Piłka nożnaVictoria Września

Miecz Damoklesa wisi nad Victorią

Niespodzianki nie było. Victoria uległa Huraganowi Pobiedziska 0:2 i znalazła się tuż nad strefą spadkową, nad którą ma już tylko 2 punkty przewagi. Nad klubem, niczym miecz Damoklesa, wisi plaga kłopotów i dlatego wiosna, o czym pisałem wiele razy, może być dla naszego zespołu dramatycznym bojem o pozostanie w IV lidze.

Długo nosiłem się z myślami po tym spotkaniu. Nie chciałem bowiem eskalować niepotrzebnych emocji, a spokojnie przeanalizować jego przebieg i spróbować znaleźć jakieś pozytywne jego aspekty. Dzisiaj spróbuję podzielić się z Państwem swoimi przemyśleniami. Jeszcze przed meczem wiadomo było, że Victoria do faworytów tej potyczki należeć nie będzie. W zderzeniu z dobrze zorganizowaną, wybieganą, walczącą na całym boisku ekipą z Pobiedzisk obawy te, niestety, ale się potwierdziły. Dzisiaj już widać, że ogromne problemy kadrowe, z którymi zmaga się Victoria, sprawiają, że zdobycie każdego punktu w IV lidze będzie graniczyło z prawdziwym wyczynem.
Nie chcę już wracać do poziomu gry w obronie, do kolejnych osłabień (Oczkowski, Szaufer, Jankowski – o innych, którzy odeszli nie wspominam, bo nie byli wartością dodaną, nie podnosili jakości zespołu). Nie chcę oceniać „wzmocnień” w liniach defensywnych, bo te okazały się bardzo mgliste. Na tyle mgliste, że trenerzy uznali, iż jeden z pozyskanych obrońców, mam na myśli Kaczmarka, usiądzie na ławce rezerwowych, a jego miejsce na środku obrony zajmie mający widoczne kłopoty z nadwagą Adrian Kruszyński. I nie piszę tego po to, by winę za porażkę zrzucać na Adriana, nic z tych rzeczy. Adrian zagrał całkiem poprawne zawody, miał wiele udanych interwencji aż do utraty pierwszej bramki, kiedy zabrakło go w środkowej strefie i Paweł Piceluk, przez nikogo nie atakowany, strzelił z ponad 20. metrów do siatki Victorii.

Ale wróćmy do początków tego meczu. Na murawie Victoria pojawiła się w następującym zestawieniu:
Nowicki – Czerniak, Kruszyński, Kwiatkowski – Szczublewski, Witczak (75′ Tayachi), Krawczyński, Kwaśny (80′ Asani)- Groszkowski, Gożdziaszek (85′ Strzelczyk) – Wolniewicz.

Trener Tomasz Krzyżkowiak, po meczach sparingowych uznał, że Victoria zainauguruje rundę wiosenną w nowym dla niej systemie, 1 – 3 – 5 – 1 -1. Zresztą ustawienie to było bardzo płynne, bo raz widzieliśmy dwóch naszych piłkarzy (Wolniewicz, Goździaszek) wysuniętych, grających praktycznie w linii, a innym razem „Gożdziach” był pod Arka „podwieszony”. Na wahadłach biegała nowa para, czyli Kwaśny i Szczublewski.
Od pierwszych minut tego spotkania przewagę posiadali goście. Lepiej operowali piłką, mieli więcej wolnej przestrzeni i potrafili tę przestrzeń zagospodarować. Na szczęście nie stwarzali jakiś groźnych sytuacji pod naszą bramką. I tutaj światełko w tunelu!!! Victoria w liniach obrony grała bardzo poprawnie, skutecznie kasowała akcje rywali, a i sama spokojnie, od tyłu, próbowała organizować akcje zaczepne. W pierwszej części meczu, mimo sporej przewagi Huragana obrona Victorii spisywała się naprawdę dobrze. Jak wspomniałem Victoria praktycznie większość sił i środków angażowała w grę obronną próbując tylko sporadycznie zaatakować gości. Pierwszą groźną kontrę przeprowadziła w 13. minucie, kiedy to Jakub Groszkowski był o krok od tego, by wedrzeć się w pole karne i wypracować sobie dogodną sytuację do oddania strzału na bramkę. Ostatecznie do tego nie doszło, bo obrońca Huragana w ostatniej chwili zablokował szarżę „Groszka”. W 24 minucie mieliśmy chyba najdogodniejszą okazję do przerwy – Jakub Groszkowski wrzucił piłeczkę Arkowi Wolniewiczowi „na nos”. Arek przyjął ją z powietrza i znajdując się kilka metrów przed bramką zamiast strzelać próbował okiwać obrońcę, ale ten nie dał się zwieźć i wybił mu piłkę na rzut rożny. Naprawdę, w przypadku innej decyzji Arka, ta sytuacja mogła przynieść gola dla Victorii. Z upływem minut obraz gry nie ulegał zmianie. Cały czas to Huragan był stroną przeważającą. Goście byli szybsi, wygrywali większość pojedynków 1×1 i przejmowali wszystkie tzw. „bezpańskie piłki”. W 40. minucie Huragan miał swoją „setkę”. Gracze z Pobiedzisk ograli na swojej lewej stronie Michała Czerniaka, wdarli się w pole karne i jeden z nich stanął oko w oko z Tobiaszem Nowickim. Nie pierwszy raz Tobiasz udowodnił, że potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, skrócił kąt i wybronił strzał rywala. Do końca tej części gry nic się już nie zmieniło.
Po zmianie stron, o dziwo, co było naprawdę miłym zaskoczeniem, Victoria przystąpiła do odważniejszych ataków i częściej gościła na połowie rywali. Niestety, nie mamy armat z przodu (jeden Arek wiosny nie czyni) i nijak nie potrafiliśmy stworzyć jakiejkolwiek sytuacji bramkowej. Wreszcie nadeszła 65. minuta meczu. W polu karnym faulowany był Mateusz Goździaszek. Arbiter gwizdnął, ale wziął piłkę i wycofał ją poza pole karne dyktując rzut wolny, a nie rzut karny. Arbiter boczny, który doskonale widział całą sytuację stał jak zaklęty nie reagując na decyzję głównego, o co nasza ławka rezerwowych i kibice mieli do rozmownego i gadatliwego dotąd bocznego duże i absolutnie uzasadnione pretensje. Podsumowując sytuację można powiedzieć, że sędziowie ukradli nam karnego.

