Piłka nożnaVictoria Września

5 minut, które wstrząsnęły Victorią!

I co z tego, że Victoria grała w Wągrowcu całkiem dobrze, co z tego, że nie była zespołem gorszym, ba dużymi fragmentami nawet lepszym, skoro przegrała z Nielbą 0:3. Dlaczego tak się stało? Najprościej powiedzieć: bo nie strzelała goli – zgoda, jasna sprawa. Ale przegrała też, bo z szatni, na 2. połowę meczu, wyszła nie w 45., a w 52. minucie i tego „za Chiny Ludowe” nie mogę zrozumieć.

Victoria jechała do Wągrowca w glorii trzech wygranych z rzędu, z ogromną ochotą na kolejne zwycięstwo, ale przede wszystkim na rewanż za jesienną porażkę 0:5 u siebie, przy Kosynierów. Jednak wszystkie te plany diabli wzięli i nie ukrywam, że minione sobotnie popołudnie w Wągrowcu było nie tylko deszczowe, ale i bardzo smutne. No to zaczynamy. I szczerze mówiąc naprawdę nie wiem jak to wszystko sobie w głowie poukładać, bo z tą porażką do dzisiaj nie mogę się pogodzić. Z jednej strony patrzyłem na wychodzącą z tunelu Victorię z obawą, bo w kolejnym meczu wystąpiła w nowym składzie w obronie, ale z drugiej strony wierzyłem, że w ataku znów sie uda strzelić więcej i sprawić miłą niespodziankę.

Tak wyszła Victoria w Wągrowcu: Nowicki (70′ Perzyński) – Majer, Kruszyński, Maćkowiak, Marecki – Kajdan (70′ Szaufer), Krawczyński (60′ Strzelczyk), Sarnowski (50′ Brzostowski), Wolniewicz (50′ Szczublewski) – Groszkowski – Jankowski (52″ Kpassa).

Na prawej obronie miał wyjść Hubert Szaufer, który tydzień wcześniej pokazał się z lepszej strony niż Majer, ale tzw. „wirusówka” sprawiła, że wyszedł Mateusz. Trener Paweł Lisiecki zabezpieczył też środek pola, by zatrzymać najkrótsze, prostopadłe granie Nielby do Rafała Leśniewskiego. My bokami, Kajdan i Wolniewicz, mieliśmy napędzać akcje i dogrywać piłki do Mikołaja Jankowskiego. Plan całkiem zgrabny, niestety, tym razem gorzej było z jego realizacją.
Pierwsze kilkanaście minut tego meczu to spokojna, wyrównana gra obu zespołów, które darzyły siebie wzajemnie dużym respektem i zdecydowanie większy nacisk położyły na to, by bramek nie stracić, niż na to, by strzelić. W pierwszej części meczu gospodarze tylko raz bardzo poważnie zagrozili bramce Tobiasza Nowickiego – po rzucie rożnym w jego polu bramkowym zagotowało się niemożebnie. Piłkarze Nielby próbowali strzelać z bliska, chcieli wprost wepchnąć futbolówkę do siatki, a nasi piłkarze ofiarnie bronili, wreszcie ktoś wybił piłkę daleko w pole i zażegnał niebezpieczeństwo. Potem Tobiasz wybronił tzw. centrostrzał i to by było wszystko jeśli chodzi o ofensywę Nielby. Victoria naprawdę poprawnie broniła, uważnie grał Mateusz Majer i para stoperów, nieco „elektryczny” i niedokładny był Klaudiusz Marecki, ale nie popełniał błędów, które byłyby katastrofalne w konsekwencjach. Bardzo dobrze radziła sobie druga linia i walczyli skrzydłowi – Victoria była naprawdę mądrze ustawiona i radziła sobie nadspodziewanie dobrze. Stwarzała sytuacje podbramkowe, niestety, nie były one czyste i klarowne aż do 25. minuty. Wtedy Sarnowski dograł do Jakuba Groszkowskiego, ten podciągnął kilka kroków i huknął z ok 30. metrów. Piłka minimalnie minęła słupek bramki Nielby. Naprawdę było blisko. W 30. min. Victoria egzekwowała rzut wolny z lewej strony. Piłkę dogrywał Mikołaj Jankowski, najwyżej skoczył do niej Marcin Maćkowiak, strzelił głową, ale futbolówka trafiła w poprzeczkę. Dlaczego arbiter odgwizdał w tej akcji spalonego tego nie wie nikt, bo bliżej bramki był obrońca gospodarzy niż nasz stoper. Zresztą w tym meczu dziwnych decyzji sędziego było zdecydowanie więcej. Wreszcie nadeszła 41. minuta. Po zamieszaniu pod bramką Victorii, o którym pisałem wyżej, wrześnianie wyszli z kontrą i w sytuacji sam na sam znalazł się Arek Wolniewicz. Strzelił mocno, ale bramkarz Nielby końcami palców zdołał wypchnąć piłkę na rzut rożny. To była bardzo dogodna okazja do zdobycia gola i żal, że tym razem Arkowi się nie udało. Generalnie pierwsza część tego stojącego na dobrym poziomie meczu zakończyła się bezbramkowo.

Nie wiem o czym trener Lisiecki rozmawiał ze swoimi piłkarzami w przerwie, ale albo ich przestraszył, albo tak zestresował, a może czymś kompletnie zaskoczył (żart), że „zostali w szatni” i na boisku pojawili sie dopiero przy stanie 0:3, kiedy tak naprawdę było po meczu.
W 47. minucie sędzia odgwizdał faul Szymona Krawczyńskiego na Rafale Leśniewskim. Piłkę, ok. 30 metrów od bramki, ustawił Michał Gruszka, wziął rozbieg i z lewej nogi posłał bombę w okienko naszej bramki. Tobiasz Nowicki był bez szans i Nieba objęła prowadzenie. Dwie minuty później znów faulował Szymon Krawczyński, za co zobaczył żółty kartonik. Piłkę ustawił gracz Nielby i wrzucił ją na przedpole naszej bramki. Żaden obrońca piłki „nie przeciął”, nie wybił, więc nadbiegający zawodnik gospodarzy, mimo że się przewrócił, zdołał ją skierować do naszej siatki i żółto-czarni prowadzili 2:0. Victoria nie „otrzepała się z kurzu”, jaki zostawiły dwa wcześniejsze gole, a już przegrywała 0:3. Na lewej stronie wysoko do akcji podłączył się Klaudiusz Marecki. Ktoś nie podał celnie, rywal przechwycił piłkę i pobiegł prawą stroną. Klaudiusz widząc co się dzieje zaczął go gonić: gonił go i gonił, ale nie zdecydował się ani na interwencję, ani na faul. Piłkarz Nielby wpadł w pole karne i posłał piłkę mocno wzdłuż bramki, na tzw. długi słupek. Tobiasz Nowicki nie zdołał jej „przeciąć”, zaspali stoperzy, a przede wszystkim Mateusz Majer, zza pleców którego wyskoczył Rafał Leśniewski i wpakował piłkę do siatki.

Była 52. minuta meczu i wtedy uwaga, uwaga… na boisku „pojawili się” piłkarze Victorii. Znów zaczęli grać dobrze, walczyć i dążyć za wszelką cenę do odrobienia strat, które sami sobie sprawili. I znów Victorię dobrze się oglądało, znów była stroną zdecydowanie przeważającą, ale tym razem, mimo kilku okazji, nie potrafiła strzelić gola. Powinna egzekwować też 2 rzuty karne: jeden za faul na Jakubie Groszkowskim (w 75. min. po dośrodkowaniu Huberta Szaufera) i drugi, w 90. minucie, za ewidentny faul bramkarza Nielby na Orlande Kpassa (wychodząc i łapiąc piłkę stratował naszego napastnika niczym Harald Schumacher Francuza Battiston’a w Sewilli, na MŚ w 1982 roku, po prostu zmiótł go z powierzchni ziemi), do tego wszystkiego dochodzi kontrowersyjna sytuacja, w której obrońca Nielby, w polu karnym, sam sobie kopnął piłkę w rękę, no ale sędzia czuwał i nic złego gospodarzom się nie stało. O arbitrze jeszcze będzie.

Dziwny to był mecz. Victoria grała dobrze, ładnie dla oka i fajnie się ten mecz oglądało, ale… No właśnie, zawsze chodzi o to magiczne „ALE”. Ale co zawiodło? Co sprawiło, że mimo dobrej, momentami bardzo dobrej gry Victoria tak wysoko przegrała? Proszę mi wybaczyć – to pytanie od soboty spędza mi sen z powiek i do końca nie umiem na nie odpowiedzieć. Oczywiście najprościej byłoby rzec, że przegrała, bo była słabsza, bo nie strzeliła goli, a bez goli meczu się nie wygra. To oczywiście prawda, ale mnie nurtuje głębsze DLACZEGO.
Dlaczego Victoria znów straciła dużo bramek? Cóż, cały czas jesteśmy słabi w obronie i nic i nikt jak na razie nie potrafi tego odczarować – z Iskrą Szydłowo, u siebie, tracimy 3 gole (trzeci nieuznany ufff, ale łatwość, z jaką Górny biegał i nam strzelał bramki wprost zadziwiająca). Nie ma Danylo Demianenko i ta dziura jest, jak na razie niezasypana. Adrian Kruszyński, owszem stara się, co doceniam i szanuję, ale w trójce obrońców jest mu trudno (niedoskonałości wynikające z braku sprawności, szybkości nie przeskoczy). W czwórce niby lepiej, ale zastępujący Danylo Marcin Maćkowiak musi nauczyć się kolegów. Jeżeli już jestem przy nim, to Marcin w Wągrowcu po raz pierwszy wyszedł w pierwszym składzie i zagrał naprawdę dobry mecz. Był solidny w obronie i podłączał się do akcji ofensywnych. Był najbardziej aktywny przy stałych fragmentach gry – w pierwszej połowie meczu trafił w poprzeczkę, a w drugiej przeniósł piłkę minimalnie obok słupka. Jedynie przy trzecim golu dla Nielby mógł może, bo z trybun tak to widziałem, lepiej się zachować i np. na wślizgu próbować przeciąć piłkę wrzuconą wzdłuż pola bramkowego. Ale może nie mam racji i nie mógł, bo był za daleko od piłki? Powtarzam, z perspektywy trybun trudno mi to ocenić. Generalnie Marcin zagrał dobry mecz. Jest obrońcą dużo widzącym, potrafiącym rozegrać piłkę od tyłu. Jest też, mimo nie oszałamiających warunków fizycznych, bardzo skoczny i potrafi walczyć w powietrzu.
Ale my mamy też ogromne problemy na bokach obrony. Wobec kontuzji Jakuba Kwaśnego trener na prawej stronie próbował Michała Czerniaka i co tu dużo mówić – szału, niestety, nie było. Michał lepsze występy (Tarnovia) przeplatał gorszymi (Kórnik, Iskra). Trener zdecydował więc, że miejsce Michała zajmie Hubert Szaufer, który dał znakomitą zmianę z Iskrą, wszedł za Mateusza Majera. Niestety, plan Pawła Lisieckiego spalił na panewce, bo Hubert nie był w pełni sił i jego miejsce zajął w Wągrowcu… kto? No właśnie Mateusz Majer. Dlaczego? Bo trener nie ma wyboru! Z lewej strony obrony gra Klaudiusz Marecki i przykro to pisać, ale Klaudiusz nie gra na miarę swoich możliwości. A szkoda! Ten gość ma wszystko: ma siłę, ma warunki fizyczne, ma szybkość i teoretycznie powinien miejsce w obronie zająć na lata, ale…i znów to magiczne ALE. Ale Klaudiusz na boisku jest jakby roztargniony, rozkojarzony, nie skupiony na celach i zadaniach, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej – a to poda niecelnie, a to jest niedokładny w kryciu, a to podejmuje złe decyzje. A przecież w ubiegłym sezonie miał taki okres, że grał koncertowo – jak z nut, ba, strzelał bramki. Tej wiosny zawodzi i mam tylko nadzieję, że będzie potrafił „wrócić do siebie”. Oby szybko i na zawsze!
Jak więc widać problemów w obronie Victoria ma multum, a może i jeszcze więcej. Ta formacje nie gra w jednym, sprawdzonym składzie, a każdy mecz w innym, nowym zestawieniu. Stąd, moim oczywiście zdaniem, tak łatwo i licznie tracone gole. I nie mogę w tym miejscu odpędzić myśli: czy w tym gorszym czasie (kontuzje, niedyspozycje) nie warto wrócić do sprawdzonego niegdyś (czasy trenera Tomasza Bekasa) wariantu i do momentu powrotu „Kwaska” spróbować obronę zestawić tak: Szaufer – Maćkowiak (Kruszyński) – Brzostowski. Ambicją, zaangażowaniem, wolą walki i nieustępliwością Filipa, którą trzeba szanować i podziwiać, można by obdzielić pół drużyny. Owszem, Filip często się w tej grze zatraca, ale… Kolejne magiczne ALE. Ale czyni tak grając jako pomocnik, a pomocników w klubie jest jak u Żyda w sklepie czapek. I on wie, że nawet jego pauza za żółte kartki nie osłabi tej formacji. Dlatego na często bezpardonową grę sobie pozwala. Jestem przekonany, jestem absolutnie pewny, że grając w obronie Filip grałby spokojniej, z dużo większą odpowiedzialnością, bo to doświadczony, inteligentny piłkarz. Oczywiście ja nie jestem trenerem i to tylko moje rozważania, na które jako kibic mogę sobie pozwolić i sobie pozwalam wierząc, że to mogłoby być całkiem ciekawe rozwiązanie.
Póki co trener Paweł Lisiecki znów stoi przed dylematem – co zrobić z tą obrona przed meczem z Obrą Kościan i tak każdego tygodnia: co z obroną, jak zagrać, jak ją zestawić? Przy ograniczonej skali manewrów są to naprawdę bardzo trudne decyzje do rozwiązania. Z drugiej strony ewidentna wskazówka dla zarządu klubu – w obronie bez dwóch zdań potrzebne są wzmocnienia.

