„Pan profesor” Szymon Krawczyński (video)
Znakomite spotkanie rozegrał Filip Brzostowski, dwie bajeczne bramki zdobył Mikołaj Jankowski, ale dla mnie najlepszym piłkarzem meczu Victoria – Iskra Szydłowo był bez dwóch zdań Szymon Krawczyński. To on, swoją mądrą, bezbłędną grą w środku pola najbardziej przyczynił się do zwycięstwa 3:1.
To był bardzo ważny mecz dla podopiecznych Tomasza Bekasa. Po blamażu w Skalmierzycach i fali krytyki, która przelała się nad zespołem w ostatnim tygodniu piłkarze Victorii musieli znaleźć motywację, by znów znaleźć radość gry, by znów zbudować atmosferę, która nie tylko zmobilizuje ich do wysiłku, ale i wrzuci uśmiech na twarz. Trener Bekas cały tydzień poprzedzający pojedynek z Iskrą pracował nad tym i wiem, z sygnałów, które dopływały z klubu, że nastroje w zespole były coraz lepsze, że piłkarze wyrzucili z głów nieszczęsne Skalmierzyce i z nowymi siłami, z ogromną mobilizacją oczekiwali pojedynku z Iskrą Szydłowo. Przystąpili do niego w poważnie osłabionym składzie, który wyglądał następująco:
Nowicki – Chopcia, Gułajski, Kistowski, Widelski – Szczublewski, Krawczyński, Brzostowski, Stańczyk – Górzyński, Jankowski
Po bardzo dobrej zmianie w Skalmierzycach w wyjściowym składzie znalazło się miejsce dla Macieja Szczublewskiego. W miejsce kontuzjowanego Jakuba Jandego wyszedł Piotr Gułajski, a miejsce Jakuba Groszkowskiego na „10” zajął Mikołaj Górzyński. Pierwsze 30. minut tego meczu po kazało, że Victoria nadal jest w szoku po klęsce z Pogonią i zabiegi trenera Bekasa na nic się zdały. Stoperzy Gułajski, Kistowski poruszali się jak dzieci we mgle, fatalnie spisywał się na boku Chopcia, nie działały wahadła: Szczublewski, Stańczyk, błąkał się po całym placu Górzyński jakby po omacku szukał wyjścia do szatni i tylko temu, że w środku pola grali Brzostowski I Krawczyński zawdzięczamy w tym okresie wynik bezbramkowy. Dobrze też, że goście wyszli przestraszeni niczym królik przed walką z lwem i bali się kopnąć piłkę do przodu, bo gdy już im się udało przejść środkową strefę boiska i piłka lądowała w okolicach naszego pola karnego, to alarm w szeregach Victorii był tak ogromny, że wręcz paraliżował poczynania naszych obrońców. I gdy wydawało się, że po 30. minutach Victoria opanowała nerwy i zaczęła atakować bramkę rywali w kuriozalnych okolicznościach straciła gola. Po stracie piłki w środkowej strefie boiska poszło dalekie podanie gości na przedpole Victorii, tam piłkarz Iskry ograł jak dziecko Piotra Gułajskiego i plasowanym strzałem w długi róg bramki Tobiasza Nowickiego, w 36. minucie, dał prowadzenie swojej drużynie.
I po stracie bramki, o dziwo, bo nikt się tego nie spodziewał, jakby piorun w Victorię strzelił i to w tym pozytywnym znaczeniu. Otrząsnęła się jak kaczka po wyjściu z wody i zaczęła grać. Na bramkę Iskry sunął atak za atakiem. Jeden z nich zakończył się dośrodkowaniem z prawej strony, po którym obrońca Iskry zatrzymał piłkę ręką i arbiter wskazał na wapno. Do piłki podszedł Mikołaj Jankowski i cudowną podcinką, w stylu Panenki wyrównał na 1:1. Wielkie brawa dla Jankesa, bo w takim momencie, gdy drużynie nie idzie, gdy przegrywa 0:1, gdy walczy o powrót do żywych, zdecydować się na karnego „ala Panenka”, to trzeba mieć niesamowity system nerwowy, albo go nie mieć wcale. Mikołaj – ogromny szacun!
Gol Mikołaja można zobaczyć tutaj:
Po wyrównującej bramce Victoria złapała wiatr w żagle. Trwał niesamowity napór gospodarzy, który, w 45. minucie przyniósł im upragnione prowadzenie. W zamieszaniu podbramkowym Filip Brzostowski zachował zimną krew, wziął na zamach obronę, bramkarza i mocnym uderzeniem w róg bramki umieścił piłkę w siatce.
Po zmianie stron trener Bekas dokonał bardzo ważnej zmiany – wymienił Maciejów. W miejsce Szczublewskiego wprowadził Sanockiego, który „usiadł na 9.”, a to pozwoliło na bok przesunąć zabłąkanego w pierwszej odsłonie Mikołaja Górzyńskiego. No i po tym zabiegu gospodarze odzyskali skrzydła. Górzyński zaczął grać to, czego od niego się oczekuje, to samo z drugiej strony Stańczyk. Mikołaj Jankowski cofnął się na „10”, Filip Brzostowski i Szymon Krawczyński poukładali grę w środku pola i wreszcie Victoria zaczęła wyglądać pozytywnie. Jeśli do tego dodamy zupełnie inną, tj zdecydowanie lepszą niż do przerwy postawę obrońców, którzy w przerwie mieli poważną rozmowę ze szkoleniowcem, to nic dziwnego, że goście praktycznie nie potrafili zagrozić bramce gospodarzy. Victoria kontrolowała wydarzenia na boisku, a swój koncert rozgrywał Szymon Krawczyński. Popularny Czester to już dzisiaj postać wielce zasłużona dla Victorii, od lat pewny jej punkt. Ale mecz z Szydłowem był dla naszego pomocnika wyjątkowy. To on jest kapitanem zespołu, to po części na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za koszmarek w Skalmierzycach i to on niósł ze sobą płomień nadziei na rehabilitację. I poniósł, i uniósł, i pokazał, że w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji można na niego liczyć. W starciu z Iskrą Szymon był królem drugiej linii, grał praktycznie bezbłędnie, miał mnóstwo przechwytów, wiele celnych, dokładnych podań, które uruchamiały akcje naszego zespołu. I za tę znakomitą postawę należą mu się ogromne słowa uznania.
W drugiej części tego meczu Victoria miała swoje okazje do podwyższenia wyniku, W dogodnych sytuacjach mylił się Stańczyk, mylił Górzyński, ale nie pomylił się Mikołaj Jankowski, a miał najtrudniejsze zadanie. 20-letni napastnik Victorii w 70 minucie gry przyjął piłkę z dala, może 25, może 27 metrów, od bramki i po odbiciu od murawy huknął jak z armaty. Futbolówka leciała jak natchniona prosto w okienko bramki Iskry. To był gol z cyklu „stadiony świata”, z pewnością jeden z najładniejszych w krótkiej przecież jeszcze przygodzie Mikołaja z piłką.
Oto bomba Jankesa – ręce same składają się do oklasków:
Do końca meczu nic się już nie zmieniło. Victoria wygrała 3:1 i to jest najważniejsze, bo przedłuża nadzieje na grę o awans. Jest jeszcze inna dobra nowina, być może za tydzień, w arcyważnym meczu z Wartą Międzychód grać będą mogli Jakub Jandy i Jakub Groszkowski. Byłoby to ogromne wzmocnienie jedenastki Tomasza Bekasa. Jak na razie obaj się kurują. Ich występ w środowym meczu Pucharu Polski raczej nie będzie możliwy, ale nie ma to dużego znaczenia. Zdecydowanie ważniejsza jest sobotnia bitwa z Wartą, bitwa, która pokaże, czy Victoria wróciła już na właściwe tory, zapomniała o Skalmierzycach i krok po kroku dąży do wyznaczonego celu. Dzisiaj Victoria jest na drugim miejscu w tabeli, ale jej najgroźniejsi rywale mają do rozegrania jeden mecz. Dlaczego? Ano dlatego, że dziwnym trafem sobotni pojedynek Warta Międzychód – Pogoń Skalmierzyce nie doszedł do skutku i szczerze mówiąc nie wiadomo z jakiego powodu. Gospodarze tego meczu tak się zakręcili w wymyślaniu powodów (na swoim profilu podali, że z powodu braku boiska, na 90.minut, że problemy z pandemią), że tak naprawdę nie są one znane. Wszystko jednak wskazuje na to, że Warta chciała zyskać czas, mieć mecz „w zanadrzu” po ewentualnej porażce we Wrześni. Jeśli tak było, powtarzam jeśli, to działania Warty nie mają wiele wspólnego ze sportem i najlepszą odpowiedzią na nie byłoby zwycięstwo Victorii w meczu, który już w najbliższy weekend.