnik – Polonia Kępno, z którą Victoria od pewnego czasu tylko przegrywa, nie będzie strasznym rywalem i zielono-biali przełamią ten niezrozumiały kompleks.
Reasumując wszystko wskazywało na to, że Victoria sobie w Kępnie poradzi. Tak samo myślał nawet jeden z profilów FB, który bawi się w analizy i informacje dotyczące rozgrywek IV ligi, a który na mecz Polonia – Victoria wystawił takie oto kursy: 4,90 – 4,85 – 1,80.
I jak się okazało wszystkie te prognozy: klubu, kibiców, piłkarzy, moje i tego profilu w łeb wzięły! Victoria poległa w Kępnie jak Najman z Fonfarą. I nie chodzi mi o czas, ale o styl. Ale zanim o tym – słów kilka o przebiegu tego meczu.

W obliczu kontuzji i pewnych problemów kadrowych (Krawczyński, Strzelczyk) trener Paweł Lisiecki asygnował do gry następujący skład:
Perzyński – Kwaśny (46. K. Kanior), Maćkowiak, Czerniak, Pawłowski – Wolniewicz (70. S. Galmami), Sarnowski 976. M. Szczublewski), Groszkowski, Szaufer (68. K. Marecki) – Jankowski, Miller.

Od pierwszych minut gospodarze ruszyli do natarcia mając po swojej stronie wiatr i licznie zgromadzoną publiczność. Grali prosto, ale… po pierwsze grali szybko, a po drugie mieli jakiś pomysł na przełamanie obrony Victorii. Posyłali od bramkarza, albo od obrony długie piłki na skrzydło, stamtąd szło dośrodkowanie i jeśli okazja ku temu się nadarzała z pola karnego oddawali strzał na bramkę Janka Perzyńskiego. Proste? Proste! Ale na Victorię absolutnie wystarczyło, bo nasi pomocnicy i defensorzy nie potrafili sobie poradzić przede wszystkim z wysokim, silnym skrzydłowym, Remigiuszem Pastuchą, który wygrywał pojedynki i posyłał piłki w pole karne, gdzie czyhał Karol Latusek.

Już w 4. minucie oglądaliśmy dośrodkowanie Pastuchy, strzał głową Latuska, po którym piłka minimalnie minęła słupek. Victoria się odgryzła. Mikołaj Jankowski zagrał do lewej strony, do Patryka Pawłowskiego. Ten wrzucił piłkę na przedpole bramki Polonii i Michał Miller uderzył głową, ale też minimalnie nad poprzeczką. Po kwadransie widać już było, że to nie będzie łatwy mecz dla zielono-białych, którzy raz po raz, to na prawej, to na lewej stronie musieli powstrzymywać Pastuchę, a sami nie potrafili już stworzyć nic, żadnej sytuacji pod bramką rywali. Jedynie „Jankesowi” udało się strzelić po trawie zza pola karnego, ale bramkarz gospodarzy ładnie obronił. Polonia non stop atakowała, biegała jak natchniona widząc dziwną nieporadność, niemoc swoich przeciwników. Zdobywała teren, stwarzała sytuacje, strzelała, potrafiła wywalczyć rzuty rożne – a wszystko to przy bardzo biernej, niezrozumiałej wprost postawie Victorii. Janek Perzyński dwoił się i troił, wybijał piłki, przenosił nad poprzeczką, ale wreszcie został pokonany. W 17. minucie w środkowej strefie boiska popychany był Jakub Groszkowski, upadł, sędzia (ten sam, co wiosną w Tarnowie Podgórnym nie zauważył w polu karnym powalenia Mikołaja Jankowskiego – rodem z MMA) nawet się nie obejrzał, puścił akcję, piłka trafiła na lewe skrzydło gospodarzy, dośrodkowanie, strzał głową, zero obrony i piłka w siatce, bo tym razem Janek był bez szans – schemat, który gospodarze realizowali od pierwszej minuty tego meczu wreszcie przyniósł im powodzenie. Czy Victoria ruszyła do odrabiania strat? Absolutnie nie! Mało tego, w 24. minucie na lewym skrzydle gospodarzy faulował rywala Jakub Kwaśny. Poloniści ustawili piłkę, dośrodkowanie, strzał głową i gol, 2:0. Ktoś z naszych wyskoczył, powalczył o piłkę w powietrzu? Nie! Z minuty na minutę obraz gry wyglądał coraz gorzej dla piłkarzy z Wrześni. W 35. min wydawało się, że padnie trzecia bramka dla Kępna. Jeden z ich graczy, nie atakowany zupełnie, z ok. 25 metrów huknął jak z armaty i piłka trafiła w słupek. Ufff wróciliśmy z dalekiej podróży – jak mawiał niegdyś legendarny Jan Ciszewski. Czy wyciągnęliśmy z tej sytuacji jakieś wnioski? Absolutnie nie! Napór gospodarzy, przy biernej (delikatnie powiedziane) postawie Victorii trwał nadal. Na szczęście nie padło już więcej goli i w sercach kilku kibiców zielono-białej ekipy pojawiła się iskierka nadziei – a może uda się po przerwie zniwelować straty?
Pierwsza część gry przeszła do historii. Niestety, były to dramatycznie słabe minuty. Nie nawiązaliśmy walki i to było najbardziej smutne. Przegrywane jak na zawołanie pojedynki biegowe, pojedynki bark w bark, tzw. przebitki, niedokładne podania dopełniały ten obraz nędzy i rozpaczy, o którym warto zapomnieć na zawsze!

