Sędziowski cyrk i złe emocje we Wrześni
Takich popisów, jakie zafundowali arbitrzy meczu Victoria Września – Warta Międzychód dawno we Wrześni nie było. Beznadziejna trójka rozjemców sprawiła, że ponad godzinę gospodarze grali w osłabieniu, a złe emocje towarzyszyły tej rywalizacji od pierwszej do ostatniej akcji meczu. Ostatecznie Victoria uległa Warcie 1:2.
Od pierwszej piłki tego meczu arbiter z Poznania czuwał, by nic złego nie stało się ekipie gości. Po każdej interwencji piłkarza Victorii odgwizdany był faul i pokazany żółty kartonik, nawet w sytuacji, kiedy Jakub Groszkowski wybijał piłkę wślizgiem na aut boczny w centralnej strefie boiska sędzia odgwizdał faul i pokazał mu żółta kartkę. W ciągu 5. minut gospodarze złapali 4 żółte kartoniki. Nie mogli nic, ani bronić, ani atakować, bo każdy ich kontakt z piłką groził karą. Jakby tego było mało, to trener gości przy każdy starciu piłkarzy krzyczał faul i kartka. Sędzia słuchał i czynił tak, jak mu trener Warty podpowiadał: gwizdek, kartka. Niestety, nie było to śmieszne, a przerażająco prawdziwe. Czegoś takiego, jak świat światem, ja przy Kosynierów nie pamiętam. W 25. minucie swój drugi faul popełnił w tym meczu Filip Brzostowski, zobaczył drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Temperatura spotkania osiągnęła stan wrzenia. Gospodarze nie dość, że nie mogli grać, bo sędzia czuwał i absolutnie na grę w piłkę naszej drużynie nie pozwalał, to jeszcze zmuszeni zostali do gry obronnej, z której raz po raz konstruowali kontrataki. Goście oczywiście mieli optyczną przewagę, ale jedna z kontr Victorii zakończyła się faulem zespołu Warty. Bramkarz, oj, wyjątkowy dyskutant, wyskoczył ze swej świątyni, by wywierać kolejną presję na arbitrze. Nasi w tym czasie wznowili grę, piłka trafiła do Jakuba Groszkowskiego, a ten widząc, że bramkarz jest wysunięty z 40. może metrów posłał piłkę do siatki rywali. W 37. minucie Victoria prowadziła 1:0, mimo ambitnej postawy sędziego, który za wszelką cenę chciał wykartkować i przetrzebić nasze szeregi. Nie można tego pominąć milczeniem – sędziowanie meczu Victoria – Warta Międzychód w I części meczu było skandalem. Do przerwy nic się już nie zmieniło. Atakowała Warta, Victoria umiejętnie, skutecznie się broniła.
Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie nadal optyczna przewagę miała Warta. Victoria rając uważnie w obronie wyprowadzała kontry. Niestety, w 56. minucie goście zaatakowali prawą stroną, poszło dośrodkowanie na przedpole naszej bramki i tam jeden z piłkarzy gości płaskim strzałem posłał futbolówkę do naszej bramki. Zrobiło się 1:1. W 70. minucie Victoria mogła prowadzić 2:1. Sanocki zagrał do Stańczyka, ten wpadł w pole karne, uderzył w krótki róg bramki, w którym, niestety, stal bramkarz Warty i zdołał wybić piłkę na rzut rożny. Po rzucie rożnym mieliśmy dośrodkowanie, potem zamieszanie pod bramką gości i piłkę, która trafiła w słupek. Zabrakło dosłownie kilku centymetrów do szczęścia. Ledwo co zdążyliśmy złapać się za głowy z rozpaczy po niewykorzystanej sytuacji, to łapaliśmy się za głowy po straconej bramce. Goście wyprowadzili atak, Jędrzej Drame ograł naszego obrońcę, poszedł sam na sam z Tobiaszem Nowickim i podcinka wpakował piłkę do siatki. Goście objęli prowadzenie, którego nie oddali już do końca spotkania mimo ambitnych, pełnych poświęcenia ataków zmęczonych piłkarzy Victorii.
I w tej części gry arbitrzy nie dawali zapomnieć o sobie, np w sytuacji, w której, po główce Maciej Sanockiego, piłka trafiła w rękę obrońcy. Karnego oczywiście nie było. A złe emocje w tym meczu, wywołane przez arbitrów były niestety obecne do samego końca. Victoria przegrała ważny mecz grając go praktycznie w osłabieniu. Mimo wszystko naszym piłkarzom należą się słowa uznania, walczyli dzielnie, cały zespół. Cóż, sytuacja staje się coraz trudniejsza, ale nie wolno się poddawać, trzeba grac do końca, a meczów jeszcze trochę zostało. Trzeba pamiętać też o tym, że często, nie twierdzę, że zawsze, sukces rodzi się w bólach.
i
A coś o krzykach kibiców będzie?
Panie Tomaszu, o krzykach kibiców nic nie wiem. Jeżeli zaś chodzi Panu o mój okrzyk, cóż, powtarzałem i powtarzam – jest mi bardzo przykro, tego co się stało nie cofnę i bardzo żałuję, bo nigdy w swoim długim życiu nie zdarzyło mi się tak się zareagować. Przeprosiłem zawodnika, oba kluby. Z tym co się stało muszę sobie poradzić, a nie jest łatwo, bo na szali leży 40 lat mojej pracy. pzdr serdecznie.