Obiecuję – Victoria będzie coraz lepsza!
To pierwszy taki tekst na łamach mojego bloga z cyklu: Rozmowa z… Dzisiaj rozmowa z trenerem Victorii Września, Pawłem Lisieckim, trenerem, z którym nowy zarząd klubu wiąże ogromne nadzieje. Proponuję kawę i zapraszam serdecznie do lektury, bo… uwierzcie mi drodzy Czytelnicy, kibice naszego lokalnego futbolu i nie tylko – naprawdę warto!
Paweł, za tobą 6 miesięcy pracy z pierwszym zespołem Victorii. Wróćmy na chwilę do czerwca, do momentu ogłoszenia przez zarząd decyzji o zmianie trenera. Czym dla Ciebie była informacja o tym, że to ty będziesz prowadził zespół w sezonie 2022/2023?
Dla mnie to było ogromne wyróżnienie, bo zawsze chciałem być trenerem w seniorach. Już idąc na specjalizacje trenerskie określaliśmy się: czy chcielibyśmy pracować z młodzieżą, czy bardziej być trenerem drużyny seniorów? Ja otwarcie, od samego początku deklarowałem, że „idę w piłkę seniorską”. Dzisiaj wiem jednak, że bez przygotowania, bez pracy w piłce młodzieżowej, bez złapania tej ogłady boiskowo-szatniowej, byłoby mi dużo trudniej. Praca z młodzieżą to było dobre przetarcie przed wejściem do piłki seniorskiej. Z tego okresu cenię sobie przede wszystkim odprawy, możliwość rozmów z młodymi piłkarzami. Potem, gdy podejmowałem pracę z seniorami, miałem już lżej. Wiadomo, gdy wchodziłem po raz pierwszy do szatni pierwszej drużyny w roli ich trenera, miałem obawy: jak zostanę przyjęty, ale myślę sobie dzisiaj, że dobrze przygotowałem się do tej roli.
A jak przyjęła cię szatnia?
Dobrze mnie przyjęli. Początkowo nie było jeszcze między mną, a starszymi zawodnikami potrzebnego dystansu, bariery, która daje komfort pracy. Niektórzy, szczególnie starsi zawodnicy, mieli problem z odezwaniem się do mnie: trenerze, czy panie trenerze. Jednak szybko wszystko wróciło do właściwego stanu, zawodnicy zachowywali się właściwie. Podczas treningów i meczów byłem dla nich trenerem, a w czasie wolnym od tych zajęć byłem i jestem z wieloma z nich po imieniu. W szatni, w klubie, wszystko jest odpowiednio poukładane i mamy wobec siebie wzajemny szacunek. Bez tego szacunku trudno byłoby nam współpracować.
A czy kiedykolwiek na początku przeszła ci przez głowę myśl: czy dam radę?, jak to wszystko poukładać, by zbudować coś pozytywnego, wartościowego, pograć w górze tabeli, zyskać szacunek kibiców itd, itd…?
Początek mojej pracy to ogromne emocje, bardzo to wszystko przeżywałem, bałem się, czy to, co sobie zakładam, planuję, czy to wszystko mi wypali? Miałem ogromne obawy, że coś nie ruszy, że będzie źle, bo przecież pierwszych 7 meczów to było poważne, ciężkie wyzwanie. I gdyby mi się nie powiodło, wszyscy by powiedzieli: on się nie nadaje! Na szczęście początek był wymarzony, dwa remisy z Lipnem, Kotwicą i wygrana w Czarnkowie. Dopiero potem przyszło lekkie załamanie.
To prawda, Paweł, zaczęło się bardzo dobrze. Nadzieje i oczekiwania zostały rozbudzone, ale potem, cóż… zostały nieco przygaszone.
