Strzelanina w Międzychodzie. „6 kul zabiło Victorię”!
Na żadnym poziomie rozgrywek piłkarskich nie można grać i walczyć o zwycięstwo bez formacji obronnej. W Międzychodzie, z tamtejszą Wartą, grała tak rozbita fizycznie i psychicznie Victoria Września. Została „rozstrzelana” jak na strzelnicy. Straciła 6 goli, do siatki rywali trafiła tylko 2 razy. Smutny to był widok.
Na początek podam skład Victorii, bo był on o tyle niespodzianką, że w bramce wrzesińskiego zespołu pojawił się młody człowiek, na co dzień broniący w zespole juniorów, prowadzonym przez trenera Janusza Hofmana, czyli Jan Perzyński. Okazało się więc, że nie tylko ja dostrzegłem, że w minionych tygodniach Tobiasz Nowicki zaliczył widoczną obniżkę formy. Dostrzegł to także trener Tomasz Bekas i postanowił, że nasz podstawowy dotąd bramkarz rozpocznie mecz na ławce rezerwowych.
Victoria przystąpiła do gry w następującym zestawieniu:
Perzyński – Kistowski, Gułajski (80′ Wasela) , Widelski, Szaufer – Brzostowski (45′ Bartkowski), Krawczyński, Groszkowski, Szczublewski – Jankowski – Sanocki
Każdy kibic Victorii zapewne dostrzegł, że znów linia obronna zagrała w eksperymentalnym zestawieniu. Nie było Adriana Majewskiego, nie było Jakuba Jandego, nie było Adriana Chopci, Nie było oczywiście Michała Stańczyka. Bardzo szybko okazało się też, że naprędce sklecona obrona Victorii nie stanowi dla rywali żadnej przeszkody. Mało tego, fatalna postawa tej formacji sprawiła, że Jan Perzyński został wystawiony na najcięższą w swym krótkim piłkarskim życiu próbę. Nie boję się stwierdzić, że momentami był to pojedynek Warta Międzychód – Jan Perzyński. Dlaczego? Otóż Janek przepuścił 6 strzałów gospodarzy oddanych z najbliższej odległości, bez jakiejkolwiek nawet próby pomocy ze strony obrońców. Ale… gdyby nie kilka jego znakomitych interwencji, ten pojedynek Victoria mogła zakończyć z bagażem 9-10 goli. Niemożliwe? A jednak! Bardzo proszę prześledzić ważne sytuacje w tym meczu:
6. min. – z dystansu strzela kapitan Victorii, Szymon Krawczyński. Piłka frunie w samo okienko bramki Warty, ale bramkarz gospodarzy końcami palców przenosi futbolówkę nad poprzeczką
8. min. – w środku poola piłkę traci Maciej Sanocki. Gracz Warty, który skorzystał z ofiarowanej mu futbolówki podał na lewo do Jędrzeja Drame, a ten poszedł sam na sam z Jankiem Perzyńskim. Próbował jeszcze interweniować Hubert Szaufer, ale nie sięgnął piłki, która po celnym strzale napastnika gospodarzy znalazła drogę do siatki, było 1:0 dla Warty.
11. min. – w polu karnym faulowany jest Maciej Sanocki. Na białym punkcie oddalonym 11 metrów od bramki piłkę ustawił Mikołaj Jankowski. Wziął rozbieg, strzelił celnie, po ziemi, w róg bramki gospodarzy i było 1:1
19. min – znów gospodarze w sytuacji sam na sam z Janem Perzyńskim i znów skutecznie tę sytuacje wykorzystują. Jest 2:1 dla Warty. W tym przypadku gracz Warty znalazł miejsce między parą stoperów Widelski-Gułajski, którzy stracili orientację i nie bardzo wiedzieli gdzie rywale i gdzie piłka.
32, min. – tym razem w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Maciej Sanocki. Otrzymał idealne podanie od Jakuba Groszkowkskiego, wpadł w pole karne, walnął jak z armaty, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Żal straconej szansy, bo powinien być remis.
36. min. – nie ma remisu, a jest trzeci gol dla Warty. Długa piłka przeleciała nad naszymi obrońcami i po raz kolejny gracz Warty znalazł się sam na sam z Jankiem Perzyńskim. Na nieszczęście gospodarze znów skutecznie taką sytuację wykorzystali i było 3:1 dla Warty. Ten gol był jednak bardzo dyskusyjny, gdyż prawdopodobnie gospodarze zdobyli go z pozycji spalonej.
38. min. obrona Victorii znów gdzieś się zapodziała i gospodarze w ciągu kilkunastu sekund strzelali na bramkę Victorii jak na strzelnicy. Raz trafili w poprzeczkę, raz w słupek, a raz obronił Perzyński.
Podsumowując I część gry, to na pierwszy plan wysuwa się przykra konstatacja: trzy stracone gole, trzy w sytuacjach sam na sam z Jankiem Perzyńskim. Gdzie była obrona? Tego nie wie nikt! Ale, o dziwo, można było znaleźć też pozytywne elementy w grze Victorii. To spokój w linii pomocy, co było zasługą trójkąta: Brzostowski, Groszkowski i Krawczyński, i umiejętność tworzenia sytuacji bramkowych, które trzeba było lepiej wykorzystać.
Proszę spojrzeć na wydarzenia II połowy meczu:
52. min. – pojedynek sam na sam z napastnikiem Warty, Jędrzejem Drame, wygrywa Jan Perzyński.
55. min. – kolejna sytuacja sam na sam piłkarzy Warty z bramkarzem Victorii i 4:1 dla gospodarzy.
58. min. – dośrodkowanie z prawej strony Huberta Szaufera, znakomicie uderza głową Mikołaj Jankowski, gol i 4:2 dla Warty.
59. min. – akcja Warty lewa stroną, dośrodkowanie i znów Janek Perzyński broni w sytuacji sam na sam z graczem drużyny Międzychodu.
66. min. – dośrodkowanie z rzutu wolnego, z lewej strony boiska, żaden nasz obrońca nie skacze do frunącej piłki i ta spada kilka metrów od świątyni Janka Perzyńskiego. Do bezpańskiej piłki dopada gracz Warty i z kilku metrów, przez nikogo nie atakowany, pakuje futbolówkę do siatki Victorii obok rozpaczliwie interweniującego naszego młodego bramkarza, Warta prowadzi 5:2
72. min – Jan Perzyński odważnym wybiegiem i wślizgiem wybija piłką spod nóg szarżującego na bramkę Victorii piłkarza rywali.
80. min. – dośrodkowanie z prawej strony, żaden z obrońców Victorii nie skacze, nie wybija piłki i gracz Warty z woleja pakuje futbolówkę do siatki gości.
88. min. – dwóch piłkarzy Warty atakuje bramkę Janka Perzyńskiego, podanie wzdłuż pola bramkowego, strzał i… pudło do pustej bramki. Ufff „szczęśliwa siódemka” była blisko.
Za chwilę arbiter odgwizdał koniec meczu. W strzelaninie na stadionie w Międzychodzie zdecydowanie lepsi byli warciarze, wygrali 6:2 i aż strach pomyśleć co by było, gdyby Janek Perzyński nie wygrał kilku pojedynków sam na sam. To nasz młody bramkarz uratował zespół od klęski i totalnej kompromitacji.
Victoria nie mogła marzyć o korzystnym wyniku w Międzychodzie, bo nie miała obrony. Warta widząc jaką „siłę” Victoria ma w tyłach grała albo prostopadłe piłki na wychodzących na wolne pole napastników, albo wrzucała piłki za plecy obrońców, choć słowo obrońcy w tym przypadku jest zdecydowanie na wyrost. To nie żart – praktycznie każdy atak Warty „pachniał” golem. Ale, ale… mimo że Victoria w obronie zagrała dramatycznie słabo miała piłkarza, który w tej wszechogarniającej beznadziei się wyróżniał. Nie tyle w samej destrukcji, bo obrony Victorii w tym meczu nie było, co w aktywności, dryblingu, szybkości, umiejętności wygrywania pojedynków, uruchamiania akcji ofensywnych, witalności. Myślę o najmłodszym w drużynie, Hubercie Szauferze. To chłopak, na którego patrzy się z przyjemnością, ma talent, ma papiery na granie i gdy poprze to solidną pracą, to kto wie, czy nie znajdzie się w kręgu zainteresowania innych, lepszych od Victorii drużyn. Filary Victorii: Brzostowski, Groszkowski Krawczyński -niestety smutne, ze spuszczonymi głowami, bo jak nie idzie, to nie idzie. Swoje zrobił Mikołaj Jankowski – strzelił dwa gole. Nie pamiętam kiedy ostatnio Victoria przegrała mecz 2:6. Nie pamiętam kiedy ostatnio Victoria grała tak beznadziejne w liniach obrony, nie pamiętam kiedy ostatnio przeciwnik Victorii w ciągu meczu stworzył ok. 10 sytuacji sam na sam z naszym bramkarzem, z czego 5 wykorzystał, nie pamiętam kiedy ostatnio gra obronna Victorii równała się ZERO!
Ta klęska to „efekt domina” – niestety, wszystko od pewnego czasu się wali. Odejścia Pawła Lisieckiego, Huberta Oczkowskiego, Adriana Kruszyńskiego, Patryka Krzyżanowskiego, rezygnacja z usług Mikołaja Panowicza, błędy sędziowskie, wszechobecne, niespotykane dotąd w klubie kontuzje – wszystko to miało wpływ na przegrany sezon. Victoria jest poważnie „ranna”, jest rozbita nie tylko fizycznie, ale równie mocno rozbita jest psychicznie. Nie ma już witalności, nie ma motywacji, zaangażowania, nie ma radości w grze. Wszystko jakby zgasło. A w Międzychodzie po prostu przykro było patrzeć jak zespół, który przez większość sezonu był najlepszy, grał naprawdę ładną dla oka, poukładaną, techniczną piłkę, męczy się i dostaje wielkie baty.