Filip i Jakub – pojedynek „tytanów”
Mecz Unia Swarzędz – Victoria Września miał kilka podtekstów. Jednym z nich był pojedynek liderów obu zespołów: Filipa Brzostowskiego z Unii i Jakuba Groszkowskiego z Victorii. Unia wygrała to starcie 2:0, ale Victoria pokazała się z bardzo dobrej strony, a w pojedynku „tytanów”, moim zdaniem, lepszy był nasz „Groszek”.
Piłkarska wojna Unia – Victoria miała kilka swoich mniejszych wojenek. Pierwsza z nich to Tomasz Bekas – Victoria. Trener Unii chciał z pewnością udowodnić zarządowi wrzesińskiego klubu, że ten popełnił błąd rezygnując z jego usług po nieudanej walce o awans do III ligi. I po sportowemu, z klasą, swój cel osiągnął. Druga wojenka to Mikołaj Panowicz kontra zarząd Victorii. Zarząd pożegnał się z Mikołajem w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach w przerwie zimowej sezonu 2020/2021, po znakomitej dla tego piłkarza rundzie jesiennej, w której zdobył 10 goli i miał 10 asyst. To była fatalna decyzja zarządu i nigdy tego nie ukrywałem, decyzja, która zaważyła na postawie drużyny w rundzie wiosennej, a Mikołajowi Panowiczowi dała niewyobrażalną wręcz motywację do tego, by Victorię w Swarzędzu pokarać. I Mikołaj swój były zespół ukarał w najlepszy, możliwy sposób – strzelił 2 gole i Unia wygrała 2:0. I trzecia wojenka, o której chcę wspomnieć, czyli pojedynek liderów obu drużyn: Filipa Brzostowskiego, króla środka pola w Unii i Jakuba Groszkowskiego, „ojca chrzestnego” wszystkich boiskowych działań Victorii Września. Od razu chcę powiedzieć, że przyjemnie patrzyło się na grę obu piłkarzy. Obaj dzielili i rządzili wspierani przez swoich „giermków”. Filip przez Igora Jurgę, Jana Paczyńskiego, czy Huberta Antczaka, a Jakub przez Szymona Krawczyńskiego, Huberta Szaufera, czy Macieja Szczublewskiego. I choć Victoria mecz przegrała, to „Groszek” swoją rywalizację wygrał. Grał z olbrzymią ambicją, zaangażowaniem, był wszędzie, bronił, kreował akcje ofensywne, a raz nawet był bliski sytuacji bramkowej. Patrząc na obu znakomitych piłkarzy odczuwałem wielki żal, że Filipa Brzostowskiego nie ma już w Victorii, że będąc wiosną w naszym klubie musiał być rzucany po całym boisku, grać z konieczności na bokach pomocy, czy w obronie, że ze względu na olbrzymie kłopoty kadrowe nie mógł grać w środku z „Groszkiem” i „Czesterem” tworząc trójkąt marzeń. To samo czułem patrząc na Mikołaja Panowicza, wielki żal, że tego piłkarza nie ma we Wrześni, że nie gra i nie walczy dla Victorii. No, ale to już historia, trzeba o niej pamiętać, ale trzeba też skupić się na tym co tu i teraz. No to się skupiamy i wracamy do meczu.
Nowicki – Strosin, Marecki (46. Kruszyński), Gułąjski, Oczkowski – Szaufer, Witczak 76. Bibel), Krawczyński, Szczublewski – Groszkowski (90. Świątek) – Jankowski (58. Goździaszek)
Taki skład asygnował do gry trener Tomasz Krzyżkowiak. W oczy rzucało się zestawienie linii obrony, takie samo jak w meczu z Wilkami w Wilczynie. Trener miał z pewnością nadzieję, że jego wybrańcy znów postarają się zagrać na zero z tyłu. No, ale Unia to nie Wilki. Arbiter ledwie co gwizdnął na rozpoczęcie gry, a Victoria przegrywała 0:1. Pierwsza akcja Unii dała jej bramkę. Atak prawym skrzydłem, poszło dośrodkowanie na linię pola karnego, a nadbiegający Panowicz huknął z lewej nogi i piłka zatrzepotała w siatce. Sytuację na linii pola bramkowego próbował ratować jeszcze Hubert Oczkowski, ale piłka odbiła się tylko od jego nogi i znalazła drogę do naszej bramki. I tak naprawdę Victoria ten mecz rozpoczynała od stanu 0:1. Kolejne 10 minut to zdecydowana przewaga Unii, która grała szybko, „wysoko” atakując i nie pozwalając nam na granie. Jednak Victoria broniła się dzielnie, a po tym okresie sama przeszła do ofensywy. Sygnał dał Jakub Groszkowski, który w 13. minucie zagrał do Macieja Szczublewskiego, ten ograł obrońcę, wrzucił do Mikołaja Jankowskiego. Strzał „Jankesa” został zablokowany, ale do bezpańskiej piłki doszedł „Groszek” i gdy chciał mijać obrońcę, ten wślizgiem wybił mu piłkę, ale sekundę potem trafił go w nogi powodując upadek. Arbiter ani mrugnął, odwrócił się od całego zamieszania plecami, a była to bardzo kontrowersyjna sytuacja – moim zdaniem rzut karny, bo mimo że obrońca wybił piłkę, to faulował Jakuba. Kolejne minuty to wyrównany bój. Victoria opanowała nerwy, grała ładnie i składnie będąc równorzędnym rywalem dla lidera rozgrywek i gdy wydawało się, że do końca pierwszej części meczu nic się nie wydarzy i oba zespoły zejdą do szatni odpocząć, w ostatniej akcji tej odsłony gospodarze zdobyli drugiego gola. Do prostopadłego podania wyszedł Mikołaj Panowicz, spóźniony Klaudiusz Marecki nie zdołał go zablokować i „Miki” lekkim plasowanym strzałem po ziemi pokonał Tobiasza Nowickiego po raz drugi. Nasz bramkarz próbował jeszcze interweniować i nogą wybić kulającą się piłkę, ale w nią nie trafił i Victoria schodziła do szatni przegrywając 0:2.