I wracam jeszcze do podstawowego pytania: Co zawiodło? Co sprawiło, że mimo dobrej, momentami bardzo dobrej gry Victoria tak wysoko przegrała w Wągrowcu? O obronie już pisałem. Teraz słów kilka o przednich formacjach. I tutaj niemiła niespodzianka: po raz pierwszy na wiosnę Victoria nie strzeliła gola. A przecież jak się nie strzela nie można meczu wygrać, co najwyżej bezbramkowo zremisować. I to był zawód, bo wydawało się, że z taką siłą w napadzie, w IV lidze, Victoria jest w stanie gola strzelić zawsze! A jednak nie… Naprawdę żal, że nie udało się Arkowi w końcówce I połowy, bo ten mecz mógł się potoczyć inaczej. Ale mnie zastanawia coś innego. Otóż akcja Arka tak naprawdę była jedyną klarowną sytuacją do zdobycia bramki. Arek zgubił obrońcę, poszedł na pełnym biegu dostał idealne podanie i zabrakło dosłownie centymetrów. Może gdyby strzelił po ziemi, może, może – teraz możemy sobie gdybać. To była znakomita akcja Arka, zabrakło mu dosłownie kilku centymetrów. Ani wcześniej, ani potem takich korzystnych sytuacji bramkowych już nie stworzyliśmy. Zabrakło dokładnych podań, wyjść na wolne pole, zabrakło tzw. kreatywnej gry w przodzie. Bez tej kreacji, bez podań, bez dograń kompletnie blado wyglądała postawa Mikołaja Jankowskiego. I teraz są dwie przyczyny słabej postawy napastnika: 1 – napastnik żyje z podań i jeśli ich nie ma, to nic nie stworzysz, bo nie ma z czego i 2 – żeby dostać to ostatnie podanie, to trzeba się pokazać. Jeśli nie jesteś aktywny, nie pokazujesz się do zagrania, nie biegasz, nie chcesz piłki, bo chowasz się za plecy obrońców to, też nie ma szans na skuteczne granie. Bez dwóch zdań Mikołaj musi być bardziej widoczny, bardziej aktywny, bo wtedy ma większe szansę na to, by dostać piłkę. Wszyscy wiemy, że gdy ją dostanie, to on już wie co z nią zrobić.

I teraz możemy sobie spróbować odpowiedzieć na to nurtujące nas pytanie: Co zawiodło? Co sprawiło, że mimo dobrej, momentami bardzo dobrej gry Victoria tak wysoko przegrała w Wągrowcu? Moim zdaniem (sprawę dramatycznych 5. minut, w których drużyna „zawiesiła się” niczym system Wind zostawiam) zawiodła gra w obronie, zawiodła aktywna i skuteczna postawa w ofensywie i do tego dołożyłbym jeszcze jeden aspekt – to cóś, co nazywamy łutem szczęścia, przychylnością losu, a także postawą arbitra. Sędzie meczu nam nie przegrał – to sprawa jasna i bezdyskusyjna! Ale…znów magiczne ALE… ale przez cały mecz spokojnie czuwał, by żadna krzywda gospodarzom się nie przytrafiła. Taka postawa jest jeszcze gorsza od tej, kiedy sędzia gwiżdże w miarę normalnie, w miarę równo i nagle podejmuje przeciwko tobie jedną krzywdzącą decyzję, np. dyktuje karnego. Taka postawa jest gorsza, bo to gwizdanie z premedytacją, bo tutaj od początku do końca wiesz, czujesz, że nie masz szans na równe traktowanie. I to jest niesamowicie frustrujące, a jakikolwiek protest zdaje się na nic, wręcz przeciwnie powoduje kolejne kary (czerwona kartka dla kierownika drużyny Victorii za protesty po zagraniu piłki ręką przez obrońcę Nielby). Biorąc pod uwagę poziom arbitrów IV ligi..hm nie jest łatwo. I najgorsza jest ta bezsilność, bo sędziowie są bezkarni, czują się bezkarni i bezkarnie prowadzą zawody tak, jak chcą. W tym tygodniu „posędziują” tak, a w przyszłym tak – nikt nigdy z takiej „pracy” ich nie rozliczy, a z pewnością nie panowie obserwatorzy. I to jest chyba największa bolączka naszej lokalnej kopanej. Cóż, nie przeskoczymy tego nigdy i trzeba nauczyć się z tym żyć.
Żal straconych punktów i straconej szansy na wygraną w Wągrowcu, bo spokojnie można było się o nią pokusić. Teraz trzeba się ogarnąć i stanąć u siebie na przeciw bardzo dobrze grającej (4 zwycięstwa z rzędu przerwane porażką z Notecią) Obrze Kościan. Mam nadzieję, że w tym meczu żadnej „zawiechy” już nie będzie, a kibice nie będą musieli czekać do 46. minuty za tym, by Victoria ruszyła do ataku i zaczęła grać tak, jak od niej oczekują. Wierzę, że tym razem będą chcieli zmazać plamę z Wągrowca i od razu zabiorą się do pracy i drugi z rzędu mecz na własnym boisku rozstrzygną na swoją korzyść.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia