Lekki niedosyt po meczu „na gumie”
Dziwny mecz, bo rozgrywany bez publiczności i na gumowym boisku – mowa o pojedynku Mieszka Gniezno z Victorią Września, pojedynku, który zakończył się remisem 2:2, a który pozostawił we wrzesińskim obozie uczucie lekkiego niedosytu. Wszystko dlatego, że to Victoria była w tym meczu zespołem minimalnie lepszym, niestety zbyt łatwo traciła gole.
Mecz pierwotnie miał się odbyć po południu. Na prośbę drużyny Mieszka został przełożony na godz. 12:00. I w samo południe na przeciw siebie, niczym Gary Cooper i Lee Van Cleef w słynnym amerykańskim westernie, stanęły ekipy gospodarzy, Mieszka Gniezno i gości, Victorii Września. Mecz odbył się bez publiczności, na sztucznej nawierzchni, dlatego, że Gniezno przy ul. Strumykowej remontuje murawę, buduje bieżnię lekkoatletyczną i montuje sztuczne oświetlenie. To będzie naprawdę ładny, funkcjonalny obiekt, który służył będzie sportowcom pierwszej stolicy Polski.
Victoria wyszła „na gumę” w następującym składzie:
Perzyński – Majer, Maćkowiak, Marecki, Kwaśny – Wolniewicz (74′ Czajczyński), Strzelczyk, Brzostowski (70′ Sarnowski), Kajdan (85′ Kpassa) – Groszkowski – Jankowski (65′ Szczublewski)
Nie ukrywam, że byłem przed tym meczem pełen obaw o to, jak w tych trudnych, kompletnie nowych dla naszego zespołu warunkach, piłkarze Pawła Lisieckiego sobie poradzą. Okazało się, i to bardzo szybko, że martwiłem się niepotrzebnie, bo od pierwszych minut tego meczu to Victoria lepiej czuła się „na gumie”. Grała spokojnie, lepiej operowała piłką, miała wyższe jej posiadanie i gospodarze nie bardzo wiedzieli jak Victorię „ugryźć”. Już w 7. minucie Victoria mogła prowadzić. Po skrzydle szarżował Kacper Kajdan, ograł swojego obrońcę, wycofał piłkę poza pole karne do Mikołaja Jankowskiego, a ten przełożył ją sobie na prawą nogę i uderzył nisko, płasko i ta szorowała po gumie. Bramkarz Mieszka zdołał ją jednak wybić na rzut rożny. Ja miałem wrażenie, że „Jankes” nie trafił czysto, bo gdyby tak było, to bramkarz gospodarzy nie miałby szans na skuteczną interwencję. Mieszko nie mógł sobie poradzić, więc podostrzył grę. Szczególnie aktywny w tym elemencie był gracz z nr 14, który 3 razy faulował bez pardonu, raz bardzo brzydko, bo z premedytacją od tyłu, i o dziwo nie został przez arbitra ukarany żółtym kartonikiem, na którego zdecydowanie zasłużył. W 20. minucie gry Mikołaj Jankowski powinien wpisać się na listę strzelców. Otrzymał idealne podanie w pole karne i znalazł się może 8-10 metrów przed bramką. Mając przed sobą tylko bramkarza strzelił mu prosto w ręce. Żal niewykorzystanej sytuacji, bo to powinien być gol dla naszego zespołu. Dosłownie chwilę potem zza pola karnego uderzył Arek Wolniewicz, ale zbyt słabo, by zaskoczyć rywali. Praktycznie przez cały ten czas Mieszko nie zagroził bramce Janka Perzyńskiego. Po bardzo ładnej akcji gnieźnianie uczynili to dopiero w końcówce pierwszej połowy, ale nasz młody bramkarz spisał się bardzo dobrze i piłkę po groźnym strzale w krótki róg wybił na rzut rożny.
W przerwie trener Paweł Lisiecki mógł być zadowolony, bo uważnie grała linia obrony, a bardzo dobrze wyglądaliśmy w pomocy: trójka Strzelczyk, Brzostowski, Groszkowski opanowała środkową strefę boiska nie pozwalając na ataki gospodarzy i inicjując groźne akcje skrzydłami, gdzie bardzo aktywni byli Kajdan i Wolniewicz.
Po zmianie stron coś się zepsuło delikatnie w tej wzorowo działającej maszynce. Być może za sprawą bardziej zdecydowanych, zdeterminowanych piłkarzy z Gniezna, a być może w naszych szeregach siadła nieco koncentracja. I stało się! Mimo że trener Lisiecki przestrzegał, że pierwsze minuty będą trudne, bo gospodarze ruszą, to te przestrogi zdały się psu na budę, bo już w 53. minucie Jakub Hofman, będąc z 20 metrów od bramki Victorii odmachnął się i strzelił celnie na bramkę Janka Perzyńskiego. Piłka „leciała i płakała”, a mimo to wpadła obok wyciągniętego jak struna naszego bramkarza. To był drugi celny strzał Mieszka i przyniósł rywalom gola. Moim zdaniem za łatwo to się stało. Nikt nie ruszył do napastnika gospodarzy, nie próbował zablokować strzału i ta chwila zawahania kosztowała utratę bramki. Myślę, że ta sytuacja zdenerwowała i naszych piłkarzy, bo po wznowieniu gry z większym animuszem przystąpili do odrabiania strat. W 61. minucie Wiktor Strzelczyk zagrał genialną piłkę na prawą stronę do Arka Wolniewicza. Nasz skrzydłowy w pełnym biegu minął obrońcę, a widząc wybiegającego bramkarza posłał piłkę płasko, po gumie, obok bezradnego rywala. Znakomita akcja Victorii i brawa na stojąco! A to nie koniec, bo jeszcze piękniejszego gola dającego zielono-białym prowadzenie zdobył Jakub Groszkowski. Gdy na zegarze wybiła 64. minuta meczu Wiktor Strzelczyk zagrał do Jakuba Groszkowskiego. „Groszek” znalazł się na lewej stronie boiska. Miał sporo miejsca toteż rozglądał się, przymierzał do dośrodkowania i gdy zarówno obrońcy jak i bramkarz Mieszka szykowali się do wyłapania wrzutki Jakub uderzył i wsadził piłkę bramkarzowi Mieszka za kołnierz. Po prostu profesura! Moim zdaniem gol, który pretendować będzie nie tylko do gola kolejki, ale i pewnie miesiąca. „Groszek” od Leszna gra znakomicie i meczem w Gnieźnie udowodnił, że ten poziom utrzymuje. Aż żal, że sezon 2022/23 się kończy. I gdy wydawało się, że Victoria będzie kontrolować ten mecz i postara się z bardzo trudnego terenu wywieźć 3 punkty znów mieliśmy w szeregach obronnych chwilę dekoncentracji. Na prawej stronie obrony Mateusz Majer pozwolił na dośrodkowanie i piłka sunęła wzdłuż pola bramkowego. Nikt jej nie wybił, nikt nie przeciął, nikt nie zablokował na przestrzeni może 30., może 40. metrów i zamykający akcję piłkarz Mieszka wpakował futbolówkę do siatki. Był remis 2:2, a mnie znów w głowie zaświtała częsta, zdecydowanie za częsta ostatnio myśl: za łatwo tracimy gole! Jak jesteśmy skoncentrowani i gramy swoje, to wszystko jest ok, ale czasem jakbyśmy „odłączali się od prądu”, jakbyśmy na kilka chwil stawali, gapili się w niebo i wtedy ni stąd, ni zowąd tracimy bramki. Brakuje zdecydowanych interwencji, właściwych decyzji w strefie obronnej i nikt nie wie dlaczego tak się dzieje? I nad tym trzeba konsekwentnie pracować, bo to się musi zmienić jeśli Victoria w nowym sezonie chce walczyć o coś więcej niż 6-7 miejsce! A wziąwszy pod uwagę grę takiego Mieszka – grę twardą, nieustępliwą, często na zasadzie „piłka może przejść, zawodnik nigdy” trzeba jeszcze popracować nad fizycznością, nad twardością i nieustępliwością, bo chwilami tymi cechami ustępujemy rywalom. Ten mecz mogliśmy jeszcze wygrać, bo w 78. minucie Wiktor Strzelczyk idealnie dograł do Igora Sarnowskiego, ale ten atakowany przez obrońcę, upadając zdołał jeszcze uderzyć, ale niezbyt precyzyjnie i bramkarz sparował piłkę na rzut rożny. Ta akcja mogła dać Igorowi premierowe trafienie i wygraną Victorii, ale cóż, nie dała – zabrakło naprawdę niewiele.
Remis na gumowym boisku w Gnieźnie jest dobrym wynikiem i pewnie przed meczem zawodnicy i trener brali by go w ciemno. Jednak po meczu kibice Victorii i cały zespół mogą odczuwać pewien niedosyt, bo wygrana była naprawdę blisko!
Co ciekawe, nasza drużyna wraz ze wzrostem temperatur gra coraz lepiej. W bramce pewnie i spokojnie spisuje się Janek Perzyński. Czy mógł zapobiec utracie goli? Może ułamek sekundy pospieszył się z interwencją przy pierwszym golu, ale to tylko moje przypuszczenie. Przy drugim był bez szans. W pozostałych sytuacjach był bezbłędny! Cieszy znakomita postawa drugiej linii (dwie asysty „Strzelby”), a Mikołajowi Jankowskiemu tym razem zabrakło precyzji. Przypomnę, że graliśmy u wicelidera, na boisku, na którym tylko on trenuje i rozgrywa mecze. Biorąc to wszystko pod uwagę – cieszy ten 1 punkt, cieszy postawa Victorii, ale u mnie i tak po głowie biega niedosyt! A w najbliższy czwartek, 8 czerwca Victoria na własnym boisku podejmuje Polonię Kępno. Potem, w niedzielę wolne i 3 oczka za Skarszew, a na koniec, 17 czerwca gramy u siebie z Koroną Piaski. Wypada zdobyć komplet punktów!