Arbiter tego meczu ukradł Victorii karnego Fot. AG

Wracając do rzutu wolnego… piłkę ustawił Igor Witczak, strzelił lekko, wprost w bramkarza i szansa na zdobycie gola przepadła. Jeśli jesteśmy przy Igorze. Cenię i szanuję jego zaangażowanie w grę, jego ambicję, poświęcenie i wolę walki – może być przykładem dla innych, ale on nie daje żadnych liczb, nie daje asyst, nie daje bramek, nie daje zwycięskich pojedynków i ważnych, otwierających drogę do bramki podań – w jego grze nie ma po prostu jakości! A kto wymyślił, że Igor ma być wykonawcą rzutów wolnych? O, na to pytanie, to nawet „Wróżbita Maciej” nie zna odpowiedzi 🙁

Igor Witczak musi ambicję przełożyć na jakość Fot. AG

Po tym, jak sędziowie ukradli nam karnego nasi piłkarze jakby się podłamali, jakby „usiedli”, jakby „skrzydła im opadły”. Wycofali się, Huragan mocno zaatakował i osiągał coraz większą przewagę. Wreszcie po kilkunastu minutach takiego nacisku z lewej strony boiska goście wyrzucali piłkę z autu. Posłali ja do środka pola, tam przejął ją przez nikogo nie atakowany Paweł Piceluk, podciągnął kilkanaście metrów i huknął zza pola karnego. Piłka wylądowała w dolnym rogu bramki Victorii i sytuacja zrobiła się nieciekawa. Victoria nie miała już sił się podnieść, a rywale „poczuli krew”. Przycisnęli jeszcze mocniej i zamknęli ten mecz w 87. minucie. Tym razem z autu piłkę wyrzucał Asani. Rzucił Kwiatkowskiemu na klatkę, a ten z powietrza zagrał do… Pawła Piceluka, który nie oglądając się za siebie pognał jak wicher na bramkę Victorii, okiwał obrońców, bramkarza i strzelił do pustej bramki. Jak to możliwe? Ano możliwe, nikt mu nie przeszkodził! Victoria przegrywała 0:2 i było jasne, że w tym meczu nic się już nie zmieni i się nie zmieniło. Victoria mimo dobrych momentów, mimo fragmentami niezłej gry poległa 0:2.
Podsumowując nie mogę oprzeć się wrażeniom, że był to dziwny mecz, naprawdę niełatwy do oceny. Z jednej bowiem strony drużyna lepsza, Huragan, wygrała ze słabszą, Victoria, i nie ma w tym nic dziwnego. Z drugiej strony w grze Victorii, w porównaniu do jesieni, coś drgnęło na plus jeśli chodzi o grę obronną. Lepiej to wyglądało, chociaż Victoria nadal nie ma ani jednego stopera z prawdziwego zdarzenia, choćby jednego takiego jakich kilku miał Huragan, a sprowadzanie rezerwowego z Tarnovii na rezerwę do Victorii (Kaczmarek) zakrawa na kpiny. Niestety, ale, jak mawiał klasyk, plusy (lepsza gra obronna do 75. minuty meczu) nie mogą przesłonić minusów. A na dzisiaj, w zderzeniu z dobrze poukładanym, grającym twardo i konsekwentnie zespołem, jakim był Huragan, Victoria nie jest w stanie ani się wybronić, ani, co również smutne, wykreować sobie żadnej sytuacji bramkowej. Uwaga, w całym meczu Victoria nie oddała ani jednego strzału celnego, który byłby efektem składnie przeprowadzonej akcji. Jedynym strzałem w światło bramki Huragana było uderzenie Witczaka z rzutu wolnego. Victoria nie tylko nie ma obrony. Po odejściu „Jankesa” nie ma prawdziwej „9”. Arek Wolniewicz, mimo że biegał i walczył, nie był w stanie sam rywalizować z kilkoma obrońcami rywali.

