Uciekli z piekła do nieba!
To był dziwny mecz, w którym widzieliśmy Victorię słabą, niemrawą, bez ochoty do walki, bardzo nieskuteczną i Victorię pełną żaru i pasji, dążącą wszystkimi siłami do zwycięstwa. Na szczęście w ten przedświąteczny czas zwyciężyło to drugie oblicze ekipy Pawła Lisieckiego. Gospodarze od stanu 0:2 potrafili strzelić 3 gole i z piekła wspięli się do nieba!
Nie jest łatwo opisać emocje i wrażenia z sobotniego meczu, który odbył się przy Kosynierów, meczu, w którym gospodarze podejmowali Iskrę Szydłowo. Najprościej mówiąc o pierwszej połowie lepiej zapomnieć, bo to był jakiś koszmarek po prostu. Wybrańcy Pawła Lisieckiego wyszli (raczej nie wybiegli) na murawę i w chodzonego chcieli wygrać – zero walki, zero zaangażowania, zero napędzania akcji, zero tempa, zero chęci gry – aż nie poznawałem drużyny, która w meczach z Kórnikiem i w Tarnowie zaprezentowała się tak okazale. I mógłbym na tym zakończyć, gdyby nie kilka wydarzeń, o których nie wolno zapomnieć. Po pierwsze goście byli aktywniejsi, bardziej im się chciało. Swoje akcje, co było wiadomo od hohohoho jak dawna, a może i jeszcze dawniej, opierali o swoich skrzydłowych, a przede wszystkim o Mateusza Górnego (nieobecny był Drzewiecki). I co z tego, że niby nasi piłkarze o tym wiedzieli skoro nic z tym nie chcieli zrobić, tzn. nie mieli ani ochoty, ani zamiaru piłkarzowi gości w atakach na bramkę Victorii przeszkadzać. Hasał więc sobie pan Mateusz jak chciał – raz z prawej, raz z lewej strony, przyjmował, kiwał i strzelał na bramkę Tobiasza Nowickiego. Szczególnie upodobał sobie lewą stronę, gdzie zaporę mieli mu ustawić Mateusz Majer z Michałem Czerniakiem, ale o swych zadaniach zapomnieli i goście na pamięć, z każdej pozycji, grali na swoje lewe skrzydło, gdzie Mateusz Górny bawił się w futbol, jakby był na wakacjach, a nie rozgrywał ligowego meczu. Taka postawa gospodarzy zwiastowała nieszczęście i to nieszczęście nadchodziło – akcja po akcji, krok po kroku, minuta po minucie. I gdy wydawało się, że Iskra jest tuż, tuż od zdobycia pierwszego gola los uśmiechnął się do Victorii po raz pierwszy: w 21 minucie, po dośrodkowaniu z prawej strony w polu karnym piłkę przyjął Maciej Szczublewski. Został kopnięty przez obrońce Iskry i sędzia się nie wahał – wskazał na wapno. Do piłki podszedł kapitan Jakub Groszkowski – strzelił nieprecyzyjnie, lekko, w sposób sygnalizowany i najlepszy do obrony, czyli tuż nad ziemią i bliżej środka niż słupka. Bramkarz wyczuł intencje strzelca i z łatwością ten strzał sparował w bok, poza bramkę. W tym samym momencie arbiter liniowy pomachał chorągiewką i dał znać głównemu, że bramkarz popełnił błąd i zbyt wcześnie, przed strzałem Jakuba, opuścił linię bramkową. Arbiter zarządził powtórkę karnego i los uśmiechnął się do Victorii po raz drugi. Do piłki znów podszedł Jakub Groszkowski i strzelił tak samo jak za pierwszym razem, ale w drugi róg, gdzie na piłkę znów czekał bramkarz Iskry. Dwa karne niewykorzystane, ale los o gospodarzach nie zapomniał, no ale o tym potem…
Od tej chwili Victoria wyglądała jeszcze gorzej, załamana swoją nieporadnością i nieskutecznością nie potrafiła znaleźć rytmu, nie potrafiła narzucić swojego stylu gry, a rywale atakowali coraz groźniej i oczywiście swoją lewą, a naszą prawa stroną. Jedna z takich kontr przyniosła im rzut rożny, a drugą Tobiasz Nowicki instynktownie, w sposób wręcz ekwilibrystyczny, obronił. Nie zaświeciła się Victorii pomarańczowa lampka, ba nawet żółta, i nadal nasi piłkarze grali w tempie żółwi z Galapagos. Taka postawa musiała zakończyć się katastrofą i tak się stało. W 32. minucie Michał Czerniak postanowił okiwać rywala. Wszedł w pojedynek, który przegrał. Skrzydłowy gości podciągnął kilkanaście metrów, dograł do środka, a tam, niepilnowany przez nikogo Mateusz Górny strzelił pierwszą swoją bramkę i dał prowadzenie Iskrze. Po stracie gola wydawało się, że Victoria się obudzi, ale nic bardziej mylnego – nadal królował „narodowy model gry”, czyli ty do mnie, ja do ciebie w tyłach i laga do przodu – smutno się na to patrzyło. I pomyśleć, że nasz zespół nie potrafił sobie poradzić z jednym schematem, jaki stosowała Iskra: od obrony, bądź ze środka pola długa piłka za plecy czy to Michała Czerniaka, czy to Klaudiusza Mareckiego, na szybkich skrzydłowych, którzy mieli za zadanie dograć piłkę do Mateusza Górnego. Dziwne, ale prawdziwe – wszyscy widzieli i wiedzieli, ale nic z tym nie potrafili zrobić! W pierwszej części gry tak naprawdę to tylko jeszcze jeden raz Victoria była o włos od zdobycia gola. Lewym skrzydłem pobiegł Sarnowski, dograł do Kacpra Kajdana, który z pierwszej piłki, po ziemi chciał zaskoczyć bramkarza rywali. Ten był jednak czujny i wybił piłkę na rzut rożny.
