Lepsze jest wrogiem dobrego
Kilka dni temu pisałem o dwóch naszych drużynach i o fatalistycznym wyniku 2:0. Okazuje się, że to nie wszystko, że trzeci nasz zespół, występujący na II ligowych, futsalowych parkietach – KP Wooden Villa, szedł krok w krok za siatkarzami i piłkarzami. W meczu z liderem rozgrywek, KKF Konin, też prowadził 2:0. Niestety, trener podjął dziwną decyzję i gospodarze polegli 4:8.
Wybrałem się na mecz II ligi futsalu, bo pojedynek KP Września – KKF Konin zapowiadał się interesująco. Gospodarze chcieli się postawić rywalom „zza granicy”, a KKF musiał wygrać, by zapewnić sobie awans do I ligi futsalu. W przypadku remisu, bądź porażki szanse na awans miała Wiara Lecha. W hali zebrało się sporo publiczności, która w większości przyjechała z Konina, by dopingować swoją drużynę. Nie zdążyli „się nastroić”, a gospodarze prowadzili już 1:0. Gola, bodajże w 30 sekundzie gry, strzałem z prawej strony boiska, zdobył Iarmoliuk. Na 2:0 podwyższył Łukasz Zugaj i muszę przyznać – była to piękna bramka. Łukasz przerzucił piłkę nad obrońcą i z lewej nogi strzelił nie do obrony. Gospodarze…uwaga, uwaga… prowadzili 2:0 i przestali grać – przede wszystkim w ofensywie, a w obronie mieli ogromne kłopoty. W 9. minucie dla gości trafił Budziński, a w 10. Brzuśkiewicz. Zrobiło się po 2, a potem gole, dla lepiej, przede wszystkim szybciej grających gości, leciały już jak z rogu obfitości. Strzelali: Mroziński, Budziński i Pietrzak. KP Wooden Villa przegrywał 2:5.
Nastąpiła przerwa, emocje opadły, a kibice gospodarzy mieli tylko nadzieję, że po zmianie stron ich drużyna przede wszystkim zaatakuje, bo po zdobyciu dwóch goli ataków w ich wykonaniu było tyle co kot napłakał.
I trzeba przyznać, że tak właśnie było. Lepsza gra w defensywie i wreszcie odważniejsza w ataku przyniosły dwie kolejne bramki. W 23. minucie trafił Lewandowski, a chwilę potem Igor Zieliński. Zrobiło się 4:5 i wśród kibiców gości zapanowało uzasadnione zaniepokojenie. Niestety, wtedy stało się coś, czego ja zrozumieć nie mogę, nie potrafię. Trener gospodarzy, Paweł Hoeft, bodajże na 9 minut przed końcem meczu zdecydował wycofać bramkarza i grać piątką zawodników w polu. Zamiast remisu przyniosło to stratę gola na 4:6, bo Łukasz Zugaj podał piłkę rywalowi, który nie zmarnował okazji i z daleka trafił do pustej bramki. Mało tego, gospodarze, mimo straty gola, nie zrezygnowali z tego sposobu grania – nadal bez bramkarza. Dostali kolejną bramkę do pustaka i dopiero wtedy trener zdecydował się odpuścić. Powtarzam, ja nie rozumiem tych decyzji, bo po co zmieniać coś, co dobrze funkcjonuje. Nasza drużyna wyszła na drugą część meczu dobrze zmotywowana, grała skutecznie w obronie, przeprowadzała groźne kontry, dwie z nich zakończyła golami, zbliżyła się do lidera na odległość jednej bramki i zamiast grać cały czas to samo – mocno w obronie i szybko w kontrze, to trener wymyślił, że zaatakuje wszystkimi siłami zostawiając pustą bramkę. Czym się ta koncepcja zakończyła, to już wiemy – klęską!
Trener zapomniał bowiem, że lepsze jest wrogiem dobrego. Może i chciał lepiej, może chciał wygrać i postawił wszystko na jedną kartę, ale wyszło gorzej, bo przegrał z kretesem. Gdyby swój pomysł chciał wcielić w życie w ostatnich minutach meczu, np. wzorem hokeistów, czy piłkarzy ręcznych? Hm…może wtedy by się udało, może wtedy byłoby łatwiej, może… może…? Ale na 10 minut przed końcem? Trener okazał się wyjątkowym optymistą. Na dokładkę rywale strzeli jeszcze ósmego gola rozklepując załamanych gospodarzy jak na szkolnym boisku.
Myślę, że nie tylko dziwna decyzja trenera sprawiła, że KP Wooden Villa przegrał ten mecz. Goście prezentowali lepszy, wyższy poziom gry. Lepiej operowali piłką, ale przede wszystkim w swoich wyborach byli szybsi, grali więcej z tzw. „klepy”. A mimo to wcale nie musieli wygrać. Remis był w zasięgu naszych futsalistów, którzy grali w ogromnym osłabieniu. Na parkiecie nie było bowiem tych, którzy w tej drużynie odpowiadają nie tylko za ofensywę, ale za właściwy balans między obroną, a atakiem. Myślę tutaj o Arturze Giżewskim i Filipie Janiszewskim. Jestem przekonany, że z nimi w składzie ten mecz wyglądałby zupełnie inaczej. Cóż, w miejsce tych zawodników widzieliśmy innych: jednego dużego i ciężkiego i drugiego…. uwaga – trenera. Cóż, nie będę oceniał ich występów – powiem tylko, że z tej pary zdecydowanie lepszy był „futsalista” większy i cięższy.
Trochę żal, że nie mogli grać Artur i Filip, bo przy odrobinie szczęścia, mając ich na placu, KP Wooden Villa mógł pokusić się o niespodziankę, np. jakiś remis, a wtedy, w grze o awans, liczyła by się także Wiara Lecha. Byłoby ciekawie, a tak KKF wygrał i awansował do I ligi. I dla nich wielkie gratulacje z tego tytułu. Wrześnianie, w ostatnim meczu tego sezonu, w hali przy ul. Słowackiego 41, w najbliższą sobotę o godz. 18:00, zagrają z AZS UMK Toruń. Myślę, że powalczą o 3 punkty!