Arek Wolniewicz walczył ambitnie, ale w starciu z twardo grającymi obrońcami Huragana nie dawał rady Fot. AG

Tym razem, po dobrym meczu z Ostrzeszowem, bardzo słabo zagrał Mateusz Goździaszek, który nie stanowił dla przeciwników żadnego zagrożenia. To samo na bokach, słabiutko wyglądał Jakub Kwaśny, który łatwo dawał się ogrywać, tracił piłki i nie napędzał naszych akcji. Nieco lepiej prezentował się Maciej Szczublewski, ale jego goście mieli rozpracowanego. Wiedzieli, że gra na lewą nogę, toteż kiedy wygrywał jeden pojedynek natychmiast miał drugiego rywala, asekurującego swojego kolegę.

To nie był dobry mecz Mateusza Goździaszka Fot AG

Victoria przegrała i jej sytuacja staje się może jeszcze nie dramatyczna, ale już bardzo trudna. Victoria ma wiele kłopotów kadrowych, a kolejne już nad nią wiszą. Najbardziej jestem przerażony kontuzją Jakuba Groszkowskiego. Jakub w nogę postawną otrzymał strzał w kolano i z powodu urazu i bólu musiał opuścić plac gry. Nie wygląda to dobrze, obawiam się i obym nie miał racji, że to może być bardzo groźna kontuzja (nie daj Panie Boże kłopotów z więzadłami). Jeszcze w tym tygodniu, po przeprowadzeniu niezbędnych badań, wszystko będzie jasne. A to nie koniec. W bardzo ważnym meczu w Słupcy z SKP, takim „boju o 6 punktów”, który już w najbliższą sobotę, nie wystąpi też Maciej Szczublewski. Nasz skrzydłowy w pojedynku z Huraganem zobaczył 4. żółtą kartkę i musi pauzować. Mało tego, Victoria ostrzy sobie zęby na wygranie meczu w 3. kolejce, kiedy to do Wrześni znów przyjedzie Victoria Ostrzeszów. Problem w tym, że może nie przyjechać. Ptaszki ćwierkają, że klub z Ostrzeszowa wobec braku jakichkolwiek szans na utrzymanie, wycofa się z IV ligi i 3 jakże wyczekiwane punkty przemkną obok nosa. Z kim więc Victoria może wygrać? 🙁 …

Trzeba przyznać, że od kłopotów, które spadły na Victorię głowa boli, a w przypadku porażki w Słupcy, ta głowa może zacząć pękać. Victorii najnormalniej w świecie brakuje piłkarskiej jakości, by rywalizować w górnej części tabeli. Oby tej jakości wystarczyło na obronę IV ligowego bytu, bo nic nie wskazuje na to, by ta bardzo trudna sytuacja sytuacja miała się zmienić. Dlatego nie zazdroszczę trenerom Krzyżkowiakowi i Lisieckiemu, są w bardzo trudnej sytuacji. Nie wiem, zastanawiam się, ale być może i oni są trochę tej trudnej sytuacji winni, bo przecież przez dwa okienka transferowe nie potrafili przekonać działaczy, nie postawili się, nie zażądali (do wyboru), by do drużyny, w miejsce kilkunastu absurdalnych „przechodniów” (przeszli przez klub i już ich nie ma) przyszło choć dwóch, trzech klasowych piłkarzy, na których, wespół z Tobiaszem Nowickim, Szymonem Krawczyńskim i Jakubem Groszkowskim można byłoby oprzeć siłę Victorii. Tak się nie stało i mamy to co mamy i aż strach pomyśleć, co możemy mieć już wkrótce. Odganiam czarne myśli, ale nie jest to łatwe, bo wobec kataklizmu kłopotów, te myśli jak miecz Damoklesa wiszą nad głowami nie tylko piłkarzy, trenerów, czy działaczy, ale przede wszystkim nad głowami kibiców naszego klubu. I oby ten miecz na nasze głowy nie spadł.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zbliżające się wydarzenia