Tak, powód jest jeden, najważniejszy. Nasz napastnik, Orlande Kpasse, w 3. kolejce, w meczu z Notecią w Czarnkowie, złapał poważną kontuzję. Do końca rundy graliśmy bez prawdziwej „9”, bez snajpera, który dałby nam ok. 10 goli w rundzie. Ta kontuzja spowodowała, że cały nasz plan na grę legł w gruzach, musieliśmy szukać innych rozwiązań. Podejrzewam, że z Orlande bylibyśmy dzisiaj w czołówce tabeli i bilibyśmy się o pierwsza trójkę. Szczególnie w tych meczach, które zremisowaliśmy, widać było, że nie potrafimy postawić kropki nad „i”, że umiemy stwarzać sytuacje bramkowe, ale, niestety, nie potrafimy ich wykorzystywać. Żal takich meczów jak ten w Międzychodzie, gdzie strzeliliśmy 3 gole i zremisowaliśmy i żal bardzo ostatniego meczu w Stęszewie, gdzie znów strzeliliśmy 3 gole i przegraliśmy mecz. Cóż, w tych spotkaniach i oczywiście w starciu z Nielbą zawiodła gra w defensywie. To były 3 mecze, 3 na 18. Gdyby wyciąć te 3 mecze, to mielibyśmy najlepszą defensywę w lidze. Niestety, takie mecze nam się przydarzyły. A proszę spojrzeć, jeśli chodzi o skład, to w defensywie niewiele się zmieniło. Kruszyński był, Marecki był, Kwaśny był, doszedł tylko Danylo, a odszedł Kwiatkowski. Danylo to inny niż Kwiatkowski profil zawodnika: to warunki fizyczne, gra głową, zarządzanie defensywą, rozegranie od tyłu. Dzięki niemu zawodnicy nabrali pewności w swojej grze.
Zostańmy jeszcze chwilkę przy tym małym kryzysie i bodajże 5. remisach z rzędu. Co nie zagrało i jak teraz na tę serię patrzysz?
Przed każdym meczem analizujemy przeciwnika, jego grę, słabe i mocne strony. Pod konkretnego przeciwnika ustalam mikrocykl treningowy, przerabiamy z zespołem określone zagrania, przymierzam się do składu. Ktoś czasem może zastanawiać się dlaczego po zwycięstwie zmieniam ustawienie, dokonuję roszad w składzie. Te decyzje wynikają z potrzeby grania przeciwko określonym rywalom. Tego wyboru dokonuję zawsze w tygodniu przed meczem. Na szczęście mam szeroką kadrę, ale też bardzo młodą kadrę i moim zdaniem, w tych meczach zabrakło właśnie doświadczenia. Jestem akurat po gruntownej analizie naszych meczów, którą przygotowałem na spotkanie zarządu klubu ze sponsorami i proszę sobie wyobrazić, że mamy chyba najmłodszą kadrę w lidze. Przeciętna wieku naszego zespołu to 22,1 lat. Najstarszym zawodnikiem jest Tobiasz Nowicki, który ma 32 lata, potem Jakub Groszkowski 29 lat, dalej Szymon Krawczyński 28 lat, ze dwóch piłkarzy w wieku 25 lat, a potem to już sama młodzież poniżej 22 lat. Tak, zabrakło nam doświadczenia. Jeżeli ten zespół go nabierze, jeżeli ten zespół nadal będzie grał w tym składzie, ewentualnie z małymi korektami, a nie wielkimi zmianami, jeżeli wróci Orlande, jeżeli zostanie wzmocniony snajperem, który daje kilkanaście goli w sezonie, to ten młody zespół będzie coraz silniejszy, coraz lepszy i będzie bił się o awans.
Zgadzam się, mamy niezwykle młodą, zdolną, szeroką i perspektywiczną kadrę, która z miesiąca na miesiąc będzie grała lepiej, jestem o tym absolutnie przekonany. Cieszy również to, że ta kadra oparta jest o Victorię, że mamy w niej tak wielu naszych piłkarzy.
To prawda, to też bardzo cieszy, bo mamy w kadrze bardzo wielu naszych wychowanków, a piłkarze, którzy dochodzą do nas są młodzi, niezwykle zdolni i z okolic Wrześni. Ja już przeżywałem sytuacje, kiedy klub przeżywał trudne chwile, pieniądze się kończyły, „armia zaciężna” odchodziła i nagle nie miał kto grać, bo wychowanków nie było. Takiej sytuacji nie będzie we Wrześni. Victoria będzie o parta o swoich wychowanków i młodych, zdolnych piłkarzy z okolic, a wzmocniona jednym, czy dwoma piłkarzami z zewnątrz. Nawet gdy oni odejdą, to trzon drużyny pozostanie bez zmian. Przed tym zespołem jest przyszłość, bo jest młody, zdolny i ma niesamowity potencjał.
Zgoda, powiem więcej, wszyscy kibice, z którymi rozmawiam są bardzo pozytywnie nastawieni do tego zespołu, do tego, co się dzieje w klubie i właśnie z tego powodu, że Victoria jest młoda i perspektywiczna – wszystko przed nią. Kibice wierzą, że za rok, czy dwa Września będzie znów walczyła o awans do III ligi. Czy ty też odczuwasz te dobre fluidy kibiców, dobrą atmosferę w klubie i wokół klubu?
