Porażka, która budzi marzenia!
KP Wooden Villa Września nie awansował do kolejnej rundy PP w futsalu, ale był tego awansu bardzo bliski. Do szczęścia zabrakło naprawdę niewiele – najprościej mówiąc kilku minut lepszej, mądrzejszej gry w ostatniej fazie dogrywki. Ale ta porażka może rozbudzić marzenia o grze w innej, lepszej lidze, czego bardzo tej drużynie życzę.
Mamy weekend, chwilkę czasu dla siebie, więc mogę wrócić do wydarzeń, które miały miejsce kilka dni temu, które miałem przyjemność oglądać i które naprawdę wywołały pozytywne emocje, choć nie zawsze były to wydarzenia zwycięskie, choćby mecz 1/32 Pucharu Polski futsalu.
Pierwszy raz wybrałem się w tym sezonie na mecz naszej II-ligowej drużyny futsalu. Był to mecz pucharu Polski, w którym KP Wooden Villa Września podejmował Futsal Szczecin, drużynę grającą piętro wyżej, czyli w I lidze futbolu w halowym wydaniu. Ho ho ho, kiedyś to były czasy dla futsalu we Wrześni – setki osób grających w 3. ligach, kolejne setki na trybunach, zdecydowanie była to jedna z najbardziej atrakcyjnych dyscyplin sportowych, która „rozsiadła się” w naszym mieście niczym jakiś książę na tronie. To były czasy, kiedy futsal mocno konkurował o kibiców z siatkówką i tradycyjnym futbolem. Od tamtych lat wiele się jednak zmieniło. Mimo że została jedna liga WTPN, a i na trybunach niewiele już osób, to mecz ze Szczecinem pokazał, że KP nadal ciągnie ten wózek i ciągnie naprawdę dobrze, mocno i w dobrą stronę. Działacze futbolu halowego skupieni wokół pasjonata tej formy aktywnego spędzania czasu, czyli Dominika Cichońskiego, stworzyli całkiem niezły zespół, który na co dzień rywalizuje w II lidze futsalu, a od święta gra w Pucharze Polski.
Tym razem sporo osób przybyło do hali sportowej przy ul Słowackiego, by zobaczyć rywalizację wrześnian ze Szczecinem, by pokibicować domownikom i być może być świadkiem niespodzianki, czyli awansu wrześnian do 1/16 rozgrywek Pucharu Polski w futsalu. Drużyna gości przyjechała w niezbyt imponującym składzie, bo z 7. graczami z pola i 2. bramkarzami. Jeśli chodzi o liczebność kadry, to KP pobił gości na głowę. I już przed meczem kibice po cichutku komentowali: Szczecin postawił na jakość, nasi na ilość. I pierwsze minuty zdawały się tę tezę potwierdzać. Goście lepiej, spokojniej operowali piłką i stwarzali sobie groźniejsze sytuacje. W 7. minucie gospodarze stracili gola w dość kuriozalnych okolicznościach, w totalnym zamieszaniu pod swoją bramką, gdy jeden z zawodników chciał wybić piłkę, ale trafił chyba stopą w słupek, a rywal skrzętnie to wykorzystał i wepchnął piłkę do siatki. Naprawdę dziwna sytuacja i zdecydowanie złożyłem ją na karb braku koncentracji, wyraźnego zdenerwowania, w jakie wpadli wrześnianie w tym fragmencie meczu. Jeszcze dziwniejsze, ale bardzo pozytywne było to, że gospodarze się nie poddali, ba, jakby otrząsnęli się z tej przewagi gości i po stracie bramki zaczęli atakować, grać jak równy z równym. Dosłownie minutę potem znakomitą akcją popisał się Artur Giżewski. Na pełnym biegu wyprowadził piłkę z własnej połowy, wpadł w strefę obrony gości, zagrał do boku, do Filipa Janiszewskiego, ten odegrał mu „klepę” i Artur pasówką posłał piłkę do pustej bramki. Znakomita, szybka akcja, burza braw na trybunach, a na tablicy wynik 1:1. Od tego momentu mecz był naprawdę bardzo emocjonujący i bardzo wyrównany. Goście znów objęli prowadzenie, ale w drugiej części tego spotkania do wyrównania doprowadził Filip Janiszewski i po regulaminowych 40 minutach był remis 2:2. Kibice oglądali więc dogrywkę, w której emocje były jeszcze większe, a to za sprawą gospodarzy, którzy najpierw, w bardzo krótkim odstępie czasu, bodajże w 1. i w 2. minucie dogrywki, zdobyli dwie bramki za sprawą swoich najlepszych tego popołudnia piłkarzy, czyli Artura Giżewskiego i Filipa Janiszewskiego. Najpierw Filip wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem Szczecina (znakomite podanie, ciasteczko Igora Zielińskiego), a dosłownie kilkadziesiąt sekund potem Artur wykorzystał rzut karny i KP Wooden Villa Września prowadził 4:2
Wydawało się, że KP da radę, że pokona bardziej utytułowanych, grających ligę wyżej rywali. Do szczęścia zabrakło jednak kilku minut. Dziwne to doprawdy, gdyż KP miał w swych szeregach doświadczonego gracza, Bartłomieja Figasa, który kierował obroną zespołu przez kilkadziesiąt minut całkiem poprawnie, ale pod koniec spotkania coś się po sypało, coś pękło i gospodarze stracili dwie bramki. Pierwszą po błędzie wspomnianego Bartłomieja Figasa i zagraniu piłki na wślizgu pod nogi rywala i drugą po uderzeniu z dystansu, po którym piłka znalazła miejsce pod poprzeczką bramki gospodarzy. Był remis 4:4 i szansa na niespodziankę, na awans oddaliła się, bo trzeba było egzekwować rzuty karne, a to, jak kibice futbolu z pewnością wiedzą, zawsze jest pewnego rodzaju sztuką, loterią, sprawą trudną, bo wymagającą nie tylko umiejętności strzelania, ale przede wszystkim umiejętności opanowania nerwów, umiejętności właściwej koncentracji.
Zaczęli gospodarze, pierwszy trafił Szymon Lewandowski. Goście wyrównali na 1:1. Jako drugi trafił Jakub Michalak, ale goście znów wyrównali i było 2:2. W tym momencie Szczecin zdecydował się na wymianę bramkarza. Dużego, masywnego zmienił mniejszy, sprawniejszy i kto wie, być może ten ruch miał, jak się potem okazało, decydujące dla losów tego spotkania znaczenie.
Jako trzeci rzut karny w ekipie gospodarzy wykonywał Bartłomiej Figas. Niestety, strzelił wprost w bramkarza, goście swoją szanse wykorzystali i prowadzili 3:2. W następnej kolejce nie trafił Mikołaj Plichta, goście strzelili – było 4:2 i po meczu. Awans do kolejnej rundy wywalczył Futsal Szczecin. Wrześnianie po bardzo dobrym, emocjonującym spotkaniu, w którym nie byli zespołem gorszym od pierwszoligowca, odpadli z dalszych gier w Pucharze Polski.
Tak, jak pisałem wyżej, to była moja pierwsza przygoda z futsalem w tym sezonie. Trafiłem na dobry, wyrównany mecz, w którym wszystko mogło się zdarzyć i który mógł też zakończyć się zwycięstwem gospodarzy. Tak się jednak nie stało i moim zdaniem nie zaważyły na tym egzekwowane rzuty karne. Uważam, że decydujące były ostanie minuty dogrywki, kiedy to jakby wrześnianom albo zabrakło nieco sił, albo obrali złą taktykę. Odniosłem wrażenie, że się wycofali, że prowadząc 4:2 próbowali przetrwać zacieśniając szyki obronne, by nie dopuścić gości do szybkich ataków, zmusić ich, by grali długo po obwodzie, by tracili czas, który im uciekał. Niestety, ten pomysł nie przyniósł sukcesu, choć było naprawdę bardzo blisko. Wygrana z Futsalem Szczecin nie tylko dałaby awans do 1/16 rozgrywek Pucharu Polski. Pokazała by też, że KP Wooden Villa Września może rywalizować z silniejszymi, pierwszoligowymi ekipami, a to przecież zawsze jest początkiem walki o coś lepszego, o marzenia, o rywalizację, w tym przypadku, na poziomie I ligi. Ja tego ambitnej drużynie z Wrześni bardzo życzę, choć droga ku temu ani nie jest łatwa, ani krótka, bo w oczy rzuca się nierówność kadrowa tej drużyny. Z jednej strony znakomita „czwórka”, w której pierwsze skrzypce grają Artur Giżewski, Igor Zieliński i Filip Janiszewski, na której opierała się całkowicie gra ofensywna, z drugiej strony inne „czwórki”, które tej potrzebnej jakości w tym meczu nie dawały – np „czwórka Bartłomieja Figasa” (nazwijmy to tak umownie) – zawsze dobrze, ambitnie w obronie, ale zupełnie „bezzębna”, bezproduktywna w ataku. I ta dysproporcja była wyraźnie widoczna. Myślę, że widzi to też trener tej drużyny i będzie potrafił wyciągnąć wnioski.
Mecz na dobrym poziomie, emocje niesamowite do ostatniego karnego, widowisko, jakiego dawno kibice futsalu we Wrześni nie widzieli – i za to ogromne słowa uznania. Do pełni szczęścia zabrakło awansu. Ale myślę sobie, że ten mecz, mimo że przegrany, da drużynie KP Wooden Villa pozytywnego „kopa”, da wiarę i nadzieję na to, że można rywalizować z lepszymi, że można marzyć o grze na wyższym poziomie. A wszystko co dobre, i co w życiu ważne, zaczyna się przecież od marzeń.
Cieszę się, że mogłem zobaczyć ten mecz, cieszy, że futsal we Wrześni żyje i ma się całkiem dobrze. Mimo porażki gratuluję całemu zespołowi, działaczom klubu – dobra robota Panowie, tak trzymać!