Pierwsza część tego meczu dobiegła końca i dobrze, bo wytrzymałość kibiców narażona była na ogromny wysiłek. Męczarnie swojej drużyny widział też trener, bo w przerwie meczu dokonał od razu trzech zmian. Boisko opuścili: „strażnicy prawej flanki” – Czerniak, Majer i „motor na lewej flance” – Maciej Szczublewski. W ich miejsce widzieliśmy Brzostowskiego, Maćkowiaka (debiut we Wrześni) i Szaufera.
I uwaga, uwaga…od 46. minuty w grze widzieliśmy Victorię jakby z innej bajki: walczącą, dążącą do zwycięstwa, zmotywowaną i co najważniejsze drużynę, której się chce! Już w 47. minucie znakomitą akcją prawą stroną boiska popisał się Hubert Szaufer, ograł obrońcę, wpadł w pole karne i dograł piłkę do Jakuba Groszkowskiego. „Groszek” wziął obrońcę na zamach i z lewej nogi strzelił mocno, ale w poprzeczkę. Pechowo, bez powodzenia zakończyła się ta akcja, to prawda, ale była zwiastunem czegoś nowego, świeżego – zapowiadała emocje i te nadeszły. Jeszcze wtedy nikt nie spodziewał się, że sięgną one zenitu. Zaczęło się kilka chwil potem – szarża Iskry prawą stroną, dośrodkowanie na długi róg bramki (Adrian Kruszyński delikatnie zaspał) i gol, gol, gol, ale… 2:0 dla Iskry! Strzelcem bramki nie kto inny jak Mateusz Górny.
W 64. minucie goście, a dokładniej mówiąc Mateusz Górny, strzelili trzeciego gola, ale los do Victorii uśmiechnął się po raz trzeci – arbiter uznał, że strzelec był na pozycji spalonej i gola nie zaliczył. Chwilę potem roszada w zespole gospodarzy i za Sarnowskiego wszedł Krawczyński. No i się zaczęło! Od tyłu akcje napędzał Filip Brzostowski, na bokach biegali jak strusie pędziwiatry Szaufer i Wolniewicz – Victoria zaczęła przypominać drużynę, którą chce się oglądać, drużynę, która potrafi grać w piłkę i przede wszystkim chce walczyć i naprawdę atakować. Już pierwszy kontakt z piłką „Czestera” dał bramkę kontaktową. Szymon zagrał klepkę z Mikołajem Jankowskim, ten oddał do Jakuba Groszkowskiego, który delikatnie wrzucił piłkę w pole karne rywali. Dopadł do niej Krawczyński i będąc w sytuacji sam na sam nie zmarnował szansy. Victoria złapała wiatr w żagle. W stronę Szydłowa zaczął wiać istny huragan. W 68. minucie zawodnik gości Correa, za odkopnięcie piłki po gwizdku sędziego, otrzymał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. Victoria zaczęła grać w przewadze i można powiedzieć, że los znów podał jej pomocną dłoń. Najważniejsze jednak, że gospodarze te dary losu potrafili już wykorzystać. Dosłownie 2. minuty potem znów pokazał się „Jankes”. Zagrał lobem na długi słupek do Szymona Krawczyńskiego, a ten, będąc ze 2-3 metry od pustej bramki, nie trafił czysto w piłkę i ta przeturlała się obok słupka. Miał „Czester” czego żałować. Co się odwlecze, to nie uciecze mówi stare, polskie przysłowie. Victoria nacierała non stop, a swój koncercik „na dwa gole” rozpoczynał właśnie Arek Wolniewicz. W 73. minucie otrzymał podanie od Orlande Kpassa, wpadł w pole karne i znakomitym strzałem pod poprzeczkę nie dał szans bramkarzowi Iskry, zrobiło się 2:2. Trybuny ożyły dając nadzieję i zagrzewając piłkarzy do walki o 3 punkty, a Victoria jakby tę nić wsparcia złapała, jakby za wszelką cenę chciała to wsparcie trybun wykorzystać – non stop grała do przodu, grała ładnie, składnie, z głową – nie na łapu capu. Ta postawa przyniosła jej powodzenie. W 79. minucie Jakub Groszkowski z linii pola karnego strzelił mocno, ale tuż obok słupka, w 80. minucie w swoim stylu rozbujał się na lewym skrzydełku Arek Wolniewicz. Zdecydował się na strzał, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Wreszcie w 82. minucie Filip Brzostowski wyszedł ze swojej strefy obronnej, dograł do Jakuba Groszkowskiego, a ten znów uruchomił Arka Wolniewicza, który „fruwał” po lewej stronie. Arek wpadł w pole karne, strzelił z pierwszej piłki i co najważniejsze celnie po tzw. długim rogu. Victoria objęła prowadzenie 3:2, a na trybunach euforia. Od 0:2 do 3:2 – kibice byli zachwyceni, bo ich drużyna, będąc praktycznie na łopatkach, podniosła się i grając wreszcie tak, jak się od niej oczekuje odniosła ważne zwycięstwo.
P.S.
Informacje na jardersport.pl są nieprawdziwe! Arek Wolniewicz ma nie 6, a 7 goli w tegorocznym sezonie (1 z Gołuchowem u siebie, 2 w Stęszewie z Lipnem, 2 w Kórniku z Kotwicą i 2 u siebie z Iskrą). I oby się nie zatrzymywał!
Trudno podsumować taki mecz, bo trudno porównywać tak odmienne oblicza tej samej drużyny. W pierwszej połowie nic nie działało jak należy i lepiej by było o tej części meczu zapomnieć. Ale nie można, bo trzeba z tej niemocy, tej złej, fatalnej dyspozycji też umieć wyciągnąć wnioski, by taka gra, taka niemrawa postawa więcej się nie powtórzyła. Ale za to drugą część tego pojedynku kibice z pewnością długo będą pamiętać – a to dzięki trafionym zmianom, które przeprowadził Paweł Lisiecki, a które przyczyniły się do tego, że Victoria „wzięła rozpęd”, grała szybko, z rozmachem, była w tych takach pełna pasji, nie odpuszczała żadnej piłki, wreszcie walczyła, a to dzięki kolejnemu, po Kórniku, bramkowemu dubletowi Arkadiusza Wolniewicza, a to wreszcie dzięki więzi, jaka zaiskrzyła między piłkarzami, a kibicami właśnie. To był mecz, który wywołał skrajne emocje: od krytyki po aplauz, od zniechęcenia po zachwyt, od łapania się za głowę z rozpaczy, po brawa przy otwartej kurtynie. To był wreszcie mecz, który z pewnością musi zastanowić trenera: Victoria gra u siebie i dlaczego w pierwszych 45. minutach nie umie grać, a w drugiej części meczu chce i umie? Dlaczego w pierwszej połowie drużyna śpi, a w drugiej walczy? Może rozgrzewkę musi zacząć godzinę przed meczem? Tych pytań jest z pewnością więcej. Najważniejsze jednak, że trzeci z rzędu pojedynek ligowy Victoria rozstrzygnęła na swoją korzyść.
A teraz przed nią bardzo trudne zadanie. W najbliższą sobotę jedzie do Wągrowca zmierzyć się z Nielbą, która zremisowała 1:1 w Czarnkowie, a która jesienią wygrała przy Kosynierów 5:0. Dobrze by było wziąć rewanż, ale żeby tak się stało trzeba grać tak jak z Iskrą po przerwie, z wielkim zaangażowaniem, pasją, ambicją, wręcz poświęceniem i szczęśliwie w ataku, czyli bardzo, bardzo skutecznie. Innej drogi nie ma!
Victoria – Iskra Szydłowo 3:2
Nowicki – Czerniak (46′ Maćkowiak), Kruszyński, Marecki – Szczublewski (46′ Brzostowski), Sarnowski (65′ Krawczyński), Groszkowski, Majer (46′ Szaufer) – Kajdan (72′ Kpassa), Jankowski, Wolniewicz (84′ Strzelczyk).
Wyniki 22. kolejki spotkań 8.04.2023
Kotwica Kórnik – GKS Tarnovia Tarnowo Podgórne 2-1
Victoria Września – GKS Iskra Szydłowo 3-2
Steico Noteć Czarnków – Nielba Wągrowiec 1-1
Lipno Stęszew – Obra 1912 Kościan 0-6
Victoria Skarszew – Centra 1946 Ostrów Wlkp. 0-3
Polonia 1908 Marcinki Kępno – LKS Gołuchów 0-1
Mieszko Gniezno – Huragan Pobiedziska 0-1
Warta Międzychód – Polonia 1912 Leszno 4-2
Korona Piaski – SKP Słupca 6-0
Tabela