Nie wiem o czym rozmawiali w przerwie trenerzy Victorii ze swoimi piłkarzami, ale po zmianie stron oglądaliśmy jeszcze lepiej grający zespół. Zespół, który długimi fragmentami decydował o tym, co się dzieje na murawie, zespół, który próbował odrabiać straty, kreować sytuacje. Bardzo dobrze funkcjonował środek pola, o co dbali Groszkowski z Krawczyńskim, a także Jakub Bibel, który zastąpił Igora Witczaka i pokazał się znów z bardzo dobrej strony. Na skrzydłach rządzili Szaufer ze Szczublewskim. Niestety brakowało napastnika. Mikołaj Jankowski jest w głębokim kryzysie, jakby był kompletnie zablokowany i nie mam tu na myśli faktu, że strzelił 9 goli i nie może zrobić „sztycha”. Mikołaj nie gra jak napastnik, nie walczy między stoperami, nie bije się z nimi o piłkę, nie skacze do dośrodkowań, nie wychodzi na wolne pozycje, by pomocnicy mogli mu zagrać prostopadle między obrońców rywali. Wręcz przeciwnie, Mikołaj się cofa do drugiej linii. Bywało, że grał niżej od „Groszka”, przyjmował, próbował rozgrywać, jakby szukał piłki, jakby szukał grania. Ok, powinien szukać, powinien walczyć, ale zdecydowanie z przodu, bo jak nie on, to kto? Victoria miała skrzydła, miała drugą linię, ale nie miała „napadziora”, toteż akcje skrzydłami były skazane na niepowodzenia, bo skrzydłowi nie mieli komu piłki zagrać. Przykre, ale z przodu Victoria nie miała piłkarza (Arek Wolniewicz chory). Mikołajowi potrzebny jest spokój, jakiś jeden dobry mecz, w którym mógłby strzelić gola, odblokować się, znów uwierzyć w swoje możliwości i grać na wysokim poziomie. Mikołaj Jankowski opuścił plac gry w 58. minucie w jego miejsce pojawił się Mateusz Goździaszek, który w 75. minucie miał tzw. „setkę”. Kolejną znakomitą akcją popisał się Maciej Szczublewski. Minął obrońcę, wycofał piłkę na 8. metr, a nadbiegający „Goździach” strzelił lekko, wprost w ręce bramkarza. Żal straconej szansy, bo do końca meczu był kwadrans i grająca naprawdę dobre zawody Victoria mogła pokusić się o bramkę wyrównującą. Jeszcze w doliczonym czasie gry, po rzucie rożnym, głowa strzelił Jakub Bibel, ale trafił w poprzeczkę. Potem arbiter zakończył ten mecz. Unia Tomasza Bekasa wygrała 2:0 po dwóch golach Mikołaja Panowicza, ale Victoria nie musi się tego meczu wstydzić. Kiedy gra fatalnie i przegrywa w kompromitujących rozmiarach trzeba ją ganić, ale kiedy przegrywa po walce, kiedy gra równorzędny mecz z faworyzowaną Unią i jest w tym meczu przez wiele minut drużyną lepszą, to trzeba ją, mimo porażki, pochwalić. I ja to czynię, chwalę Victorię – jej postawę w meczu z Unią. I gdyby tylko wyszła z szatni odpowiednio skoncentrowana i schodziła na przerwę po gwizdku sędziego, a nie przed, to dobry wynik, a nawet sensacja wisiała w Swarzędzu w powietrzu. To był bardzo dobry mecz dwóch drużyn, charakteryzujących się dużą kulturą gry, drużyn poukładanych, preferujących techniczny futbol. Miło się ten mecz oglądało, Victoria grała bardzo dobrze i tylko żal, że brakowało naszej drużynie kilku elementów decydujących o wyniku – oczywiście pewności w defensywie, mieli to gospodarze, i Mikołaja Jankowskiego w formie – Unia miała zdeterminowanego Panowicza.
Po przegranym meczu w Swarzędzu Victoria spadła na 11. miejsce w tabeli, bodajże na najniższe w tym sezonie, ale wierzę, że jej postawa dobrze rokuje na kolejne mecze, a ten najbliższy już 6 listopada, o godz 13:00 z „czerwoną latarnią” rozgrywek, Górnikiem Konin. I ten mecz trzeba bezwzględnie wygrać, by nie osunąć się niebezpiecznie w kierunku dna tabeli.
Wyniki 14. kolejki meczów IV ligi:
Korona Piaski – Centra 1946 Ostrów Wlkp. 2-5
GKS Iskra Szydłowo – LKS Gołuchów 6-1
GKS Tarnovia Tarnowo Podgórne – Huragan Pobiedziska 1-0
Górnik Konin – Wilki Wilczyn 1-2
Mieszko Gniezno – KKS 1925 II Kalisz 2-1
Nielba Wągrowiec – Polonia 1908 Marcinki Kępno 1-1
Olimpia Koło – Obra 1912 Kościan 1-0
SKP Słupca – Warta Międzychód 1-2
Unia Swarzędz – Victoria Września 2-0
Victoria Ostrzeszów – Kotwica Kórnik 1-1
Tabela