Drugie 45. minut rozpoczęło się od zmiany. Kontuzjowanego Jakuba Kwaśnego (ten to ma pecha, w pierwszym meczu wiosny też doznał kontuzji, oby ta sobotnie nie była aż tak groźna) zastąpił Kamil Kanior, więc Hubert Szaufer został przesunięty na prawą obronę. Jeśli chodzi o grę, hm…coś się ruszyło, to prawda, nasi piłkarze jakby żwawiej się poruszali i chcieli zniwelować straty. Ale zanim się rozruszali i zanim pomyśleli o bramce kontaktowej przegrywali już 0:3. Na lewej stronie naszej obrony najpierw faulowany był Hubert Szaufer, sędzia nie zareagował, więc spóźniony Patryk Pawłowski, jakby czekał na gwizdek arbitra, został ograny na linii pola karnego. Chwilę potem, zdaniem sędziego (widziałem sytuację z daleka, poprzez kilku graczy, więc nie wiem dokładnie jak było) Patryk sfaulował rywala. Arbiter wskazał na wapno, choć w pierwszej połowie rzutu karnego dla Victorii, za zagranie piłki ręką przez polonistę, nie podyktował. Pewnym wykonawcą jedenastki był Karol Latusek i Victoria do odrobienia miała już 3 gole. I ruszyła, nie można powiedzieć. Zagoniła Polonię do obrony, miała może ok. 80 proc posiadania piłki, ale kompletnie nie przynosiło to zdobyczy bramkowych, a okazje ku temu były. W 54. minucie, po rzucie rożnym, bodajże Michał Miller uderzył głową i piłka trafiła w poprzeczkę. W 58. ten sam zawodnik uderzył mocno z dystansu, ale bramkarz odbił piłkę, tyle tylko, że wprost pod nogi Kamila Kaniora. Ten jednak zamiast z pierwszej dobić do pustej bramki chciał piłkę przyjąć i gdy to uczynił obrońca wybił mu ją na rzut rożny i kolejna szansa uciekła. I gdy się wydawało, że tracący z minuty na minute siły gracze Polonii wreszcie pozwolą sobie wbić gola, przeszli do kontry. W 83. min. posłali, a jakżeby inaczej, daleką piłkę na prawe skrzydło, do Pastuchy, ten ograł Patryka Pawłowskiego (przepraszam, nie Patryka, a Michała Czerniaka) i uderzył w okienko bramki Victorii, Janek znów był bez szans. Zrobiło się 4:0 dla Polonii i zapachniało kataklizmem, bo gospodarze ponownie zaatakowali. Na szczęście Victoria potrafiła się obronić, a po kolejnym ataku i dośrodkowaniu z prawej strony, w 86. min., Marcin Maćkowiak na raty (głowa, noga) ale pokonał bramkarza drużyny z Kępna. To była pierwsza bramka Marcina w oficjalnych meczach ligowych dla Victorii podkreślająca jego poprawną grę. Na więcej nie starczyło już ani umiejętności, ani czasu, choć Michał Miller miał idealna sytuację, by zmniejszyć rozmiary porażki. Victoria poległa 1:4. Zanotowała, delikatnie mówiąc wstydliwy falstart, który nie przystoi ekipie z ambicjami, a myślę, że te nasz zespół nadal posiada.

