Piłka nożnaVictoria Września

Tylko remisując daleko nie zajedziemy

Niestety, kolejny mecz i kolejny remis Victorii. To był czwarty z rzędu pojedynek piłkarzy z Kosynierów zakończony podziałem punktów. Tym razem nasz zespół bezbramkowo zremisował z Mieszkiem Gniezno. O ile trudno być zadowolonym z wyniku, to nie można mieć zastrzeżeń do postawy drużyny.

Nie widziałem meczu z trybun stadionu. Obejrzałem go w „telewizji”, dzięki transmisji prowadzonej przez WZPN i obejrzałem wiele fragmentów tego pojedynku po wielokroć. Mam więc całkiem niezły jego ogląd.
Cóż, z pewnością był to najtrudniejszy z rywali, z którymi Victoria ostatnio remisowała i to z kilku powodów. Mieszko to bardzo silny fizycznie zespół, grający na pograniczu faulu, o przepraszam, zdecydowanie już w strefie faulu, zespół dobrze się broniący i potrafiący szybko przejść do bardzo groźnych kontr. A mimo to na tle tak wymagającego przeciwnika Victoria zaprezentowała się naprawdę z dobrej strony. Od pierwszych minut nasi piłkarze kontrolowali ten mecz, grali szybciej od rywali, w sposób bardziej urozmaicony, często na jeden kontakt i to pozwalało im organizować ładne, składne ataki obu skrzydłami, gdzie szarżowali Wolniewicz i Majer. Niestety, wszystkie te próby były bez pardonu, często bardzo brutalnie przerywane przez rywali. Trener Mieszka, Przemysław Urbaniak, to doświadczony już szkoleniowiec. Doskonale się orientuje jak gra Victoria, że drużyna nie ma wybitnych warunków fizycznych, że preferuje futbol oparty przede wszystkim na technice, na szybkim, dokładnym rozegraniu, na akcjach skrzydłami, że ma w środku pola Jakuba Groszkowskiego „na kierownicy” i za nim Filipa Brzostowskiego, że często akcje napędza Sarnowski, a szybki Górecki potrafi wygrać pojedynek z obrońcami i że nie radzi sobie z fizycznością, brutalnością przeciwników. No i trener Urbaniak zastosował prosty, ale jakże skuteczny sposób gry przeciwko ekipie z Kosynierów: piłka może przejść – zawodnik nigdy!

I przez cały mecz widzieliśmy dziesiątki fauli piłkarzy Mieszka, których piłka jakby zupełnie nie interesowała. Widzieliśmy faule lekkie, cwaniackie, taktyczne, ale widzieliśmy też brzydkie, brutalne, wślizgi na wyprostowanych nogach, czy prosto w kości podskakujących gospodarzy, a także bezpardonowe skoki na kark, plecy, czy głowy naszych piłkarzy. Muszę przyznać, że dawno nie widziałem tak ostro grającej drużyny na poziomie 4. ligi, a widziałem już wiele. Śmiem twierdzić, że w tym meczu Mieszko przebił grającą niegdyś podobny „futbol”, Pogoń Nowe Skalmierzyce. Ale co najgorsze, najbardziej przykre, taka brutalna gra Mieszka przyniosła, niestety, ofiary, bo przynieść musiała. Gnieźnianie „skasowali” Jakuba Groszkowskiego, Arkadiusza Wolniewicza, Filipa Brzostowskiego. Poobijani i pokopani niemiłosiernie byli Majer, Górecki i Sarnowski. Victoria kończyła ten mecz bardzo osłabiona i nie wiadomo w jakim zestawieniu przystąpi do kolejnego pojedynku. Mieszko cel osiągnął, nie przegrał meczu, w którym był słabszy. Powie ktoś, cóż, cel uświęca środki. I będzie to prawda, ale niesmak i to duży pozostał.
Rozpisałem się o sposobie Mieszka na Victorię, sposobie bardzo skutecznym, ale uczyniłem to tylko dlatego, że sposób ten niewiele miał wspólnego z grą w piłkę nożną i po prostu mi się nie podobał. Wiem, że doświadczony zespół z Gniezna potrafi grać inaczej, co zresztą nie raz i nie dwa udowodnił. Szkoda, że we Wrześni nie pokazał futbolu „na TAK”, a zadowolił się siłowym rozwiązaniem.
Insza inszość to arbiter meczu, który drużynie z Gniezna na takie granie pozwalał. Owszem odgwizdywał faule, ale nie karał piłkarzy indywidualnie, co ci skrzętnie wykorzystywali. W całym meczu popełnili kilkadziesiąt przewinień, a obejrzeli bodajże 3 bądź 4 żółte kartki. Nie można oprzeć się wrażeniu, że sędzia był dla nich bardzo wyrozumiały.
A teraz słowo o naszej drużynie. Mimo remisu postawa Victorii na tle Mieszka bardzo mi się podobała i tylko żal, że „główka” Filipa Brzostowskiego o centymetry minęła słupek bramki rywali, że Mateusz Majer nie wykorzystał sytuacji sam na sam po najładniejszej akcji meczu. Taką Victorię lubię oglądać, kiedy gra ładny, ofensywny futbol, kiedy zmusza rywali do obrony, kiedy napędza swoje akcje skrzydłami, kiedy gra „klepę” i stwarza sytuacje bramkowe. Muszę też pochwalić naszą drużynę za zero w tyłach. A nie było to zadanie łatwe, bo przecież Mieszka ma piłkarzy, którzy nie tylko potrafią huknąć z dystansu, ale potrafią wygrać pojedynek powietrzny i trafiać po dośrodkowaniach z rzutów wolnych i rożnych. Tym razem nasza formacja obronna i bramkarz spisali się na medal.
Nie da się od tego uciec – na usta aż ciśnie się pytanie: i jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Jest źle, bo Victoria nie gra na najwyższym poziomie i z pełnym zaangażowaniem każdego meczu (ostatnio z LKS Gołuchów). Jest źle, bo Victoria nie strzela ważnych bramek w ważnych momentach meczu i co najważniejsze – jest tak źle, bo Victoria jakby zapomniała wygrywać. Nie potrafi wygrywać meczów, które wygrać powinna, w których ma przewagę, w których często prowadzi. I ta sytuacja musi martwić i to bardzo.
Victoria w bieżącym sezonie w 14. meczach 4 razy wygrała, 3 razy przegrała i zanotowała 7 remisów! 🙁 Ze wszystkich drużyn 4. ligi tylko Kotwica Kórnik ma ich więcej, bo 9. Victoria zdobyła 19 punktów, co daje 1,36 punktu na mecz. Nie ma co ukrywać, samymi remisami nie ujedziemy daleko, znaczy się wysoko w tabeli. Ta kadra, którą dysponuje Paweł Lisiecki powinna być znacznie wyżej w hierarchii niż jest obecnie, i to znacznie wyżej, bo ma potencjał, którego, moim zdaniem i z niezrozumiałych dla mnie powodów, nie potrafi wykorzystać.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia