Nie miałem konfliktu z Pawłem Lisieckim!
Dzisiaj pierwsza z zapowiadanych przeze mnie piłkarskich rozmów posezonowych, dotyczących Victorii Września, rozmowa z byłym już szkoleniowcem wrzesińskiego klubu, Tomaszem Bekasem. Abstrahując od tematów i słów wypowiedzianych przez Tomasza Bekasa tuż po oficjalnym pożegnaniu, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w tamtym momencie na pierwszym miejscu był ból, żal, ogromny zawód i smutek związany z rozstaniem.
Minął tydzień odkąd obowiązki trenera pierwszego zespołu Victorii przestał pełnić Tomasz Bekas. Zarząd nie przedłużył wygasającej z końcem czerwca jego umowy klubem. W miejsce Tomasza Bekasa obowiązki trenera powierzono dotychczasowemu asystentowi, Tomaszowi Krzyżkowiakowi. Mnie udało się porozmawiać z Tomaszem Bekasem chwilę po tym, jak prezes Eugeniusz Nowicki, w obecności całej drużyny, podziękował trenerowi za ponad dwuletnia pracę i oficjalnie go pożegnał.
AG. – To koniec, prawda?
Tomasz Bekas: – To prawda, nie przedłużono ze mną umowy i kończę współpracę z chłopakami, z zarządem i z całym klubem. Taką decyzję podjął zarząd, muszę ją zaakceptować i to tyle.
AG. – Co czujesz? Spędziłeś tutaj 2,5 roku.
TB. – Tak, to były szalone 2,5 roku. W pierwszym sezonie walka o utrzymanie. Przychodziłem w bardzo trudnym momencie dla zespołu, bo jeszcze kilka miesięcy wcześniej drużyna walczyła w barażach o III ligę, a w nowym sezonie, po kilku porażkach z rzędu, wylądowała w dolnych rejonach tabeli. W drugim roku walczyliśmy o czołowe lokaty i minimalnie przegraliśmy awans. Gdybym wiedział na ostatnim meczu w Kościanie, przy wyniku 1:1, że jak strzelimy gola, to będziemy na miejscu pierwszym, bo nie będzie rundy rewanżowej, to „rzuciłbym wszystkie ręce na pokład”, by zdobyć upragnionego gola, nawet kosztem porażki. I gdy przypomnę sobie jak byliśmy blisko, bo 2 razy trafiliśmy w poprzeczkę, 2 razy gospodarze wybijali piłkę z linii bramkowej, to po prostu żal, bo przy zwycięstwie w Kościanie mielibyśmy wspólnie z LKS Gołuchów po 38 pkt i to my, ze wzgl.na lepszą różnicę bramek i zwycięstwo w bezpośrednim meczu 4:0, wywalczylibyśmy awans ligę wyżej. No i ostatni rok. Liga powiększona do zbyt dużych rozmiarów. 22 zespoły w IV lidze to zdecydowanie za dużo. To sprawiło, że przy naszej zbyt wąskiej kadrze mieliśmy kłopoty w drugiej części sezonu. A gdy do tego dodamy plagę kontuzji na wiosnę, to jasnym się stanie, że nie dysponowaliśmy taką kadrą, jaką byśmy chcieli. Cóż, muszę o tym powiedzieć, nie ma co ukrywać – rezygnacja zarządu z usług Mikołaja Panowicza była zdecydowanie zbyt pochopna. Jestem przekonany, że gdyby Mikołaj został w tym klubie, to liczylibyśmy się w grze o awans do ostatnich kolejek. Każdy, kto choć odrobinę zna się na piłce, to wie jaką rolę pełnił i co znaczył w tym zespole Mikołaj Panowicz. Mikołaj w rundzie jesiennej strzelił 10 goli, miał 10 asyst. To przy nim Mikołaj Jankowski się znakomicie rozwijał, strzelił jesienią 18 bramek. Co mam mówić? Mikołaj cały czas potwierdza, teraz niestety w Kórniku, jakim jest silnym, skutecznym napastnikiem. W ostatniej kolejce trafił hat tricka, został najlepszym piłkarzem kolejki, na wiosnę strzelił 9 goli, ma 6 asyst, zapewnił Kotwicy utrzymanie, znalazł się w najlepszej jedenastce piłkarzy 3. i 4. ligi, co tu dużo gadać… szkoda, że tak się stało.
AG. – Jaki jest twój stosunek do decyzji zarządu? Masz do tych ludzi żal o to, że podjęli decyzję o rezygnacji z Panowicza?
TB. – Nie rozumiem, jak można było się z Mikołajem Panowiczem nie dogadać. Szkoda, bo to była bardzo ważna osoba w tej drużynie. Wiosna pokazała, że decyzja zarządu była bardzo pochopna i miała ogromny wpływ na postawę drużyny. Przy całym szacunku do Macieja Sanockiego, któremu ambicji i zaangażowania odmówić nie mogę, sprowadzałem Macieja by był zmiennikiem Mikołaja Panowicza i mecz po meczu uczył się i podnosił swoje umiejętności. Jestem w stu procentach przekonany, że gdyby Panowicz został, to dzisiaj Mikołaj Jankowski byłby królem strzelców, może my bylibyśmy w III lidze i Sanocki miałby na koncie z 5-6 goli, bo wchodziłby na podmęczonego przeciwnika. A tak Maciej został rzucony na bardzo głęboką wodę, wszyscy mieli wobec niego ogromne wymagania i jego postawę należy oceniać w tym aspekcie, bardziej psychologii, a nie kwestii jego umiejętności. Poza tym mieliśmy w tej rundzie niewiarygodnego niefarta. Nigdy wcześniej mnie, jako trenera, nic takiego nie dopadło. Nawet ostatni mecz z Kaliszem to pokazał – przykład „Groszka”.
AG. – Podsumujmy pracę Tomasza Bekasa w Victorii. Co byś zapisał sobie na plus?
TB. Myślę, że to nie tylko w Victorii, ale wcześniej, gdziekolwiek nie pracowałem, to moje drużyny grały futbol na TAK, futbol do przodu, futbol widowiskowy, ładny dla oka. Oczywiście, nie zawsze to wychodzi, ale zawsze taki był nasz cel. Po drugie kładłem nacisk na rozwój młodych chłopaków. Dokoptowałem do pierwszego zespołu Kamila Kaniora, którego zauważył taki klub jak Raków Częstochowa, dzisiaj wicemistrz Polski i zdobywca Pucharu Polski. Za chwilę będą następni, bo nie ukrywam, że to, co w ostatnim czasie wyprawia Hubert Szaufer, to musi zwrócić uwagę mocniejszych klubów.
AG. – Miałem przyjemność obserwować wasz trening, kiedy po raz pierwszy, pod opieką mamy, do Wrześni przyjechał Hubert Szaufer. Już od pierwszych zajęć widać było, że chłopak ma „to cóś” i ma przede wszystkim gaz.
TB. – Tego chłopaka trzeba jak najszybciej posłać wyżej, dać mu szansę w lepszym piłkarsko klubie, a kto wie jak wysoko zawędruje. Być może będziemy mieć chłopaka na poziomie I, albo II ligi. Wszystko zależy od niego. To jest rocznik 2003. Za chwilę powinni wejść szeroką ławą młody Wiktor Strzelczyk, Wasela, Bibel, Bartkowski. To są też chłopcy, którzy maja duży potencjał. Do tego trzeba doliczyć Janka Perzyńskiego w bramce, który ma bardzo duże umiejętności i któremu też będę zalecał zmianę otoczenia. Janek potrzebuje takiego typowo bramkarskiego treningu, a poza tym we Wrześni może mieć ciężko, by się przebić i bronić w pierwszym zespole.
Trudno o sobie mówić, bo „samochwała w kącie stała”, ale nikt mi nie może odmówić zaangażowania, rzetelnej, codziennej pracy, nikt mi nie odmówi tego, że zawsze byłem przygotowany do meczów, do treningów, zawsze do przedmeczowych odpraw, czy pomeczowych analiz. Starałem się pracować najbardziej rzetelnie jak potrafię. Powiem tak, nieprzypadkowo 2 razy wygrałem z Wartą III ligę, nieprzypadkowo 2 razy z Wełną Skoki wygrałem IV ligę i nieprzypadkowo 2 razy tutaj, we Wrześni, byliśmy naprawdę bardzo blisko awansu, zabrakło nam niewiele. Zawsze się starałem, by moje zespoły fajnie grały w piłkę, by przede wszystkim samym piłkarzom ta gra sprawiała radość.
I na koniec pewna konstatacja: z Wełny odchodziłem po wygranych meczach, bo dostałem propozycję z Warty Poznań, z Warty mnie zwolniono po wygranych meczach, w Kleczewie zwolniono mnie z Sokoła po wygranym meczu i we Wrześni podziękowano mi po wygranym meczu z KKS-Kalisz. Jeszcze nigdy z żadnego klubu nie zostałem zwolniony po porażce.
AG. – To teraz druga strona medalu, minusy trenera Bekasa,
TB. – Z perspektywy czasu wiem, że popełniłem kilka błędów, wiem, że były sytuacje, że pomyliłem się ze składem, że wpuściłem na boisko nie tego zawodnika co powinienem. W wcześniejszym swoim artykule pisałeś o tym, że miałem konflikt z Pawłem Lisieckim. Chciałbym to zdementować. Nie miałem żadnego konfliktu z Pawłem. Po prostu Paweł w pewnym momencie, po wygranym meczu w Ostrzeszowie, podjął decyzję o rezygnacji z gry. Myślę, że tak jak napisałeś wcześniej, to był bardzo ważny moment dla tej drużyny w tym sezonie. Chcę to podkreślić, ja nie byłem skonfliktowany z Pawłem. Bardzo cenię to, co zrobił dla Victorii Września, cenię pozytywny wpływ jaki miał na swoich kolegów, ale to że nie grał, to tylko dlatego, że uważałem, że na dany moment byli w zespole piłkarze lepsi od niego i tyle. Koniec, kropka. Owszem, jestem wymagający, żyję przy linii, czasem żona mnie hamuje i prosi, bym był spokojniejszy, ale ja już tak mam. Nie ukrywam, oczywiście zachowując wszystkie proporcje, że moim idolem, wzorem jest Diego Simeone z Atletico Madryt, jego praca przy linii podoba mi się najbardziej. Może dlatego, że przez wiele lat pracowałem z takimi trenerami, np. znany we Wrześni Adam Topolski. Wydaje mi się, że tak emocjonalnie zachowują się trenerzy, którzy wcześniej byli piłkarzami. Mówi się, że oni nadal rozgrywają swoje mecze, ale już nie na boisku, ale na ławce. Być może moje zachowanie nie wszystkim się podobało, ale ja już tak mam.
AG. – Czy z perspektywy czasu podjąłbyś inne decyzje dotyczące Pawła?
TB. – Nie jestem ekspertem od czasu, nie potrafię go cofać, ale być może starałbym się znaleźć inne, lepsze dla zespołu rozwiązanie. Okres spędzony we Wrześni będę bardzo miło wspominał. Nie palę za sobą mostów, nigdy za sobą nie zamykam drzwi na klucz. Być może kiedyś jeszcze znów będę pracował w Victorii?
AG. – Co teraz? Jaki masz plan na najbliższe tygodnie, miesiące?
TB. – Zobaczymy co się będzie działo, przecież dopiero dzisiaj Victoria mnie pożegnała. Inne kluby z pewnością się o tym dowiedzą. Ja chciałbym dalej pracować jako trener, bo tę pracę po prostu kocham. Mam w życiu to szczęście, że pracowałem i pracuję przy tym, co kocham. Bo futbol to moja wielka pasja, moja wielka miłość. Dlatego tej pasji, tej miłości tak bardzo się poświęcam. I jeżeli pojawi się jakaś konkretna oferta pracy, to z pewnością ją rozważę.
AG. I na koniec, Tomku, co zostawiasz po sobie we Wrześni? Bo ja mam poważną obawę, że po twoim odejściu, z różnych przyczyn, ten zespół przestanie istnieć.
TB – Nie ma co ukrywać, ten zespól już dzisiaj (15. czerwca – przyp. AG) przestał istnieć. Widelski, który w pierwszych meczach wiosny prezentował się źle, bo miał zaległości treningowe, potem grał już bardzo dobrze, wraca do Sokoła Kleczew, z którego był do Victorii wypożyczony. Na pewno nie będzie tutaj Michała Górzyńskiego, który wraca do Polonii Środa. Swoją przygodę z piłką, ze względu na zdrowie kończy Michał Stańczyk. Nie wiem jaką decyzje podejmie Mikołaj Kistowski, bo już przebąkiwał o tym, że będzie zmieniał pracę i kończył grę w piłkę. Nie wiadomo co się stanie z Filipem Brzostowskim, który jest takim moim „piłkarskim dzieckiem”. Wychowywałem go i szkoliłem od juniora w Warcie Poznań, potem był ze mną w Kleczewie, a ostatnio również ze mną w Victorii. Na pewno kiedy dostanę propozycję pracy, to pierwszy telefon wykonam do Filipa. I wierzę, że tak jak dotąd, będziemy razem pracować. A jeżeli Filip odejdzie z Victorii, to cały bagaż odpowiedzialności za ten zespół spocznie na barkach „Groszka” i „Czestera”. I jak pokazał ten sezon oparcie drużyny na dwóch „filarach” nie będzie łatwe. Młody Arkadiusz Wolniewicz już trenuje w Sokole Kleczew i chce spróbować swych sił na poziomie III ligi. O Hubercie Szauferze już mówiłem i powtarzam. By się rozwijać, a Hubert ma ogromne możliwości, musi z Victorii odejść do lepszego klubu, bo tę ligę zaczyna lekko przerastać. Oczywiście jest pytanie: co postanowi Hubert? Nie wiem, ale moim zdaniem powinien się rozwijać. Jest też pytanie: co z Mikołajem Jankowskim? Z tego co mi wiadomo Mikołaj ma propozycje z lig wyższych, teraz je rozważa i pewnie jakąś przyjmie. Do Obry Kościan wraca Jakub Jandy, bo był wypożyczony. No cóż, zarząd ma teraz naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Dlaczego? Bo Victoria jest klubem stabilnym, stypendia płaci regularnie i na czas, ale są one nie najwyższe i w zderzeniu z silniejszymi piłkarsko i przede wszystkim finansowo klubami Victoria stoi na straconej pozycji. A samą młodzieżą Victoria IV ligi nie ugra. W tym sezonie w III lidze próbowały tak grać drużyny Mieszka Gniezno i Górnika Konin. Proszę spojrzeć na ich wyniki i pozycje w tabeli. Górnik opamiętał się zimą i nadrobił wiele punktów, ale niewiele to zmieniło. A moim zdaniem IV liga, w nadchodzącym sezonie będzie dużo silniejsza niż w tym, dopiero co zakończonym. Spada Mieszko i Górnik, spada Unia Swarzędz, może Nielba Wągrowiec – każda z tych drużyn będzie chciała jak najszybciej powrócić do III ligi. Nie będzie już takich drużyn, z całym szacunkiem dla nich, jak Dopiewo, jak Winogrady, jak Krobia. Wchodzą silni beniaminkowie jak Huragan Pobiedziska, czy Kania Gostyń, albo Korona Piaski. To będzie piekielnie silna liga.
AG. – To prawda, aż boję się myśleć o progach, schodach, jakie najpierw przed zarządem klubu – kwestia decyzji związanych z kadrą, a potem przed trenerem Tomaszem Krzyżkowiakiem i przed zbudowaną przez niego drużyną.
TB. – Ja naprawdę Victorii bardzo dobrze życzę, lubię tych chłopaków. Będę im cały czas kibicował i obserwował ich rozwój. Ogromnie dużo będzie zależało od tego jak ułoży im się terminarz, jak rozpoczną sezon i czy zaczną punktować, bo przy kilku niepowodzeniach w pierwszych meczach może być potem olbrzymi problem. Oby tak się nie stało, bo Victorię bardzo szanuję i sentyment pozostanie na zawsze. Oczywiście będę mocno trzymał kciuki za Tomasza Krzyżkowiaka i za Pawła Lisieckiego. Powodzenia Panowie!
AG. – Tomku, bardzo dziękuję za rozmowę i życzę ci, byś nadal tę wielka pasję i miłość do futbolu rozwijał gdziekolwiek się znajdziesz.
Już wkrótce kolejna rozmowa, której bohaterem będzie Mikołaj Panowicz. Zapewniam, będzie się działo – już dzisiaj serdecznie zapraszam!