Tak, zdecydowanie. Powiem tak, jeżeli nasz zespół gra dobrze, jest praktycznie w każdym meczu stroną przeważającą, ma częściej piłkę przy nodze, stwarza sytuacje bramkowe, gra do przodu, to kibicom się to bardzo podoba. Wtedy, nawet gdy tak dobrze grająca Victoria zremisuje, bądź zdarzy się jej porażka, to kibice jej wybaczą. Dlatego chcemy grać ładny dla oka futbol, chcemy mało bramek tracić, a dużo strzelać, chcemy, by nasz otwarty, ofensywny futbol podobał się kibicom. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli nie będziemy osiągać dobrych wyników i zarząd będzie niezadowolony z postawy zespołu, ja mogę stracić pracę. Mam jednak nadzieję, że szybko do tego nie dojdzie! Powtarzam jednak uparcie – najpierw musimy ten zespół skonsolidować, zbudować mu solidne fundamenty, zgrać go, by nabrał doświadczenia, uzupełnić o snajpera, a wtedy będę spokojny o przyszłość tej drużyny. Z drugiej strony, gdy patrzę na mój zespół, mam duże obawy, niepokoję się.
Jakież to obawy? Co cię tak bardzo niepokoi?
Boję się, że drużyny silniejsze od nas sportowo, np. te grające w III lidze i wyżej, że drużyny silniejsze od nas finansowo, grające nawet w czołówce IV ligi, zechcą naszą Victorię „rozebrać”. Mamy wielu młodych, niezwykle utalentowanych piłkarzy, którzy już dzisiaj wzbudzają zainteresowanie i boję się, że pewnego dnia ci najlepsi zechcą sprawdzić się na wyższym poziomie, zechcą grać w lepszych klubach i nie ukrywam, tej chwili się obawiam. Jest sposób, by temu zapobiec. Z jednej strony mądra polityka zarządu klubu, a z drugiej gra na wysokim poziomie, gra w czołówce, gra o awans do III ligi. Wspólny cel zjednoczy wszystkich – działaczy, kibiców, piłkarzy. Wtedy, jestem o tym przekonany, nikt nie będzie chciał odejść. Każdy będzie chciał być częścią drużyny walczącej o upragniony cel. Słaba postawa, gra w środku tabeli, czy w jej dolnych rejonach, będzie porażką tej drużyny i będzie miała charakter destrukcyjny. Wierzę jednak, że tak się nie stanie. Wierzę w to, że będziemy się bić o czołowe miejsca i ta drużyna nie zostanie „rozebrana”.
No to przejdźmy teraz bardziej na rodzinne łono. Jak odreagowujesz stresy związane z futbolem? Czy szukasz ukojenia w rodzinie, domowych pieleszach, czy może odcinasz się od ludzi i przeżywasz sukcesy i porażki w odosobnieniu, samotnie?
Wygląda to bardzo różnie, często zależy to od tego, czy odnieśliśmy zwycięstwo, czy dotknęła nas porażka. Po przegranym meczu wracam do domu i analizuję spotkanie. Często żona coś mówi do mnie, a ja kompletnie nie reaguję. Na drugi dzień po meczu staram się go raz jeszcze obejrzeć, by na spotkaniu z piłkarzami być przygotowanym na analizę, by wiedzieć na co zwrócić uwagę, co poprawić, co zrobić lepiej, by w kolejnym meczu uniknąć błędów. Po zwycięstwie, wiadomo, uśmiech na twarzy, radosny nastrój, czasem wychodzimy z rodziną do znajomych, czasem z dziećmi się pobawię. Wtedy jest wesoło i radośnie. Na samym początku mojej pracy porażki przeżywałem bardzo mocno, dzisiaj już potrafię te negatywne emocje wyciszyć, zapanować nad nimi – mam do nich już większy dystans. A rodzina? Cóż, jest bardzo ważna. Przeważnie zawsze jest na meczach. Mama z tatą, wiadomo, wierni kibice od lat. Moje dzieci wyprowadzają zawodników, żona nad nimi czuwa, a potem zabiera je na plac zabaw. W domu często rozmawiamy o tym jak przebiegał mecz, jakie noszę emocje w sobie. Ja jestem introwertykiem, wszystko co złe i dobre generalnie duszę w sobie i przeżywam to na swój sposób. Czasem rozmawiam z ojcem o tym, jak gra Victorii wyglądała z trybun. Czasami o postawie drużyny rozmawiam też z kolegami, trenerami grup młodzieżowych w naszym klubie. Ostatnio bylem też na konferencji trenerów i kilku z nich podeszło do mnie i pogratulowało mi tego, w jaki sposób gra Victoria. W środowisku wiedzą już, że Victoria gra fajny, ofensywny futbol, że potrafi utrzymać się przy piłce i często prowadzimy grę. To było bardzo miłe, bo te pozytywne opinie świadczą o tym, że idziemy w dobrym kierunku.
Za tobą pół roku pracy w poważnym, seniorskim futbolu. Co w tym zawodzie było, bądź nadal jest dla ciebie najtrudniejsze?
To trudne pytanie. Myślę, że najtrudniejsze jest zarządzanie szatnią. A w Victorii jest to trudne do kwadratu. Dlaczego? Otóż kadra Victorii jest bardzo liczna i wyrównana, liczy ok. 25 piłkarzy, na murawie może ich być tylko 11. Każdy chce grać. Trzeba to wszystko pogodzić mając na uwadze cel nadrzędny, czyli dobro zespołu i klubu. Nie jest to łatwe. Ja staram się z zawodnikami, którzy mniej grają, którzy siedzą na ławce, czy na trybunach, często rozmawiać. U mnie tak już jest, że jeżeli zawodnik słabiej wygląda na treningach, to musi usiąść. Wtedy jego miejsce zajmuje ten, który wyglądał lepiej, starał się, widać było, że chce grać. Biorąc pod uwagę jesień – wszyscy grali. Oczywiście jedni więcej, inni mniej, ale grali wszyscy, bo dla mnie każdy piłkarz jest ważny i każdy musi czuć się potrzebny. Bo gdy tak nie jest, cóż, wtedy zawodnik chce z drużyny odejść.
Czy jesienią przyszedł do ciebie piłkarz i powiedział: trenerze, nie jestem zadowolony ze swojej pozycji, chciałbym grać, a nie otrzymuję szans i dlatego chciałbym odejść.
Nie, jak dotąd nie miałem takiej sytuacji. Wszyscy, z którymi rozmawiałem 9 stycznia rozpoczynają okres przygotowawczy. Wiadomo, będą 2-3 zmiany, rozmawiamy o tym z zarządem, i zawodnicy, których te zmiany dotyczą już o nich wiedzą. To są zmiany kosmetyczne i żadnej rewolucji nie będzie. Reasumując, zarządzanie szatnią jest w tym zawodzie najtrudniejsze, bo praktycznie w każdej sytuacji można popełnić błąd: a to jakaś nieprzemyślana, zła decyzja, a to głupia, niepotrzebna wypowiedź, a to niewłaściwy żart – nigdy nie wiesz co będzie konsekwencją takich sytuacji, bo możesz kogoś urazić, albo może zdarzyć się coś nieprzewidzianego. Jeśli nie będzie wyników szatnia też nie pójdzie za trenerem, to jest bardzo ważne i chyba najtrudniejsze!
No to wracajmy do teraźniejszości. Czym są dla Ciebie Święta Bożego Narodzenia?
To taki magiczny czas, kiedy po całorocznej pracy, mogę chwilkę wyhamować, odpocząć, poświęcić czas rodzinie, która ma mnie na co dzień zdecydowanie za mało. Kiedyś, pracując w klubie z młodzieżą, spędzałem z innymi dziećmi więcej czasu, jak ze swoimi. Bo przecież wracałem często do domu wieczorem, żona kąpała już dzieci, które chwilę potem szły spać. W święta, nie w pełnym wymiarze, ale choć w części mogę te zaległości nadrobić. I ja to robię, święta spędzam w gronie osób mi najbliższych. Wigilię mamy podzieloną, spędzamy ją najpierw u jednych, a potem u drugich rodziców. W pierwszy i drugi dzień świąt staramy się wyjechać do znajomych, spotkać się z przyjaciółmi, albo przyjąć rodzinę u siebie. Powiem tak, harmonogram tegorocznych świąt zna dokładnie moja żona. Po wielu miesiącach pracy, stresu, emocji takie wolne dni są bardzo potrzebne. Wtedy, razem z całą rodziną, po prostu odpoczywamy.
I nie myślisz wcale o klubie, o drużynie, piłkarzach?
Staram się nie myśleć, choć nie jest to łatwe. Każdy piłkarz otrzymał rozpiskę treningów, które ma zrobić do 9 stycznia. Po zakończeniu rundy jesiennej piłkarze mieli 2 tygodnie wolnego, pełne wakacje – wszystko po to, by odpoczęli od piłki, ale od 16 grudnia już indywidualnie trenują. W styczniu będę wiedział, czy wykonali moje zalecenia. Oczywiście piłkarz zawsze może oszukać trenera, nie trenować, zapuścić się, minąć się z wagą, ale tak naprawdę oszuka wtedy nie mnie, a tylko siebie.
Co trener Paweł Lisiecki chciałby dostać od gwiazdora? Myślę o prezencie związanym z klubem, z drużyną.
O, właśnie. o tym sobie ostatnio myślałem. Jeśli chodzi o zespół, to mam takie marzenia, by skończyć sezon w pierwszej piątce. Jeśli udało by się skończyć w pierwszej trójce, to byłby dopiero sukces i taki prezent mógłby Gwiazdor mi przynieść. By tak się stało musimy wiosnę dobrze rozpocząć. Na start mamy Kotwicę w Kórniku i Noteć Czarnków we Wrześni.
Mam nadzieję, że Gwiazdor czyta i pod choinką znajdziesz talon na minimum 4.-5. miejsce.
No i rzecz ważna, chciałbym, by do tego talonu Gwiazdor dorzucił jeszcze dobry, ofensywny styl gry. Dla mnie to jest bardzo ważne. Jeśli już mówimy o prezentach gwiazdkowych, to chciałbym, by moja drużyna grała w tyłach tak, jak wymaga tego trener Simeone, a w przodzie jak pragnie Guardiola, albo Klopp. Chciałbym też, by tak jak w dawnych czasach, kiedy ja wchodziłem do zespołu, którym kierował Jacek Krzyżkowiak, a w bramce stał Robert Raszewski, na mecze Victorii zaczęli przychodzili tłumnie kibice. Wiem, że czasy inne, że nie było wtedy komputerów i zdecydowanie mniej atrakcji, ale myślę, że i dzisiaj, gdy przyjdą sukcesy i Victoria będzie grała ładnie, to kibice wrócą na stadion.
Gwiazdor musi pamiętać też o snajperze. Ten jest potrzebny na już! Moim zdaniem przydałby się też jeden silny, dobrze grający obrońca.
No tak, choć patrząc dzisiaj na naszą defensywę jest bardzo solidna, ale brakuje szerokości składu. Musimy mieć bowiem świadomość, że taki Danylo może u nas długo nie pograć, że mogą go zwerbować silniejsze kluby, o czym wcześniej już wspominałem. Podobna sytuacja z Jakubem Kwaśnym. Już jest na radarach lepszych zespołów. Dlatego zgoda, musimy mieć jeszcze jednego, solidnego obrońcę.
Paweł, nie ma co ukrywać, 9 stycznia, na pierwszym treningu w nowym roku, pojawi się 30., a może i więcej piłkarzy: cała obecna kadra, a ponadto snajper i obrońca od Gwiazdora, powracający do zdrowia Orlando Kpasse, Dawid Szymański, Hubert Szaufer, zawodnicy, którzy byli na wypożyczeniu, czyli Mikołaj Kistowski, czy Patryk Wasela. A wiem też o planowanym jeszcze jednym, bardzo, ale to bardzo interesującym wzmocnieniu w ofensywie (o zmianach w kadrze Victorii już za tydzień w rozmowie z prezesem klubu, Mateuszem Kulińskim). Ho, ho, ho, będziesz miał prawdziwe kłopoty bogactwa.
To prawda, to sytuacja bez precedensu w ostatnich latach dla Victorii i bardzo mnie to cieszy. Oczywiście wiele zależy od możliwości klubu, ale będę chciał zachować kadrę na poziomie 25 zawodników. Już wiemy, że znów dojdzie do kilku roszad, że będą piłkarze, którzy pójdą na wypożyczenia, ale 9 stycznia wszyscy będą w tej samej sytuacji. Wszyscy dostaną szansę pokazania się w sparingach. Każdy z piłkarzy będzie miał okazję przekonać mnie do swojej gry. To dla mnie ważny czas, bym przyglądając się młodym piłkarzom nie popełnił błędu, bo czasem jest tak, że z kogoś rezygnujemy, oddajemy na wypożyczenie, a ten młody piłkarz nagle wystrzeli ponad poziomy. Tego chciałbym uniknąć. Wiem jedno, nadchodzący czas, to będzie bardzo ciekawy okres przygotowawczy.
Pomalutku zbliżamy się do końca naszej świątecznej rozmowy, za którą bardzo ci dziękuję. Cieszę się, że znalazłeś czas dla Czytelników mojego bloga. Czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć kibicom Victorii z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia?
Chciałbym wszystkim kibicom Victorii Września życzyć zdrowych, radosnych i spokojnych Świat oraz pomyślności w nadchodzącym Nowym Roku 2023.
Paweł, bardzo dziękuję za rozmowę i cóż…Powodzenia!