Od 2. dni myślę o tym co mogło być powodem takiego blamażu. Co się stało, że Victoria nagle tak się „zepsuła”??? Dlaczego? O co, do cholery, tutaj chodzi?
Myśli mam wiele – czy to kwestia przygotowania fizycznego, czy Victoria jest „zajechana”, że nie ma świeżości, że przegrywa pojedynki biegowe, że nie potrafi wygrać pojedynku 1×1, że nie ma radości w jej grze, polotu, rozmachu, że drużyna stoi i mimo wszystko się męczy??? Czy to kwestia psychiki, tego, że mamy kompleks Polonii, tego, że nijak z nią nie potrafimy grać i już przed meczem mamy „pełne galoty”? Czy to kwestia tego, że graliśmy bez prawdziwej „6”, bo Igor Sarnowski defensywnym pomocnikiem nie był, nie jest i nigdy nie będzie, Brzozy już nie ma, a Czesiu i Strzelba kontuzjowani. Czy to kwestia tego, że mimo wzmocnień graliśmy bez skrzydeł – Arek jeszcze coś próbował, ale Hubert, o Matko i Boska, jeden z najlepszych w okresie przygotowawczym, w Kępnie „nie był obecny”, jakby ciałem został we Wrześni. Czy to kwestia nadal bardzo słabej skuteczności mimo że mamy lepszy, bardziej doświadczony atak? Czy to jest kwestia nadal złej organizacji gry obronnej, bo stracić z Polonią 4 gole to naprawdę wielka sztuka? Czy to może jest brak jakiegokolwiek konceptu, planu na mecz w Kępnie??? Bo jeśli takowy był, to na boisku absolutnie nie było go widać! I takich myśli są dziesiątki: dlaczego to, dlaczego tak, co się stało? Oczywiście mam swoje odpowiedzi na wiele z tych pytań, ale biorąc pod uwagę fakt, że był to pierwszy mecz i takie mecze się zdarzają, nawet tak beznadziejne, wprost kompromitujące, to postanowiłem, że nie będę tutaj niczego roztrząsał, bo może to niczemu nie służyć. A może jeszcze zaszkodzić, a po co! Nie o to przecież chodzi, by po pierwszym meczu, nawet tak dramatycznie słabym „kopać leżącego”. Zgadzam się z dyrektorem klubu, Maciejem Maćkowiakiem, że był to najsłabszy mecz Victorii, jaki on widział, podobny w swej miernocie do meczu w Gołuchowie z wiosny. Przypomnę tylko, że w Gołuchowie też było 1:4, też padał deszcz i Victoria stała i patrzyła jak rywale grali. Nie chcę też roztrząsać tej sobotniej katastrofy z innego powodu – myślę, że ten mecz był też nauczką dla samych piłkarzy, że oni to wszystko co się stało mają w głowach, że analizują, że się martwią, że też jest im przykro i kto wie, może nawet takiej postawy się wstydzą i że teraz zrobią wszystko, by tę plamę zmazać i w kolejnych spotkaniach zaprezentować się o niebo lepiej, np. pojechać do Wągrowca i wygrać!!!

I to jest właśnie ta druga strona medalu: co teraz? Jak zmazać tę plamę? Jak sobie z tym bardzo przykrym doświadczeniem poradzić? Co zmienić, by było inaczej??? Czy Victoria jest w stanie zagrać lepiej, być zespołem walczaków, a nie „stojaków”?
Ja uważam, że tak, że jest w stanie, bo gorzej jak w Kępnie być już nie może, że ten mecz uświadomił wszystkim, że bez walki, ambicji i zaangażowania nie wygra się meczu nawet z jedną z najsłabszych drużyn w IV lidze! Przecież ci faceci potrafią grać w piłkę – wiem to! Problem w tym, żeby te swoje umiejętności, tę ambicję wygrywania, tę naturę wojownika przełożyli na postawę na boisku – tylko wtedy możemy mówić o szansach na wygraną w Wągrowcu!
Poważne zadanie czeka też trenera Pawła Lisieckiego. Oglądając „mowę ciała” naszego trenera podczas meczu w Kępnie nie miałem wątpliwości co dzieje się w jego głowie i szczerze mówiąc mu nie zazdrościłem. Teraz musi ogarnąć to pobojowisko, dotrzeć do swoich zawodników, oczyścić ich głowy, zbudować motywację i zmobilizować ich do walki z Nielbą, na którą trzeba znaleźć sposób, bo graniem: ty do mnie, ja do ciebie – Nielby nie pokonamy!
I na koniec, Panowie, mimo prawdziwego blamażu, jaki zaserwowaliście kibicom, ja wierzę, że w Wągrowcu dacie radę. Wierzę w Waszą „reinkarnację”, Wasz nowy byt, nową postawę! Bo nikomu jak Wam nie powinno aż tak bardzo zależeć na tym, by udowodnić wszystkim, że to był tylko „wypadek przy pracy”, który zdarza się najlepszym – owszem, przykry, wstydliwy, kompromitujący, ale wypadek! Tak więc głowy do góry i pokażcie swoje „waleczne serca” w Wągrowcu!

Wyniki meczów 1. kolejki:

Polonia 1908 Marcinki Kępno – Victoria Września 4-1
Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. – Wiara Lecha Poznań 1-1
Huragan Pobiedziska – Centra 1946 Ostrów Wlkp. 2-0
Korona Piaski – Obra 1912 Kościan 1-2
Mieszko Gniezno – LKS Gołuchów 0-4
Nielba Wągrowiec – Polonia 1912 Leszno 2-1
Pogoń Łobżenica – Jarota Jarocin 4-3
Polonia Chodzież – Kotwica Kórnik 0-2
GKS Tarnovia Tarnowo Podgórne – Lipno Stęszew 2-6

Tabela IV ligi

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia